– No dobra – komendant poruszył ramionami, jakby chciał z nich zrzucić ogromny ciężar. – Niech go teraz obejrzy zimny chirurg. Łapiduchy przetransportują go do Wrocławia, a my na naradę. Wszyscy! – dodał groźnie na widok wyrazu twarzy Mira. – Bez kombinowania.
– Rozmawiałem z prokuratorem. Wdrażamy śledztwo. Krakałeś, krakałeś i wykrakałeś – szef patrzył z niechęcią na Michała. – Chciałeś prawdziwego zabójstwa, to je masz!
– Zabójstwa? – spytał zjadliwym tonem Wroński. – Jednego zabójstwa? Myślałem, że…
– Nie myśl tak dużo – wpadł mu w słowo komendant. – Prowadzisz tę jedną sprawę, przynajmniej na razie. O tamtych możesz zapomnieć.
Pewnie – Michał poczuł ukłucie złości – stary za wszelką cenę chce uniknąć komplikacji i kłopotów z serią zabójstw. Jednak postanowił nadal udawać durnia! Trudno czasem zrozumieć myślenie wierchuszki. Zdawałoby się, że najważniejsze jest wykryć przestępstwo i ująć sprawców.
A jednak bywa i tak jak teraz. Dowódca wyraźnie zakazuje łączyć sprawy, które ewidentnie mogą mieć wspólny mianownik. To jedynie chęć uniknięcia kłopotów i komplikacji czy coś więcej?
– Masz do dyspozycji tylko siebie – ciągnął tymczasem komendant. – Nie przydzielę ci nikogo, bo sam wiesz, jak jest z ludźmi.
Wroński uśmiechnął się krzywo. Stary chce mu podrzucić zgniłe jajo. Traktując to dochodzenie jako zupełnie odrębne, najpewniej niczego nie wykryje. Jeśli z kolei zacznie łączyć tropy, podważy wyraźny rozkaz przełożonego i narobi sobie kłopotów. Kolejna próba pokazania niepokornemu policjantowi, kto tu rządzi, zwyczajna złośliwość czy wszystko ma jednak drugie, a może trzecie dno?
Zabójstwo wyglądało na robotę zawodowca, kogoś na tyle zimnej krwi, żeby przetransportował zmasakrowaną ofiarę w odludne miejsce. Przygodni mordercy raczej rzadko wykazują tyle opanowania, a jeśli nawet przeniosą gdzieś zwłoki, czynią to w sposób mało zaplanowany, zostawiają więcej śladów. Wniosek – jeżeli zabójca jest doświadczonym przestępcą, to zwykły przeciętny glina z małego miasta na pewno okaże się bezradny niczym dziecko we mgle.
– Burmistrz do mnie dzwonił – szef spojrzał zimno na Michała. – Niwa już się na ciebie poskarżył. Podobno groziłeś mu rękoczynami, kąpielą w szambiarce i nazwałeś idiotą. Burmistrz jest bardzo niezadowolony. Oficer policji nie powinien zachowywać się w ten sposób.
– A co to ma być? – Wzruszył ramionami Wroński – Amerykański film? My nie zależymy od władz samorządowych. Burmistrz może się wypchać ze swoimi uwagami.
– Nie udawaj głupka, komisarzu! Administracyjnie może nie jesteśmy pod ratuszem, ale to właśnie oni współfinansowali ostatnio zakup nowych samochodów.
Co za syf, wzdrygnął się Michał. W takim grajdole wszyscy mają układy ze wszystkimi. Byle urzędas bezkarnie może pouczać policjanta, jak ma pracować.
– Może mam przeprosić tego dupka, Niwę? Że mu nie pozwoliłem wtykać wszędzie nosa i zadeptywać śladów?
– Powinieneś. Teoretycznie.
– No to niniejszym niesłychanie teoretycznie go przepraszam. Może pan to przekazać komu trzeba albo nie.
Trzeba było samemu spławić redaktorka, a nie wysyłać mnie do tego śmiecia.
Komendant machnął ręką. Wroński ma twardy kark, przed byle kim go nie zegnie. Lepiej na razie zapomnieć o sprawie, bo jeśli zacznie naciskać, skutek może być odwrotny.
– Telewizji powiatowej nie potraktowałeś jednak tak źle – nie mógł sobie jednak odpuścić tej uwagi. – Czy dlatego, że przyjechały z kamerą dwie atrakcyjne laseczki?
– To dlatego – odparł Michał – że nie pchały się po chamsku, powołując na koneksje, ale grzecznie zaczekały aż będę miał dla nich odrobinę czasu. A że są ładniejsze od pana Niwy, to już rzecz osobna. Ale od niego jest ładniejszy nawet wyliniały szczurek mojego syna. A już na pewno sympatyczniejszy.
