– Idź do mojego mieszkania – polecił jej. – Drzwi nie są zamknięte. Znajdź sobie w szafie koszulę i dżinsy. Albo szorty, jeśli wolisz. Uwinę się szybko.
Pocałowała go. Potem pobiegła boso po schodach do góry, a kot pogalopował w ślad za nią. Na całe szczęście Myrlin, który za swój osobisty obowiązek uważał obserwowanie podestu drugiego piętra i odnotowywanie każdej przechodzącej przezeń osoby, wybrał się na randkę. Jim dźwignął z podłogi worek kryjący szczątki Valerie. Zamknął za sobą drzwi i zniósł worek na parking. Otworzył bagażnik swego samochodu i włożył do niego swój ciężar. Worek osunął się na zapasowe koło, chybocząc się ohydnie.
– Wybacz mi, Valerie – szepnął. – Jeżeli to ja cię do tego doprowadziłem… naprawdę przepraszam.
Zamknął bagażnik i wszedł na górę. Przed drzwiami zawahał się na moment, zanim je otworzył. Susan wyłoniła się z sypialni, ubrana w jedną z jego kraciastych koszul i lewisy o podkasanych nogawkach, przewiązane wokół bioder krawatem. Kot niegdyś noszący imię Tibbles nie odstępował jej na krok, w niemalże nienaturalny sposób. jak gdyby był jej strażnikiem.
– No, widzę, że znalazłaś coś do ubrania – bąknął Jim. Tylko to przyszło mu do głowy.
Susan stanęła przed nim.
– Nie musisz się mnie obawiać, Jim. To tylko ja – powiedziała.
Dotknął jej włosów, były równie miękkie jak zawsze. Policzek Susan wydawał się ciepły, więc musnął go koniuszkami palców.
– To nie jest łatwe. Zapewne pamiętasz, że widziałem twoją śmierć.
– Nie pamiętam. Przypominam sobie, że wyszłam przed tamten hotel w Arizonie, szukając Catherine Biały Ptak. Potem znalazłam się nigdzie.
– Mówiąc nigdzie…
– Po prostu nigdzie. Tam jest ciemno. Jakby kosmos bez gwiazd. Jim usiadł na swej wytartej kanapie.
– Nie potrafię sobie tego poukładać. Widywałem już dziwne rzeczy, Susan… ale to…
Położyła mu dłoń na głowie i delikatnie przygładziła włosy. Nie był pewien, czy to uczucie sprawia mu przyjemność, czy też napawa go przerażeniem.
– Jim… po śmierci jest ciemno. Ale nic w tym strasznego. Czuje się jedynie spokój i wspaniałą ulgę, że wszystko nareszcie się skończyło i można odpocząć.
– Skoro to taka ulga, dlaczego wróciłaś?
– Musiałam, Jim. Nie mogłam pozwolić, byś stawił temu czoło w pojedynkę.
– Ale czemu? O czym ty mówisz?
– Co jakiś czas w świecie żywych zdarza się coś tak strasznego, że wywołuje poruszenie w świecie umarłych.
– Sprawia, że przewracają się w grobach, tak?
– Można i tak to ująć. I to właśnie mi się przytrafiło. W jednej chwili spoczywałam błogo w ciemności… potem poczułam dreszcz. Jakby powiew chłodnego, czarnego wiatru. Po prostu wiedziałam, że coś jest okropnie nie w porządku. 1 wiedziałam, że mnie potrzebujesz.
– Ale dlaczego musiałaś wykorzystać Valerie?
– Potrzebowałam spirytualnego przewodnika, by pomógł mi odnaleźć drogę do ciebie. Ponadto musiałam w jakiś sposób odzyskać materialną postać. Odszukałam tę starą kobietę, opowiadałeś mi o niej, tę, która jako pierwsza wróżyła dla ciebie z kart, panią Vaizey. Zachowała psychiczną więź z Valerie i tym sposobem znalazłam drogę z powrotem do ciebie.
– Nie wyobrażam sobie, by pani Vaizey przyczyniła się do tak strasznych rzeczy, które przydarzyły się Valerie. Były przyjaciółkami. Były więcej niż przyjaciółkami… były duchowymi siostrami. Duch pani Vaizey żył w ciele Valerie długo po tym, jak powinien był się rozmyć.
– Myślę, że pani Vaizey uznała, iż uratowanie życie tobie i twoim uczniom jest ważniejsze.
– Zaraz zaczniesz cytować Spocka. „Potrzeby wielu są ważniejsze od potrzeb kilku".
– Jim, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie potworne rzeczy mogą się wydarzyć.
– Więc może powiesz mi wreszcie?
