– Zaczynam się gubić – wyznał Montalbano.
– Nie ma powodu, komisarzu! Chciałem po prostu powiedzieć, że stągiew została umieszczona jako symbol źródła, które biło w jaskini w Efezie. Podsumowując: stągiew, która należy do legendy chrześcijańskiej, może łączyć się z psem, który należy do inwencji poetyckiej Koranu, tylko jeśli ogarnie się umysłem wszystkie warianty wniesione przez różne kultury. Moim zdaniem autorem przedstawienia nie mógł być nikt inny, tylko ten, kto z powodu nauki…
Jak w komiksie, Montalbano zobaczył światełko, które rozbłysło mu w mózgu.
Zahamował przed siedzibą oddziałów antymafijnych tak gwałtownie, że aż strażnik zaniepokoił się i podniósł karabin.
– Jestem policjantem, nazywani się Montalbano! – krzyknął komisarz, pokazując prawo jazdy, które pierwsze nawinęło mu się pod rękę.
Dysząc, podbiegł do innego funkcjonariusza, który pełnił funkcję portiera.
– Proszę zawiadomić doktora De Dominicis, że idzie do niego komisarz Montalbano, szybko!
W windzie, korzystając z faktu, że jest sam, poczochrał sobie włosy, rozluźnił węzeł krawata, rozpiął górny guzik koszuli. Chciał również wyciągnąć róg koszuli ze spodni, ale wydało mu się, że to już przesada.
– De Dominicis, mam! – powiedział, lekko dysząc, i zamknął za sobą drzwi.
– Co? – spytał De Dominicis i zaniepokojony wyglądem komisarza, wstał z pozłacanego fotela w swoim pozłacanym gabinecie.
– Jeżeli jest pan skłonny udzielić mi pomocy, włączę pana do śledztwa, które…
Montalbano zamilkł. Przytknął dłoń do ust, jak gdyby chciał położyć tamę własnym słowom.
– O co chodzi? Choćby rąbek tajemnicy!
– Nie mogę, proszę mi uwierzyć, nie mogę.
– Co miałbym zrobić?
– Najpóźniej dziś wieczorem muszę wiedzieć, jaki był temat pracy dyplomowej, którą na italianistyce obronił Calogero Rizzitano. Jego promotor nazywał się chyba Cotroneo. Obrona była pod koniec czterdziestego drugiego roku. Przedmiot tej pracy jest kluczem do sprawy, możemy zadać śmiertelny cios całej…
Znów zamilkł, wytrzeszczył oczy, powiedział z przestrachem:
– Ja nic nie mówiłem.
Rozgorączkowanie Montalbana udzieliło się De Dominicisowi.
– Ale jak to zrobić? W tym czasie studentów musiały być tysiące! A czy w ogóle jeszcze istnieją jakieś dokumenty?!
– Co też pan mówi? Nie tysiące, ale dziesiątki. W tamtych czasach większość młodych ludzi była na wojnie. To prosta sprawa.
– A więc dlaczego sam pan sobie tego nie załatwi?
– Na pewno straciłbym mnóstwo czasu na te wszystkie formalności, a przed wami każde drzwi stoją otworem.
– Gdzie będę mógł pana znaleźć?
– Pędem wracam do Vigaty, nie mogę tracić z oczu rozwoju wypadków. Kiedy tylko zdobędzie pan jakąś wiadomość, proszę dzwonić. Do domu, proszę. Nie do biura, może być podsłuch.
Aż do wieczora czekał na telefon od De Dominicisa, lecz bezskutecznie. Jednak to go nie martwiło, ponieważ był pewny, że De Dominicis połknął haczyk. Widocznie nawet on napotkał kłopoty.
Rano miał przyjemność zobaczyć Adelinę, gospodynię.
– Dlaczego nie przychodziłaś ostatnio?
– Jak to dlaczego? Przecież pani nie chce, żebym przychodziła, kiedy ona jest tutaj.
– A skąd wiedziałaś, że Livia już wyjechała?
– Od ludzi.
W Vigacie wszyscy wiedzieli wszystko o wszystkich.
– Co mi ugotujesz?
– Spaghetti z sardynkami, a na drugie ośmiorniczki.
Wyśmienite, ale zabójcze. Montalbano ją przytulił.
W południe zadzwonił telefon. Odebrała Adelina, która dokładnie sprzątała mieszkanie, z pewnością po to, żeby usunąć ślady obecności Livii.
– Komisarzu, Didumminici do pana!