– Twoja niewyparzona gęba kiedyś cię zgubi – zauważył cierpko komendant. – Ale to twój problem. Teraz jesteś wolny, prześpij się parę godzin, a potem czeka na ciebie dochodzenie w sprawie tego zastrzelonego.
* * *
Pokój pamiętał lepsze czasy radosnego Gierka. „Perła” była jednym z hoteli postawionych w latach siedemdziesiątych, o architekturze tyleż siermiężnej, co obrzydliwie przewidywalnej, jakby zostały złożone z identycznych klocków, może jedynie w nieco urozmaiconych konfiguracjach. Pewnie – budynki sieci Marriott czy Holliday Inn także wszędzie wyglądają prawie jednakowo – ale też jakże inna to architektura!
Jednak nie mógł grymasić. Praca wymaga czasem poświęceń. Bywał przecież w paryskim Ritzu, nowojorskim Walldorfie, ale nocował także w cuchnącej owczymi odchodami serbskiej chałupie, spędzał noce na deszczu pod gołym niebem. A teraz patrzył prosto w oczy człowiekowi siedzącemu w wytartym fotelu naprzeciwko.
– Przenosimy cię oficjalnie do Wrocławia, kapitanie – powiedział tamten. – Idziesz do roboty bezpośredniej.
– Myślałem, że mam jedynie nadzorować operację.
– Oczywiście. Jednak okoliczności się zmieniły. Zrobiło się zbyt gęsto, łatwo o dekonspirację, a to może oznaczać śmierć. Potrzeba nam tutaj doświadczonego człowieka. Trzeba też zmienić bazę wypadową, założyć ją bliżej, na miejscu zdarzeń. A poza tym koniec z czekaniem, trzeba zgromadzić więcej informacji.
– Zanim KGB, Niemcy albo MI6 zdołają dotrzeć do celu?
– Wiesz dobrze, że oni są w lepszej sytuacji. Mają więcej danych, bo to u nich siedzieli i pracowali jeńcy niemieccy, im składali zeznania. My jesteśmy zdani na domysły, przypadkowe odkrycia i wątpliwe najczęściej owoce własnej pracy.
– Rozumiem. Jednak uważam, że…
– Swoje wątpliwości możesz zawrzeć w najbliższym raporcie – przerwał ostro przełożony. – Ty, Jacek, masz swoje zadanie.
– Nie mam teraz na imię Jacek. Niech pan nie zapomina – uśmiechnął się.
– To ty masz o tym nie zapominać. Gdybym ja miał pamiętać wasze wszystkie tożsamości, musiałbym zamienić głowę w komputer z bazą danych. A i tak mógłbym się pogubić.
– Wiem, wiem. Jest pan przepracowany, pułkowniku. Poczucie humoru wtedy wysiada.
– Może. Ale nie mam też czasu na żarty.
Kapitan spoważniał.
– Co robimy z figurantem?
– Obserwuj. To, zdaje się, sprytny gość. W każdym razie potrafi wyciągać niepokojąco trafne wnioski. Nie wiadomo, czy dla kogoś nie pracuje. Jeśli posunie się za daleko, wpadnie na właściwy trop.
– Zdjąć?
Pułkownik pokręcił głową.
– To nie takie proste. Nie stosujemy metod KGB czy dawnego Stasi bez wyraźnej potrzeby. Zanim go stukniesz, musisz się skonsultować bezpośrednio z generałem. Zlikwidować obiekt łatwo. Gorzej jeśli okazuje się to pochopną i nazbyt pośpieszną decyzją. Pamiętasz Karola?
Jacek kiwnął głową. Karol zlikwidował Bogu ducha winnego faceta, bo mu się wydawało, że stanowi zagrożenie dla zadania. A potem wyszło, że zabity był człowiekiem zaprzyjaźnionej agentury, na dobitkę miał przekazać polskiemu kontrwywiadowi ważne informacje. Cicha awantura trwała kilka miesięcy i skończyła się odwołaniem samego szefa służb specjalnych. Oficjalnie złożył dymisję ze względu na zły stan zdrowia, ale nieoficjalnie został do tego po prostu zmuszony.
– Myśli pan, że mój figurant też może pracować dla…
– Przerwało mu niecierpliwe machnięcie ręki.
– Nie wiem – pułkownik skrzywił się niechętnie. – Ale wykluczyć na razie tego nie możemy. Pamiętaj, poruszasz się w mętnej wodzie. W gęstej mgle. Widzisz o najwyżej plecy poprzednika, a często jedynie własne pięć palców. O ile w dodatku nie zapadną ciemności. Możesz nie liczyć na zbawcze promienie słońca albo że się mroczne zasłony nagle rozedrą, ukazując prawdziwy obraz świata. Nasza praca to zawsze ryzyko i loteria. Gra w pokera, ale w sytuacji, kiedy często nie znasz nawet własnych kart. Albo kiedy nagle walet zamienia się w asa, a as w dziewiątkę. Rozumiesz?
Читать дальше