— Tak. — Stephen wskazał na ludzi przed murem. Pierwsza warstwa sięgała większości do piersi. — Ktoś go właśnie całuje.
— Nie. To nie jest druga warstwa — markotny ton, jakim to powiedział, nie pozwalał spodziewać się dobrych wieści. — Pierwotny mur świątyni był o wiele wyższy. To, co widzimy tutaj, to tylko górna część. Widać jedenaście warstw kamiennych bloków, pozostałe dziewiętnaście znajduje się pod ziemią.
* * *
Daniel Perlmann zmierzył wzrokiem człowieka rozpierającego się na jednym ze skórzanych foteli dla interesantów, potem przez wielkie okno przyjrzał się robiącej wrażenie, czarnej limuzynie, która przywiozła tego mężczyznę, a teraz obok niej czekał na jego powrót również robiący wrażenie ochroniarz, potem wrócił spojrzeniem do swego gościa, ubranego w robiący nie mniejsze wrażenie garnitur.
— Z pewnością pan wie, że nie mogę udzielić tego rodzaju informacji — powiedział wreszcie tak stanowczo, jak tylko potrafił. — Przykro mi.
Mężczyzna zaśmiał się swobodnie.
— To niebieski Fiat.
— Żałuję.
— Panie Perlmann — powiedział gość z niezmiennie uprzejmym uśmiechem — mógłbym teraz wyjść przez te drzwi i za pół godziny wrócić tu z policjantem, który zapyta pana o to samo, co ja. Lecz w ten sposób skierowalibyśmy życie młodego człowieka, o którym właśnie panu opowiadałem, na tory, jakich żaden z nas by sobie nie życzył. Niech pan sam powie — aresztowanie, więzienie, policyjne przesłuchania, wszystko przez zwykłe nieporozumienie?
— To wszystko możliwe — upierał się Daniel Perlmann.
— Lecz pańskie żądanie jest sprzeczne z moimi zasadami prowadzenia firmy. Poza tym, w ogóle jest niezgodne z prawem.
Nastąpiła przerwa. Powietrze w gabinecie Daniela Perlmanna zdawało się zmieniać w lód, choć nie potrafiłby powiedzieć, dlaczego.
— Panie Perlmann — powiedział gość, i tym razem jego gestykulacja była wolna od wszelkiej uprzejmości, z twarzy znikł uśmiech a głos stracił przyjazny ton — jestem największym klientem pańskiej wypożyczalni samochodów, tak na całym świecie, jak i tu, w Izraelu. Każdego dnia więcej płacę za samochody, ciężarówki i inne pojazdy wypożyczane przez moich pracowników na całym świecie z pańskiej firmy, niż pan zarabia w ciągu miesiąca. Wszystko, o co proszę, to tylko drobna przysługa. I proszę jeszcze o to, żeby nie marnował pan mojego czasu jakimś błazeńskim krygowaniem się. Czy naprawdę muszę zadzwonić do przewodniczącego zarządu? Dobrze go znam: mieszkam niedaleko Park Ridge, gdzie znajduje się, jak pan może pamięta, centrala pańskiego przedsiębiorstwa, i co kilka tygodni gramy razem w golfa. Naprawdę chce pan, żebym zatelefonował do pana Olsona?
Daniel Perlmann świadom był faktu, że jego dłonie kurczowo trzymają się krawędzi stołu i że błyszczy na nich cieniutka powłoka potu. Spojrzał na mężczyznę, na limuzynę, ochroniarza obok niej, znów na mężczyznę. Potem w końcu odetchnął.
— No cóż — stwierdził w końcu. — Może nie będzie to konieczne. — Puścił krawędź stołu, spróbował się uśmiechnąć, lecz zupełnie mu nie wyszło. Mężczyzna, który przedstawił się jako John Kaun, nadal przyglądał mu się wyczekująco swymi zimnymi jak szkło, tygrysimi oczyma. — Kto chciałby pchnąć ku zgubie tak młodego człowieka?
Miał przy tym na myśli raczej siebie samego. Odwrócił się do terminala komputerowego na stoliku przy biurku i już po kilku naciśnięciach klawisza miał na ekranie wszystko, co chciał wiedzieć.
— Pan Foxx jeździ teraz samochodem Jeep Cherokee w kolorze czarny metallic — oznajmił, biorąc w dłoń kartkę. — Zapiszę panu numer rejestracyjny.
Ryc. Xll-16 ukazuje kość lewego podudzia. Na wysokości jednej trzeciej (strzałka) wyraźnie rozpoznać można czysto wygojone złamanie. Takie wygojenia złamań w tym obszarze są niemożliwe bez pomocy medycznych (usztywnienie na szynach, założenie śrub, implanty).
