Razvan Dragomir nadal klęczał, jego szare spodnie zrobiły się czarne od wody, i w osłupieniu wlepiał wzrok w Vasile Lupa – jak patrzący na niszczejące dzieło swego życia artysta. Jenica podeszła ostrożnie do krawędzi wody i stanęła za plecami ojca, ale nikt się nie odzywał.
Kiedy ostatnie pasma dymu zniknęły między drzewami, zaszumiało, jakby nagle powiał silny wiatr, a powierzchnia wody zadrżała. Obok mnie przemknęło coś wielkiego – jak wielka ciężarówka, która przejeżdża obok człowieka i ma się wrażenie, że go za sobą pociągnie. Odwróciłem się i popatrzyliśmy na siebie z Jenicą, ale chyba też nie wiedziała, co to było.
Razvan Dragomir wstał powoli. Wyglądał dokładnie jak na zdjęciach, które widziałem w jego mieszkaniu: wysoki, smagły, o bardzo rumuńskiej twarzy. Kiedy się prostował, zaczął nagle rosnąć. Patrzyłem na niego i choć w dalszym ciągu miałem przed sobą Razvana Dragomira, widziałem, że bardzo się zmienił. Jego oczy były teraz głębiej osadzone, policzki pokryły się rytualnymi nacięciami, a na jego głowie pojawiło się nakrycie, utworzone z żywych karaluchów, pszczół i wijących się larw.
– Misquamacus… – wyszeptałem.
– Wydaje ci się, że jesteś moją nemezis, biały człowieku? – spytał. Jego głos wibrował w kościach mojej czaszki. – Wydaje ci się, że mnie pokonałeś?
Moje serce waliło jak tam-tam.
– Stąd, gdzie stoję, tak właśnie to wygląda – odparłem.
– Jesteś głupcem. Nie udowodniłem ci, że nawet po śmierci nie można mnie pokonać? Pozostanę twoim wrogiem na zawsze… dopóki kraj, który należał kiedyś do nas, nie zostanie nam zwrócony, a wasze miasta nie znikną z powierzchni ziemi.
– Misquamacusie, chyba czegoś nie rozumiesz. Mieszkamy w tym kraju od czterystu lat, są nas teraz miliony i co, zabijesz nas wszystkich? Nie liczysz się już! Nawet nie masz własnego ducha. Popatrz na siebie: musisz ukrywać się w ciele białego człowieka!
– Beze mnie ten człowiek nie miałby żadnej mocy. Beze mnie nie ożywiłby Zbieracza Wampirów, a bez Zbieracza Wampirów nigdy nie osiągnąłby swojego celu i nie ożywiłby krwiopijców.
– O czym ty mówisz?! – krzyknęła histerycznie Jenica.
Misquamacus odwrócił się do niej. Jego twarz znów przypominała twarz jej ojca. Kiedy się odezwał, jego głos miał obcy akcent.
– Kochanie, czy nie mówiłem ci zawsze, jak wspaniały byłby świat, gdyby ludzie nie musieli umierać? Byłby światem nauki i kultury. Światem, w którym geniuszy nie zakopywano by w ziemi. Musielibyśmy żyć przy świetle księżyca i ukrywać się za dnia, ale to przecież niewielka cena za to wszystko!
– To ty ożywiłeś Vasile Lupa?
– Zawsze o tym marzyłem, ale nie udawało mi się, dopóki nie znalazłem świętej kości.
Zmrużyłem oczy.
– Świętej kości? Tej kości?
– To kość z nogi ojca Juana de Palosa, który przybył na Florydę we wrześniu tysiąc pięćset czterdziestego drugiego roku z hiszpańską flotą Alvara Nuneza Cabeza de Vaca.
Jenica potrząsnęła głową, jakby miała wodę w uszach.
– Nie rozumiem, ojcze. Nie rozumiem.
– To nietrudne, skarbie Ojciec Juan był wampirem… Cabeza de Vaca zabrał go ze sobą, aby zlikwidował Apelachów, którzy byli szczególnie wrogo nastawieni wobec hiszpańskich konkwistadorów Ale u wybrzeży Florydy pięć statków Cabeza de Vaca zniszczył w nocy sztorm, a ojciec Juan został wyrzucony na brzeg i pojmany Kiedy wzeszło słońce, spłonął jak każde strigoi . Wielki czarownik Apelachów zatrzymał jednak kość z jego nogi, wyrył na niej magiczne symbole i dał jej moc Dachihna. W mitologu Apelachów Dachihn to manitou , które może wezwać zmarłych na pomoc żywym, a potem odesłać ich z powrotem w niebyt. Czarownik zrobił to, aby Apelachowie mieli broń, której mogliby użyć, gdyby hiszpańscy konkwistadorzy przywieźli ze sobą jeszcze więcej strigoi . Ale nie zrobili tego.