– To już się zaczęło, Jim. Fynie była jedynie pierwsza.
– Twierdzisz, że zamordowani zostaną inni spośród moich uczniów?
– Wszyscy, jeden po drugim, chyba że temu zapobiegniesz. Ale będziesz musiał działać szybko, bardzo szybko.
Jim wyprostował się i spojrzał na nią pytająco.
– Wiesz o Fynie… skąd o niej wiesz? Dopiero co powróciłaś do życia.
Susan uśmiechnęła się do niego smutno.
– Nie zapominaj, że Fynie była także i moją uczennicą. Kochała geografię, była zawsze taka wesoła. Kiedy umarła… kiedy została zabita… poczułam jej ból i poczułam, jak jej duch opuszcza świat żywych i zagłębia się w ciemność.
– Więc z czym mamy do czynienia? Jakimś nieokiełznanym maniakiem?
– To żaden maniak ani seryjny morderca. To coś znacznie gorszego. Jimowi nagle zaschło w ustach, jak gdyby nabrał do nich piasku.
– Jak bardzo gorszego?
– Jestem zmęczona, Jim – powiedziała Susan. – Jestem wyczerpana. Pozwól mi się przespać przez parę godzin, potem ci opowiem.
– Susan, jak bardzo gorszego?!
Kot wskoczył Susan na kolana. Spojrzał na Jima rozszerzonymi, zogniskowanymi oczyma, jak koty zwykły czynić na moment przed upolowaniem ptaka.
– Ta rzecz, Jim… mogę nazwać ją jedynie rzeczą… nie pragnie waszych ciał. Pragnie waszych dusz.
Jim czuł, że to jeszcze nie wszystko. Czekał i czekał, i Susan wyjawiła mu w końcu:
– Pragnie waszych dusz i pragnie zabrać je do piekła.
Tej nocy Jim pozwolił Susan zająć łóżko, a sam postanowił przespać się na kanapie. Nie chodziło o to, że Susan przestała go pociągać. Po prostu wcale nie miał pewności, kim teraz była i dlaczego się tu znalazła. Do tego wciąż jeszcze nie mógł otrząsnąć się z szoku wywołanego jej pojawieniem się. Jak mogła być tak spokojna? Jak mogła być tak opanowana?
– Dobranoc, Susan – powiedział. – Porozmawiamy o tym rano.
Kot niegdyś noszący imię Tibbles usadowił się na jej poduszce. Skierował się w jego stronę, by wziąć go na ręce, lecz zwierzak uniósł głowę i prychnął na niego.
– Przepraszam – odezwała się Susan – po prostu nie chce mnie zostawić.
– W takim razie w porządku, ale tylko na tę noc. Uważaj… – ostrzegł ją, wskazując wprost na kota.
Zamknął drzwi do sypialni i wrócił na kanapę. Otworzył sobie piwo, lecz po pierwszym łyku stwierdził, że nie ma na nie ochoty. Trybiki w jego mózgu obracały się niczym bęben betoniarki. Sięgnął więc po swoją zniszczoną brązową teczkę i wyjął z niej notatki na jutrzejsze zajęcia poświęcone największym amerykańskim poetom.
Śmierć jest matką piękną, mistyczną
W jej ognistym łonie snujemy nasze plany
Gdy nasze ziemskie matki czekają bezsennie.
Stary dobry Wallace Stevens, pomyślał. Przynajmniej wygląda na to, że postrzegał jakiś fragment rozwiązania zagadki wszechświata. Ale co oznaczało zmartwychwstanie Susan? Oraz kota? Susan oznajmiła, że przybyli, by go uratować, lecz odnosił wrażenie, że w rzeczywistości wcale nie jest częścią rozgrywających się wokół niego wydarzeń. Nie potrafił ułożyć sobie wszystkiego w logiczną całość. Nie był w stanie tego rozpracować, nawet w kontekście działania ponad naturalnych mocy, i to go niepokoiło.
Wrzucił notatki z powrotem do teczki. Był zbyt zdekoncentrowany, by na serio zabrać się do pracy. Wstał i zaczął krążyć po pokoju. Sięgnął po puszkę, pociągnął drugi łyk piwa i zaraz tego pożałował. Spróbował zająć się książką wypożyczoną ze szkolnej biblioteki – Mad in pursuit francuskiej pisarki Violette Leduc. Gdy jednak trafił na zdanie: „Moje życie było długą ścianą nieszczęść, do której tuliłem się krocząc naprzód", odkrył, że nie wie, czy w ogóle je rozumie, a może rozumie je aż za dobrze. Tak czy owak, zamknął książkę i rzucił ją na podłogę przy kanapie, a potem zgasił światło.
Читать дальше