Montalbano, który siedział na werandzie i po raz piąty czytał Punkt zwrotny Faulknera, rzucił się do telefonu. Zanim złapał do ręki słuchawkę, obmyślił szybko plan działania, żeby uwolnić się od De Dominicisa, kiedy tylko uzyska od niego informację.
– Tak, halo? Kto mówi? – zapytał znudzonym i rozczarowanym głosem.
– Miał pan rację, to było łatwe. Calogero Rizzitano uzyskał dyplom z wyróżnieniem trzynastego listopada tysiąc dziewięćset czterdziestego drugiego roku. Niech pan weźmie długopis, tytuł jest długi.
– Proszę zaczekać, wezmę coś do pisania. I tak już trochę za późno…
W głosie rozmówcy De Dominicis dosłyszał pretensję.
– Co ci jest?
Czując się wspólnikiem, Dominicis przeszedł z „pan” na ty.
– Jak to co mi jest? Jeszcze mnie pytasz?! Przecież mówiłem ci, że ta wiadomość była mi potrzebna wczoraj wieczorem! Teraz już mnie nie obchodzi! Przez twoją opieszałość wszystko diabli wzięli!
– Wcześniej to nie było możliwe, uwierz.
– Dobrze już, dyktuj.
– Makaronizmy w szesnastowiecznej sacra rappresentazione o Siedmiu Śpiących anonimowego autorstwa . Czy możesz mi wytłumaczyć, co to ma wspólnego z mafią?
– A ma, i to jeszcze jak! Tyle że teraz, przez ciebie, nie jest mi to już potrzebne i na moją wdzięczność nie masz co liczyć.
Odłożył słuchawkę i wybuchnął donośnym śmiechem. Natychmiast w kuchni rozległ się szczęk tłuczonego szkła: ze strachu Adelina musiała wypuścić coś z ręki. Pobiegł w przeciwnym kierunku, skoczył z werandy na piasek, fiknął koziołka, potem zatańczył, zrobił drugiego fikołka i znowu zatańczył. Trzeci fikołek mu nie wyszedł i komisarz upadł bez tchu na piasek.
Adelina rzuciła się ku niemu z werandy, pokrzykując:
– Panno Przenajświętsza! Co za wariat! Kark sobie skręcił!
W trosce o siebie samego Montalbano wsiadł do samochodu i pojechał do biblioteki miejskiej w Montelusie.
– Szukam pewnej sacra rappresentazione – powiedział do kierowniczki.
Kobieta, która znała go jako komisarza, lekko się zdziwiła, lecz oszczędziła mu komentarza.
– Wszystko, co mamy – powiedziała – to dwa tomy pod redakcją D’Ancony i dwa pod redakcją De Bartholomaeisa. Nie mogę ich jednak wypożyczyć, musi pan z nich skorzystać na miejscu.
Sacra rappresentazione o Siedmiu Śpiących mieściła się w drugim tomie antologii D’Ancony. Był to krótki, bardzo naiwny tekst. Praca Lilia musiała dotyczyć dialogu dwóch lekarzy heretyków, którzy rozmawiali, używając zabawnych makaronizmów. Lecz najbardziej interesujący okazał się wstęp D’Ancony. Było w nim wszystko – cytat z odpowiedniej sury Koranu, droga, jaką przebyła legenda w krajach europejskich i afrykańskich, z uwzględnieniem mutacji i wariantów. Profesor Lovecchio miał rację: osiemnasta sura Koranu, sama w sobie, prezentowałaby prawdziwą łamigłówkę. Trzeba ją było uzupełnić o elementy z innych kultur.
– Chcę założyć pewną hipotezę i uzyskać potwierdzenie – powiedział Montalbano, kiedy poinformował państwa Burgio o ostatnich odkryciach. – Oboje, i to z wielkim przekonaniem, mówiliście mi, że Lilio traktował Lisettę jak swoją młodszą siostrę i że za nią przepadał. Prawda?
– Tak – odpowiedzieli chórem.
– Dobrze, zadam więc wam pytanie. Czy myślicie, że Lilio był zdolny zabić Lisettę i jej kochanka?
– Nie – odparli oboje bez zastanowienia.
– Ja również jestem tego samego zdania – oznajmił Montalbano. – Właśnie dlatego, że to Lilio ułożył oboje zmarłych… jak by to powiedzieć… w pozycji możliwego zmartwychwstania. Ten, kto zabija, nie chce, żeby jego ofiary zmartwychwstały.
– A więc? – spytał dyrektor.
– Jak według was zachowałby się Lilio, gdyby w sytuacji przymusowej Lisetta poprosiła go, żeby udzielił jej samej oraz jej narzeczonemu schronienia w willi rodziny Rizzitano?
Читать дальше