Rozejrzał się, uważnie popatrzył na resztki dwóch plastykowych kuwet na blacie stołu, zasypane potłuczonym szkłem i zaschniętą pianą gaśniczą.
— Co to było? Na wideo widać dwie kuwety, lampę ultrafioletową i lupę. Ale to nie były żadne z naszych kuwet, tamte stoją tu po drugiej stronie i są nietknięte. Przy okazji, to niesamowite, Ryan, jak pan ugasił ten ogień! Gratuluję.
— Dziękuję, sir.
— Nie stali obok szkieletu, i nie interesowali się instrukcją obsługi. Stali tu, z dwoma kuwetami nie od nas. Co w nich było?
— Ten drugi papier.
— Właśnie. Papier, który leżał razem z instrukcją obsługi i o którym Foxx nam nie powiedział. Przywieźli go tu i badali. — Kaun chwycił spopieloną masę i roztarł kilka okruchów między palcami. — A teraz jest zniszczony. Pytanie brzmi, czego się dowiedzieli?
— To powiedzą nam, kiedy ich złapiemy.
— Myśli pan, że zdoła ich złapać?
— Oczywiście — stwierdził Ryan z nutą zdziwienia w głosie.
— Moglibyśmy włączyć w to policję. — Tak czy owak odbędzie się śledztwo w sprawie pożaru i ktoś musi zapłacić za akcję straży pożarnej. Jednak izraelscy funkcjonariusze, którzy byli tu dziś rano i sporządzili protokół, wyglądali na zdecydowanie mało zainteresowanych. Szkody wyrządzone przez pożar były minimalne. Muzeum jak zwykle otwarto dziś dla zwiedzających; w korytarzach u góry nie można było nawet wyczuć zapachu pożaru. — Choć zrobiłbym to niechętnie. Moglibyśmy kazać im szukać Foxxa jako podpalacza.
— Nie sądzę, by to było konieczne.
— Miejmy nadzieję. — Spojrzenie Kauna wędrowało po laboratorium. Zadawał sobie pytanie, co powinni teraz zrobić. W pomieszczeniu, które jeszcze w nocy otrzymało nowy zamek, trzeba posprzątać, nim będzie można kontynuować badania. Nie miał przy tym pewności, czy z tych badań dowiedzą się czegoś przydatnego. Nie mógł się pozbyć wrażenia, że najistotniejsze informacje były na tamtym kawałku papieru, ukradzionym przez młodego Amerykanina.
Pobieżnie rozważył ewentualność, że to wydarzenie miało na celu tylko odwrócenie ich uwagi. Żeby myśleli, że dokument został zniszczony. Jednak szybko porzucił to podejrzenie. Było nagranie wideo — takiego łańcucha zdarzeń nie dałoby się zaplanować. To z pewnością był wypadek. Spojrzenie Kauna zatrzymało się na przypominającej piramidę konstrukcji cienkich aluminiowych prętów, stojącej przy szczytowej ścianie laboratorium. Na szczycie piramidy zamocowany był aparat fotograficzny. Podszedł bliżej i odczytał starannie wypełnioną cienkim czarnym pisakiem etykietę filmu, widoczną przez wziernik w tylnej ściance. Był tam napis wykonany pismem hebrajskim, nie był go w stanie odczytać, poniżej znajdowała się data. Data sprzed dwóch dni.
— Niech mi pan powie, Ryan, kto oprócz nas pracował ostatnio w tym laboratorium?
— Nikt.
— Ach — Kaun rzucił okiem na licznik zdjęć. Zrobiono około dwudziestu ujęć. Odkręcił aparat z uchwytu i podał go Ryanowi. — Myślę, że powinniśmy obejrzeć sobie ten film.
* * *
Śniadanie było równie mizerne jak cały hotel. Siedzieli, niewiele rozmawiając i wyglądali dokładnie tak, jak wygląda się zwykle po o wiele za krótkiej nocy, którą próbowało się przespać na zapadniętych materacach. Jednak ten hotel miał dwie zasadnicze zalety: był na tyle tani, że Stephen mógł zapłacić za pokój gotówką, bez potrzeby używania karty kredytowej. No i człowiek w recepcji nie zadawał żadnych dalszych pytań, gdy powiedzieli mu, że cały bagaż ukradziono im razem z paszportami.
— Nie wiem, czy to naprawdę było konieczne? — mruknął w końcu Yehoshuah. — Mogliśmy przecież pójść po prostu do mnie…
— I obudziłbyś się patrząc prosto w lufy pistoletów goryli Ryana — odburknął zniecierpliwionym tonem Stephen.
Judith z niesmakiem wpatrywała się w zawartość swojej filiżanki kawy.
