Rafał Dębski - Labirynt Von Brauna

Здесь есть возможность читать онлайн «Rafał Dębski - Labirynt Von Brauna» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Labirynt Von Brauna: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Labirynt Von Brauna»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jaki związek ma wojenne i przedwojenne niemieckie upodobanie do prac pod ziemią z osobą współczesnego polskiego policjanta? Oleśnica, powiatowe miasto w pobliżu Wrocławia. Miejscowa policja próbuje rozwikłać zagadkę serii tajemniczych zgonów. Komisarz Wroński zostaje uwikłany w intrygę, której zasięg znacznie przekracza kompetencje zwyczajnego gliny. W mieście toczy się bowiem prawdziwa cicha wojna. Wojna, która nie skończyła się w ’45 roku. Bowiem kiedy milkną działa, do walki przystępują służby specjalne.

Labirynt Von Brauna — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Labirynt Von Brauna», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kapitan wzruszył ramionami. Co za tyrada! Stary powinien zostać poetą.

– Oczywiście, rozumiem. Jak sądzę, kontakt z panem mam łapać przez naszą delegaturę we Wrocławiu?

– Nie, kapitanie. – Pułkownik pokręcił głową. – W ogóle nie kontaktuj się z delegaturą. Uczyniło się zbyt niebezpiecznie, nie możemy być pewni nikogo i niczego. Masz przydzielonych trzech ludzi z centrali i na tym poprzestaniemy. A jeśli zechcesz pogadać ze mną, używaj sposobów operacyjnych. Tak jakbyś działał na obszarze wrogiego terytorium. Stawka jest zbyt wysoka. Hasło znasz.

Milczeli przez chwilę. Wreszcie kapitan podniósł się, pułkownik podał mu rękę.

– Tylko bez fajerwerków – ostrzegł jeszcze, przytrzymując dłoń podwładnego. – Ostrożność, ostrożność i jeszcze raz ostrożność. Nie stać nas na popełnianie błędów.

* * *

Magda patrzyła na niego z nienawiścią czającą się na dnie ciemnobrązowych oczu.

– Znowu byłeś u tej dziwki – zasyczała. – Całą noc.

– Byłem na służbie – odpowiedział, siląc się na spokój, chociaż zaczynał go szlag trafiać. – Dobrze wiesz. Nie chodzę do żadnej dziwki!

– A ja właśnie swoje wiem. Kiedyś cię wreszcie nakryję!

– Nakrywaj sobie ile chcesz, i tak nie masz na czym! – o mało nie dodał „ty durna babo”, ale się opanował. – Wydumałaś sobie nie wiadomo co i zadręczasz siebie i mnie!

– Tak? Wymyśliłam sobie? Wy wszyscy macie kochankę! Twoi kolesie już są po rozwodach, tylko tobie jeszcze się udało wszystko jakoś ukryć. Ale to tylko kwestia czasu, zobaczysz!

Nie cierpiał wybuchów zazdrości. A zdarzały się zawsze, ilekroć musiał dłużej zostać w robocie albo przypadał mu nocny dyżur. To znaczy, że zdarzały się kilka razy w tygodniu. Wiedział doskonale, jaka jest ich prawdziwa przyczyna. Bolało go to, ale milczał. Najważniejsze, żeby dziecko nie ucierpiało z powodu nieporozumień rodziców. A dzisiaj w dodatku był taki zmęczony. Miał nadzieję, że zje coś i położy się w miękkiej, gościnnej pościeli. Zamiast tego awantura.

– Daj już spokój – rzekł pojednawczo. – Nie kłóćmy się.

– Już daję spokój – odwróciła się na pięcie. – A ty rób jak chcesz. Możesz iść do tej swojej kochanki!

Poczuł gorzką kulę podchodzącą do gardła. Przecież nie ma żadnych podstaw, żeby go podejrzewać! Nie dał jej w życiu najmniejszego powodu, nigdy nie odkryła znaku, żeby kogoś miał. Żadnych dziwnych telefonów, tajemniczych esemesów. Nic. A ona tymczasem…

– W takim razie wracam do pracy – warknął.

– Idź – zawołała za nim – idź sobie do niej! Wiem, że już cię nie interesuję! Są młodsze i ładniejsze!

Trzasnął drzwiami. Dobrze, że Patryk jest w szkole. Dzieciak nie Powinien słuchać podobnych rzeczy.

Przed klatką schodową przystanął. Na komendę wracać nie ma po co. Jeszcze mu wymyślą pracę, a musi przecież wypocząć i zająć się zabójstwem. Powlókł się do parku.

O dziewiątej przed południem powinien tam panować jeszcze spokój i błogi bezruch. Słońce zaczynało już mocniej dogrzewać. Koniec maja w najcieplejszym regionie Dolnego Śląska to już właściwie pełnia lata. Noce jeszcze bywają chłodne, ale w dzień potrafi naprawdę przypiec.

Usiadł na ławce tuż przy huśtawkach. Po policyjnej krzątaninie nie pozostał najmniejszy ślad. Ciekawe – przez głowę przeleciała senna myśl – gdzie został naprawdę zabity tajemniczy denat. I dlaczego tak brutalnie, ze śrutówki prosto w twarz.

Nawet nie wiedział, kiedy pogrążył się w drzemce.

* * *

Zbudziło go mocne szarpnięcie.

– Masz szluga? Ty, dziadek, obudź się! Masz fajki?

Otworzył oczy.

