– Więc przez cały czas pan wiedział, co robią domy pana Vane’a?
Pan Cleat skrzywił się.
– Robiłem, co mogłem, by uratować pana Rogersa. Zawinił korek na ulicy.
– Wiedział pan przez cały czas, co te domy robią z ludźmi, i nic to pana nie obchodziło? Nie próbował pan powstrzymać pana Vane’a? W domu przy Laverdale Square znaleziono ponad pięćdziesiąt szkieletów! Były wśród nich kobiety i dzieci!
– Wiem, John, ale na Boga… z tego, co czytałem, większość z tych szkieletów pochodzi sprzed moich czasów. Były tam wiktoriańskie, edwardiańskie i trochę z lat dwudziestych ostatniego stulecia. Nie możesz winić mnie za coś, co się stało na długo przed moim pojawieniem się na świecie.
– Nie sądziłem, że pan o wszystkim wiedział, panie Cleat. Przynajmniej taką miałem nadzieję.
– Przez długi czas nic nie wiedziałem. By dowiedzieć się prawdy, potrzebowałem trzy albo cztery lata. W końcu dlaczego miałbym cokolwiek podejrzewać? Po sprzedaniu komuś domu raczej się więcej go nie ogląda, prawda? Skąd więc miałoby się wiedzieć, że ktoś taki zniknął? Poza tym nie było niczego, co mogłoby wzbudzić moje podejrzenia. Nieruchomości pana Vane’a nie zmieniały właścicieli zbyt szybko, niektóre nie wracały na rynek przez pięć albo i dziesięć lat i nigdy nie przyszło mi do głowy, że stoją puste. Skąd miałem wiedzieć, że właściciele znikali po dwóch albo trzech miesiącach od wprowadzenia się? Czasem następowało to po kilku dniach, niekiedy nawet chyba po kilku godzinach.
– Ale choć odkrył pan prawdę, pracował dalej dla pana Vane’a…
– A co miałem robić? Sam wiesz, że bardzo trudno kogokolwiek przekonać, jak wygląda prawda. Raz, dawno temu, zadzwoniłem na policję po zniknięciu siedmioosobowej rodziny. Przeszukano posiadłość, ale ponieważ wtedy jeszcze nie wiedziałem, gdzie ludzie się podziewają, nie zasugerowałem zburzenia ścian. Wszystko stało się nagle jasne dopiero po zburzeniu domu przy Laverdale Square. Muszę przyznać, że był to dla mnie spory wstrząs.
– I nawet teraz nie zamierza pan zmienić pracy ani niczego ujawnić?
Nozdrza pana Cleata zadrgały.
– To nie takie proste. W minionych latach łączyły mnie z panem Vane’em różne interesy i nawet gdybym złożył wymówienie, nie przyjąłby go. – Przerwał na chwilę, po czym dodał: – Jest jeszcze coś. Pięć albo sześć lat temu pewien dziennikarz próbował przeprowadzić śledztwo w sprawie domów pana Vane’a, i wkrótce potem znaleziono jego ciało przy stacji Streatham Common, na nasypie kolejowym. Policja stwierdziła, że był tak zmasakrowany, jakby spadła na niego ciężarówka drewna.
Rzeźba, pomyślał natychmiast John. Oto, co się dzieje, jeśli zaczyna się wtykać nos w sprawy pana Vane’a. Wysyła rzeźbę, by zajęła się delikwentem.
Nieoczekiwanie z gabinetu wyszedł pan Vane. Miał na sobie czarny garnitur z dwurzędową marynarką i wyglądał jeszcze bardziej szkieletowato niż zazwyczaj. Zlustrował Johna od stóp do głów.
– No, no… – mruknął. – Słyszałem, że jesteś przykuty do łóżka.
– Czuję się już znacznie lepiej.
Pan Vane podszedł do szafy z aktami i wyciągnął jedną z szuflad.
– Rozumiem, że byłeś bardzo chory. Nie chciałbym, żebyś się przepracowywał.
– Pracowałem trochę w domu – odparł John.
Pan Vane podszedł do niego i uśmiechnął się.
– Powinieneś może być bardziej wybiórczy w doborze domów, którymi się zajmujesz – powiedział. Mimo uśmiechu promieniował zimnem jak otwarta lodówka. – Chyba już czas, bym dał ci nieco indywidualnych lekcji, John… Pracuję w tym interesie od bardzo wielu lat i może poszedłbyś jutro ze mną, kiedy będę pokazywał klientom dom przy Mountjoy Avenue sześćdziesiąt sześć?
