Po chwili zjawił się Ramiszewski.
– Słucham? – zmarszczył brwi. – Co pana sprowadza?
Wroński wstał, wyciągnął rękę.
– Nie poznaje mnie pan? Komisarz Michał Wroński z Komendy Powiatowej w Oleśnicy.
– Rzeczywiście – gospodarz rozjaśnił twarz – teraz skojarzyłem To pan dzwonił. Wie pan, w pracy wszyscy wyglądamy jakoś inaczej Poza tym rzadko się widujemy.
Michał kiwnął głową. Co racja to racja. Na służbie człowiek nieco się zmienia, jakby zakładał drugą skórę.
– Kawy, herbaty, coś zimnego? Agnieszka zaraz przyniesie.
– Coś zimnego, jeśli można.
Lekarz zwrócił się do dziewczyny.
– Przynieś naszemu gościowi wody cytrynowej, skarbie.
Natychmiast zniknęła, poruszając wdzięcznie biodrami.
– Ma pan bardzo miłą córkę. Ale chyba jest nieco małomówna.
– To nie jest moja córka – odparł Ramiszewski.
Wroński zdziwił się. Przecież ten facet ma koło sześćdziesiątki! Wcale niepiękny, może tylko bogaty. Co ona w nim zobaczyła? Kobiety są bytami nieodgadnionymi.
A lekarz ciągnął
– W każdym razie niezupełnie córka. Bratanica. Parę lat temu straciła rodziców, więc się nią zająłem – Michałowi zrobiło się trochę głupio. – A że małomówna. No cóż, jest po prostu głuchoniema.
Tak, to wyjaśniało brak pytania, kto idzie. Ale nie wyjaśniało innej kwestii. Wroński był zbyt długo policjantem, żeby od razu nie nabrać wątpliwości i nie zadać pytania.
– Ale to ona otworzyła mi drzwi na klatkę schodową, prawda?
– Mamy założoną sygnalizację świetlną domofonu i lampkę w każdym pomieszczeniu.
Tymczasem Agnieszka wróciła ze szklanką i kryształową karafką. Wroński pił bez przyjemności, żeby czymś zająć ręce, zyskać niecona czasie.
Ramiszewski przyglądał mu się przez chwilę, wreszcie sam zagaił.
– Proszę więc mówić. Nie przyjechał pan do mnie na towarzyską pogawędkę.
– Rzeczywiście. Przyjechałem w pewnej sprawie. Dziś w nocy i nad ranem znaleziono w Oleśnicy dwa trupy. Jeśli się orientuję, oba trafiły do pana. Chciałbym w związku z tym zadać kilka pytań.
– Ma pan oczywiście jakieś upoważnienie od przełożonego? Prowadzi pan te sprawy?
– Prowadzę jedną z nich. Co do drugiej, upoważnienia nie posiadam, ale mam poważne powody, żeby pytania zadawać.
– Czyli nasza rozmowa nie jest oficjalna?
– W żadnym razie. Jestem tutaj prywatnie.
– Prywatnie nie rozmawiam o sprawach zawodowych.
– Nie chcę od pana wyciągać żadnych tajemnic. Moje wątpliwości dotyczą raczej rzeczy, które są mi chociaż po części wiadome.
– Dobrze – patolog usiadł wygodniej. – Słucham. Ale jeśli się pan zapędzi z ciekawością, skończymy rozmowę. Zgoda.
– Po pierwsze, badał pan zwłoki znalezione w Oleśnicy w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Chodzi o wypadki.
– Być może. Nie pamiętam wszystkich ciał.
– Te miały cechę wspólną. Ślady wapiennego i ceglanego pyłu na ubraniach i odsłoniętych częściach skóry.
– Rzeczywiście – lekarz wydął dolną wargę. Przypominam sobie. Trzy ciała, na wszystkich właśnie takie substancje. Udało się wam któregoś zidentyfikować?
– Właśnie, doktorze. To bardzo ciekawe. Żaden nie miał dokumentów, żadnej wskazówki, kim może być, żadnego, choćby najmniejszego, punktu zaczepienia. Nikt się nie zgłosił, nie pytał o nich, nie wykazał śladu zainteresowania. A przecież nie można przyjąć, iż wszyscy byli samotni, bez rodzin i przyjaciół. To bardzo dziwne. Przekazaliśmy materiały do rejestru osób zaginionych, ale sam panwie, jak wyglądają takie sprawy. Nie znaleźliśmy nawet nikogo, kto by tych ludzi gdzieś widział. Jakby spadli z księżyca.