— Czy to naprawdę byłoby gorsze? — mruknęła sama do siebie.
— Nie traktujesz ich trochę za poważnie? — powątpiewał jej brat. Stephen rzucił mu spojrzenie, w którym mieszały się zawziętość i kpina.
— Witamy w świecie niegrzecznych chłopców, Yehoshuah. A jak sądzisz, jak znalazł nas Ryan? Mój samochód miał jednak ten nadajnik radiowy, choć tak mnie wyśmiewałeś, kiedy mówiłem ci o moich podejrzeniach. Gdybym wczorajszego wieczoru był tak samo ostrożny jak wcześniej, wszystko potoczyłoby się inaczej. Czy może się mylę?
Peter Eisenhardt ocknął się ze snu i wydawało mu się, że słyszy jakieś szmery w przedzie kontenera, w salce konferencyjnej. Było to całkiem prawdopodobne, gdyż wciąż jeszcze leżały tam rzeczy Stephena Foxxa, rozłożone na stole, by można je było przeglądać nie przejmując się tak nieistotnym drobiazgiem jak poszanowanie prywatności. Dziś rano obudził się późno, może powinien postarać się jak najszybciej dołączyć do reszty.
Odsunął zasłonę z okna i wskoczył w szlafrok. Pantofle gdzieś się zawieruszyły, ruszył więc boso na przód kontenera, przez chwilę rozważał, czy wziąć sobie filiżankę kawy, w końcu jednak zrezygnował i odsunął przesuwne drzwi pokoju konferencyjnego.
Był tam profesor Wilford-Smith, siedział samotnie przy stole przed otwartym laptopem młodego Amerykanina. Na widok Eisenhardta drgnął gwałtownie, jakby pisarz przyłapał go na jakiejś zakazanej czynności.
— Dzień dobry — powiedział Eisenhardt i zaciekawiony stanął za kierownikiem wykopalisk. Wilford-Smith studiował zapamiętane strony internetowe, na których znajdował się opis kamery MR-01 i MR-02.
— Dzień dobry, panie Eisenhardt — odparł Brytyjczyk z roztargnionym uśmiechem, równocześnie składając i wsuwając do kieszeni kawałek papieru, na którym dopiero co coś sobie zanotował. — Widzi pan, wciąż mnie to niepokoi. Dlaczego podróżnik w czasie nie wziął z sobą w przeszłość kamery MR-02? Według tego, co tu napisano, ta kamera musi być lepsza.
— Dobre pytanie — skinął głową Eisenhardt. Jeszcze lepsze pytanie brzmiało, dlaczego profesor zachowuje się tak dziwacznie.
— Ma bardziej stabilną obudowę. Obiektyw o większej jasności. Większy zoom. I mimo to nie jest istotnie cięższa ani większa.
— Ale kosztuje o tysiąc dolarów więcej. Profesor spojrzał na niego osłupiały.
— No, to chyba raczej nie mógł być decydujący powód. Eisenhardt przyjrzał się ilustracji na monitorze małego komputera. Tak, można by sądzić, że to naprawdę nie mógł być decydujący powód. Jednak odkąd zobaczył kamerę, jakiej szukają, krystalizowało się w nim przeczucie, że ten szczegół jest wskazówką świadczącą o tym, że ich dotychczasowe rozważania idą w całkowicie błędnym kierunku. Kobieta za okienkiem wypożyczalni samochodów miała bujne kasztanowate włosy i równie bujne kształty. Dobrze mówiła po angielsku i starała się sprawiać jak najbardziej uprzejme wrażenie, nie narażając przy tym swego pracodawcy na koszta, których dałoby się uniknąć. Studiowała kopię umowy wynajmu, przedłożoną jej przez Stephena, i próbowała powiązać ją w całość z tym, co jej opowiadał.
— Właściwie zobowiązał się pan oddać pojazd w Tel Awiwie — stwierdziła.
— Miałbym z tym kłopot, bo silnik nie chce zapalić — odparł Stephen.
— Moglibyśmy odstawić go do warsztatu, zlecić naprawę i poinformować pana, kiedy będzie znów do dyspozycji — zaproponowała. — Oczywiście nie musiałby pan zapłacić za ten czas ani grosza.
W tym momencie wśród zawieszonych w starannych ramkach na okiennych szybach plakatów Stephen zauważył jeden z Bet She’arim. Przypomniała mu się historia podróżnika w czasie i to, że planowali zwiedzić nekropolię. Teraz jednak nie było takiej potrzeby, gdyż wiedzieli już, gdzie jest kamera. Cóż za szalona przygoda!
Читать дальше