– Eee… jutro jestem chyba zajęty. Pan Cleat chce, żebym uporządkował akta.
– Akta mogą zaczekać. Potrzebujesz nieco doświadczenia w bezpośrednim kontakcie z klientem, i to w sprzedawanym domu. Musisz zobaczyć, jak zawodowiec sprzedaje nieruchomość.
– Courtney sporo mi już pokazał.
– Courtney jest dobry, to fakt, ale moim zdaniem jest nieco zbyt… natarczywy. Przy sprzedaży należy trzymać się w cieniu i pozwolić, by klienci sami wszystko załatwili. By sami sprzedali sobie dom. W ten sposób zawsze uzyskuje się wyższą cenę.
John nie wiedział, co odpowiedzieć. Serce waliło mu jak oszalałe.
– To znakomita propozycja – wtrącił się pan Cleat. – Pan Vane jest jednym z najlepszych w branży.
Pan Vane powoli obrócił głową – niemal jak Megan w „Egzorcyście” – i obrzucił swojego podwładnego długim, lodowatym spojrzeniem.
– To nie propozycja, Davidzie. To polecenie. – Odwrócił ponownie głowę, popatrzył na Johna i dodał: – Jestem umówiony z klientami przed terenem nieruchomości jutro o szesnastej trzydzieści. Bądź punktualny, wypoleruj buty i nie odzywaj się, póki cię o to nie poproszę.
– Tak jest, panie Vane. Dziękuję, panie Vane.
Pan Vane obdarzył Johna jeszcze szerszym i bardziej żółtym uśmiechem.
– Nie dziękuj, mój drogi. Nie ma za co.
W tym momencie John spojrzał nad ramieniem pana Vane’a i zobaczył, że ktoś stoi w drzwiach wejściowych i energicznie do niego macha. Był to Courtney – trzymał w dłoni pęk kluczy i John nagle zrozumiał, co się stało. Kiedy pan Vane poszedł z klientami na Mountjoy Avenue sześćdziesiąt sześć, Courtney musiał „pożyczyć” klucze od domów z listy specjalnej i wziąć je do punktu dorabiania, by zrobić duplikaty. Niestety pan Vane wrócił, zanim udało mu się je odłożyć na miejsce, i lada chwila mógł wejść do gabinetu, otworzyć szufladę i odkryć kradzież.
Pan Vane popatrzył na zegarek. Nadgarstek miał okropnie chudy, a skóra na nim była tak wysuszona, że jego ręka przypominała indyczą łapę.
– Chyba już sobie pójdę – stwierdził. Sięgnął do kieszeni i wyjął klucze do domu przy Mountjoy Avenue 66. Zastanawiał się przez chwilę, po czym powiedział: – Mogę je tak samo dobrze wziąć ze sobą. Nie będę musiał jutro specjalnie po nie tu przyjeżdżać. A ty przywieź teczkę z dokumentami domu. – Znów uśmiechnął się do Johna. – Wpół do czwartej, zapamiętałeś? Co do sekundy.
Kiedy pan Vane wyszedł, Courtney wślizgnął się do pokoju, usiadł za swoim biurkiem i ciężko westchnął.
– No, no! Mało brakowało.
– Co mało brakowało? – spytał pan Cleat.
John wyciągnął rękę po klucze, ale Courtney zmarszczył czoło i szepnął:
– Co ty robisz?
– Daj spokój – odparł John. – Cleaty jest teraz po naszej stronie.
– Jesteś pewien? – zapytał z niedowierzaniem Courtney.
John jednak nie cofał ręki i Courtney z wahaniem dał mu dwa duże pęki kluczy – oryginały i duplikaty. John uniósł je tak, by pan Cleat mógł je zobaczyć.
– Teraz możemy wejść do każdego domu z listy specjalnej pana Vane’a. Możemy w każdym szukać dowodów, a jeśli je znajdziemy, możemy zawiadomić policję.
Pan Cleat podszedł do nich i John podał mu oryginały kluczy. Biorąc je do ręki, ich szef wyglądał jeszcze mizerniej niż zwykle.
– Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę z tego, iż podpisaliście w ten sposób swoje wymówienia? Jeśli pan Vane będzie musiał zlikwidować agencję, wszyscy wylądujemy na bruku.
– Martwi się pan o pracę? Liam stracił więcej.
– O czym ty mówisz? Leży chory.
– Nie, szefie – odparł John i opowiedział, co się stało w domu przy Madeira Terrace 93.
Pan Cleat powoli usiadł, a jego oczy wypełniły się łzami.
Читать дальше