Stało nad nim trzech wyrostków w wieku gimnazjalnym. Musieli go wziąć za pijaczka, którego można obrać z papierosów, a może i z pieniędzy.

– Nie powinniście być w szkole? – spytał sennym głosem.

Odpowiedział mu drwiący rechot.

– Dawaj fajki, facio, albo dostaniesz bęcki.

Sięgnął niespiesznie do kieszeni wiatrówki.

– Macie swoje fajki, chłopcy – wyjął legitymację, błysnął blachą. – To dla was kiepski dzień. Pójdziemy teraz na komendę.

Dwóch natychmiast rzuciło się do ucieczki, jednemu podciął nogi, drugiego chwycił za kaptur bluzy. Trzeci stał skamieniały.

– Starczy tego dobrego – powiedział komisarz groźnie. – Dzisiaj wasi starzy będą naprawdę zachwyceni, bo dostaną telefon, żeby zabrać pociechy z policji.

* * *

Zdjęcia zmasakrowanych zwłok wyglądają chyba jeszcze gorzej niż taki nieboszczyk w naturze. Nie niosą, co prawda, tego charakterystycznego zapachu śmierci i krwi, ale jest w nich coś ostatecznego, jakby utrwalenie na papierze czy matrycy elektronicznej potęgowało wrażenie obcości i grozy.

Na biurku leżały akta umorzonych postępowań wypadków z ostatnich dwóch miesięcy. Tych wypadków, co do których miał wątpliwości. Stary by się wściekł, a zarazem ucieszył, gdyby wiedział, że jednak postanowił połączyć tajemnicze śmierci. Mógłby zagrozić służbowymi konsekwencjami, napawać się władzą.

Skrzypnęły drzwi, wszedł Jurek, usiadł przy swoim biurku naprzeciwko.

– Dziwnie się robi w naszym sennym miasteczku – mruknął otwierając gazetę.

– Co masz na myśli?

– Tak ogólnie. Nie zauważyłeś? Jakby coś się miało zdarzyć. Te wszystkie zgony, dzisiejszy zastrzelony. zastanawiające.

Nawet nie wiesz jak, pomyślał Wroński. Teraz, kiedy zebrał do kupy informacje o denatach, zaczęło się to układać w jakiś mniej więcej sensowny schemat.

Wszyscy zostali znalezieni w promieniu około trzystu metrów, w rejonie łąk, błoni zamkowych, kolejowego nasypu i parku. Nikt nic nie widział. To akurat nie było specjalnie zaskakujące, bo nocą w tej okolicy właściwie nikt się nie pęta.

Ale na odzieży wszystkich trupów znaleziono coś, o czym dowiedział się dopiero teraz, bo przecież nie czytał do tej pory kompletu protokołów z oględzin i sekcji.

Na ubraniu każdego nieboszczyka były ślady wapiennego i ceglanego pyłu. To zaś wskazywało jasno, że śmierć dopadła ich w tym samym miejscu. I prawie na pewno nie na zewnątrz, lecz wewnątrz jakiegoś budynku.

Zerknął na podpisy pod protokołami. Za każdym razem sporządził je ten sam patolog. Nie zaprzyjaźniony doktor Mogorski, ale człowiek z Wrocławia. Czasem pracował dla komendy w Oleśnicy, chociaż dość rzadko. Czy on także nie zauważył tej prawidłowości?

Chwycił za telefon, ale zrezygnował. Przecież nie może teraz dzwonić do faceta do pracy. Jurek też nie może wiedzieć, że pracuje nie tylko nad ostatnim zabójstwem. To dobry chłop, ale miewa przydługi język.

Znów sięgnął po słuchawkę.

– Pani Marto, może mi pani podać adres i domowy telefon Adama Ramiszewskiego? – słuchał przez chwilę z uśmiechem. – Potrzebny mi. Nie wiem, może się zakochałem? Teraz to podobno modne, żeby chłop z chłopem. Dobrze, kochana, zaraz przyjdę.

Ramiszewski mieszkał we Wrocławiu przy Wybrzeżu Wyspiańskiego. Michał dźwięknął domofonem. Zamek zabrzęczał bez pytania. Niektórzy mają taki zwyczaj, żeby nie wypytywać każdego, kto chce wejść. Tylko po co im domofon?

Drzwi mieszkania otworzyła młodziutka blondynka. Na żonę doktora na pewno zbyt młoda.

– Zastałem pana Adama? Byłem umówiony.

Przez chwilę przyglądała się uważnie jego twarzy, potem odsunęła się bez słowa, przepuszczając gościa do środka. Zaprowadziła go do sporego pokoju o wielkich oknach, wskazała skórzany klubowy fotel. Lekkim krokiem pobiegła gdzieś w głąb mieszkania.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Labirynt Von Brauna»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Labirynt Von Brauna» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Benno von Bormann - Das Hospital
Benno von Bormann
Andre von Bern - Dämmerungen
Andre von Bern
E. K. Busch - Einer von Zweien
E. K. Busch
Veronika Beci - Nur von draußen
Veronika Beci
Alexandre Dumas d.Ä. - Isabelle von Bayern
Alexandre Dumas d.Ä.
Marion Döbert - Das Wunder von Bern
Marion Döbert
Ekkehard von Braunmühl - Liebe ohne Hiebe
Ekkehard von Braunmühl
Alexandre Dumas - Isabelle von Bayern
Alexandre Dumas
Отзывы о книге «Labirynt Von Brauna»

Обсуждение, отзывы о книге «Labirynt Von Brauna» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x