– Ciekawe. Oleśnica to małe miasto. Obcy chyba powinni zostać zauważeni, ktoś musi…
– To niezupełnie tak. Owszem, to nieduże miasto, dziura nawet, ale dość spora, żeby wchłonąć przyjezdnych. W końcu liczy ponad czterdzieści tysięcy mieszkańców. Poza tym mamy kwestię ruchu ludności. Może gdzieś na ścianie wschodniej w podobnej miejscowości nowe osoby wzbudzają zainteresowanie. Ale w tym rejonie Dolnego Śląska jest inaczej. W pobliżu Wrocław, nie tak znowu daleko Ostrów Wielkopolski i Kalisz, parę całkiem sporych ośrodków. Po mieście kręci się mnóstwo przyjezdnych i bawiących tylko przejazdem, parę godzin. Sam mijam na ulicach ludzi, których widzę po raz pierwszy i może ostatni. Dlatego wykrywalność przestępstw bywa u nas dość mała. Jeśli popełni je ktoś, kto zaraz wyjeżdża, naprawdę trudno coś ustalić. Ale ta sprawa jest inna. I głównie chodzi mi o te ślady. Zwrócił pan przecież uwagę, że każdy denat ma je na skórze i ubraniu. Nie zgłosił pan tego nikomu?
– Zgłosiłem. Ma mnie pan za durnia? Protokoły są chyba jasne. Wasz komendant także jest dokładnie poinformowany. A poza tym przecież sam musiał czytać dokumenty. To jego sprawa zrobić z tego użytek,
– Jasne. Ale chciałem jeszcze zapytać, jak wypadła dzisiejsza obdukcja?
– Wyniki dostaniecie jutro – patolog znów zmarszczył brwi. – Nie noszę protokołów ze sobą.
Poza tym nie wiem, czy jest pan upoważniony do zapoznania się z ich treścią.
– Oczywiście. Niech jednak zgadnę. Na tych ciałach też pan odnalazł wapienny i ceglany pył.
– To pytanie czy stwierdzenie?
– Przypuszczenie. Słuszne?
– Powiedzmy, że słuszne.
– Dziękuję – Wroński uśmiechnął się. – Prawdę mówiąc, trzeba by dokładnie to zbadać.
– Może, ale nie ja o tym decyduję.
– Tak, wiem. Ale przydałaby mi się jakaś próbka do badania. Czy mógłbym liczyć na pana współpracę?
Remiszewski podniósł się.
– A mnie przydałby się roczny urlop, drogi panie – powiedział lodowatym tonem. – Dowody nie są ani moją własnością, ani pańską. A nasza rozmowa wykroczyła poza ramy towarzyskiej pogawędki.
– Rozumiem. Ale zostawię panu wizytówkę – Michał podał lekarzowi kartonik. Ten przyjął go z wahaniem – Gdyby pan jednak zechciał udzielić mi jakichś informacji, jestem zawsze osiągalny pod tym numerem komórki. I bardzo proszę o dyskrecję w sprawie naszej dzisiejszej rozmowy.
– Jakiej rozmowy? Mnie nie wolno rozmawiać z postronnymi osobami o sprawach służbowych. Panu przecież też nic nie powiedziałem.
– To oczywiste.
Wychodząc uśmiechnął się do dziewczyny. Odpowiedziała nieśmiałym skrzywieniem warg.
Protokół z sekcji rzeczywiście dotarł następnego dnia. Oczywiście Wroński otrzymał tylko ten, który dotyczył zastrzelonego. Żadnych rewelacji. Użyto strzelby niewiadomego pochodzenia. Trzeba jeszcze zaczekać na wyniki laboratoryjnych badań balistycznych, które pewnie w końcu to potwierdzą.
I tak nie uda się ustalić właściciela spluwy.
Śrut gruby, dwa strzały. Coś takiego nie powaliłoby może od razu żubra, ale na człowieka wystarczyło z zapasem. Już pierwszy strzał był śmiertelny. Drugi został oddany albo odruchowo, albo dla pewności, albo żeby dodatkowo utrudnić identyfikację.
A może w grę wchodziły wszystkie te możliwości.
Jednak dla komisarza najważniejsze było potwierdzenie podejrzeń – na cieleo fiary znaleziono pył wapienno-ceglany. Właściwie powinien pójść z tym do starego, ale po wczorajszej rozmowie z patologiem upewnił się ostatecznie, że szef coś kombinuje. Może ktoś wywierana niego nacisk, żeby ukręcić łeb sprawie, a może to tylko zwyczajne kunktatorstwo?
Tak czy inaczej, nie ma sensu o niczym go informować. Odpowiedź może być tylko jedna „nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy”. Amen.
Читать дальше