Profesor Charles Wilford-Smith Raport z wykopalisk pod Bet Hamesh
Przez moment zdawało mu się, że w uszach wyrosły mu zastawki, o jakich nauki medyczne dotychczas nie słyszały. I te zastawki zdawały się teraz gwałtownie zamykać, aby ustrzec go od dalszego słuchania. Po chwili to wrażenie minęło i po prostu dalej tam stał. Myśli gnały jak szalone.
— Uważasz, że podróżnik w czasie ukrył kamerę w kamieniu, który teraz zakopany jest głęboko pod ziemią?
— Tak.
— Ale jaki to miałoby sens?
— Nie mam pojęcia.
Stephen nadal wpatrywał się w Ścianę Płaczu, jakby chciał siłą swych skoncentrowanych myśli wzniecić w niej ogień, studiował wzrokiem mur wykonany z niewielkich cegieł, wznoszący się nad najwyższą warstwą kamiennych bloków, spoglądał na kępki na wpół uschłej trawy na szczycie.
— A jednak — powiedział w końcu. — To ma sens. Judith spojrzała na niego marszcząc czoło.
— Podróżnik w czasie to Amerykanin — wyjaśnił Stephen swoje rozumowanie. — Amerykanie nie mają zbytniego doświadczenia, jeśli chodzi o stare budowle i ruiny, bo w Ameryce praktycznie nic takiego nie ma. Prawdopodobnie zobaczył Ścianę Płaczu podczas podróży po Izraelu, sądził jednak, że to pozostałość murów Świątyni. Rozumiecie? Sądził, że to, co tu widzimy, to dolne fragmenty muru. Gdy znalazł się w przeszłości, wiedział, że Świątynia zostanie zburzona przez Rzymian — ale nie wiedział, co dokładnie ulegnie zniszczeniu. Na pewno nie przyszło mu do głowy, że to dolna połowa muru będzie zagrzebana w ziemi. Nawet mnie z trudem przychodzi to sobie wyobrazić.
— Myślał, że druga warstwa muru Świątyni to równocześnie druga warstwa Ściany Płaczu — przytaknął Yehoshuah.
— Właśnie. Odległość od południowo-zachodniego narożnika Świątyni wybrał przecież tak, że jednoznacznie celował w Ścianę Płaczu. Chciał ukryć kamerę w Ścianie Płaczu.
Judith pokręciła głową.
— To szalone. Ale może masz rację. Chybił celu.
— Dwadzieścia metrów za głęboko — uzupełnił Yehoshuah.
— Pytanie brzmi — w zamyśleniu mówił dalej Stephen — co teraz zrobimy.
— A co chcesz jeszcze zrobić?
— Dwadzieścia metrów w głąb ziemi to przecież w dzisiejszych czasach żaden problem. Dla koparki to jeden, dwa dni i po problemie.
Dało się słyszeć, jak Yehoshuah łapczywie wdycha powietrze.
— Człowieku — wybuchnął potem wytrącony z równowagi.
— Człowieku! Ty naprawdę masz fantazję. Jak to sobie wyobrażasz?
— Trzeba usunąć płyty, którymi wyłożony jest plac, zrobić wykop schodzący w dół tuż przy murze, przebadać wykrywaczem metalu wchodzące w grę kamienne bloki…
— Po pierwsze, pod placem nie znajduje się po prostu ziemia, ale dwa tysiące lat historii miasta — skorygował go Yehoshuah. — Po drugie to wszystko jest święte, święte, święte. Zapomnij o tym. Zapomnij o pomyśle, że tu kiedykolwiek stanie jakaś koparka.
No cóż. To byłoby za proste. Stephen rozglądał się zniechęcony. Wzbraniał się przed kapitulacją. Gdyby chociaż mieli jeszcze te listy, jako dowód. Potrząsnął głową.
— Wydobędę tę kamerę — oznajmił, sam sobie wydając się przy tym nieco zbzikowany. — Wiem to. Nie wiem tylko, jak.
Judith bez słowa objęła go ramieniem. Stali tak dłuższą chwilę, aż pęd myśli uspokoił się.
Mimo to pewność nie opuściła go. Wydobędzie tę kamerę. Gdy to mówił, nie chodziło mu tylko o dodanie sobie otuchy. Odkąd wiedział, jak wygląda, coraz częściej pojawiało się w palcach charakterystyczne uczucie, jakby trzymał ją w dłoniach. Jakby czas stopniowo stawał się przepuszczalny. Jakby raz po raz pozwalał mu na zerknięcie w przyszłość, na wydarzenia, które na pewno nastąpią, nieuniknione.
Читать дальше