– A do czego pan jej potrzebował? – spytałem.
– Chciałem ożywić strigoi , a może tego dokonać jedynie svarcolaci . Odkryłem jednak, że svarcolaci może być ożywiony tylko przez duchy kraju, z którego pochodzi. W Ameryce nie ma rumuńskich duchów, jest zbyt daleko od Karpat. Plan Gheorghe Vlada, aby zniszczyć Indian, nigdy by się nie powiódł, bo dopóki nie miał świętej kości i mocy Dachihna, nie mógłby obudzić Vasile Lupa.
– Nigdy mi o tym nie opowiadałeś – wtrąciła się Jenica. – Nigdy nie mówiłeś, że znalazłeś trumny strigoi .
– Skarbie, znalazłem je wiele lat temu, ale po co miałbym ci o tym mówić, jeżeli nie znalazłem sposobu ich ożywienia?
– Po co? Jestem twoją córką! Twoim ciałem i krwią! Jestem półstrigoica !
– Jeżeli uważasz, że cię zwiodłem, to przepraszam. Nie byłem pewien, czy zaakceptujesz to, co zamierzałem. Jesteś taka podobna do swojej matki…
– Jak… zna…lazłeś… tę kość? – Jenica była taka zła, że się jąkała.
– To było bardzo trudne, kochanie. Zajęło mi to ponad ćwierć wieku. Czasami byłem bliski załamania, ale nie rezygnowałem, wiedziałem bowiem, że jest to klucz do mojego wielkiego planu. W końcu odkryłem ją w prywatnej kolekcji w Pescagoula. Należała do starej kobiety, emerytowanej pani antropolog, która nie miała pojęcia, co to jest. Tylko ta święta kość mogła ożywić Vasile Lupa, ale tylko indiański szaman mógł znać rytuał, który sprawiłby, że zadziała. – Zaśmiał się niewesoło. – Mało jednak brakowało, aby po tych wszystkich latach mój wielki plan legł w gruzach. Nie mogłem znaleźć indiańskiego czarownika, który by wiedział, jak się do tego zabrać, i znał rytuał Dachihna. Przeczytałem wszystkie książki i artykuły na temat magu Apelachów, jakie udało mi się znaleźć, nie było w nich jednak niczego o ożywianiu zmarłych A potem nastąpił jedenasty września Oczywiście nic nie rozumiałem z tego, co się działo. Skąd miałem wiedzieć, że ogień w płonących wieżach World Trade Center spowodował, że duch Misquamacusa ponownie zlał się w jedno? Odkryłem to znacznie później, kiedy mogłem znów wejść do krypt pod kościołem Świętego Stefana. Gdy tylko tam wszedłem, poczułem się, jakby owiał mnie huragan. Misquamacus wniknął we mnie jak wicher i przemówił do mnie. Dał mi moc i wiedzę, jak używać kości, mogłem więc ożywić Vasile Lupa.
– Pakt z diabłem. – mruknąłem.
– Jeżeli chce pan to tak nazwać, to owszem, zawarliśmy umowę. Misquamacus miał ożywić Vasile Lupa i ukryć się w jego wnętrzu. Vasile Lup nie chciał być budzony ze snu, ale nie miał wyboru. Zostawiłem w jego trumnie kość, aby nigdy nie mógł tam wrócić.
– I dał pan Misquamacusowi całą armią wampirów?
– No cóż… Strigoi miary się żywić krwią białych ludzi i wszystkich innych, których Misquamacus uważał za wrogów. Indianie mieli być oszczędzani. W ciągu kilku lat odzyskaliby swój kraj i mogliby żyć w nim bezpiecznie za dnia, a strigoi rządziłyby nim w nocy.
– Przyjemny scenariusz – prychnąłem.
Razvan Dragomir popatrzył na swoją córkę.
– To bardzo niedobrze, że musiałaś się w to włączyć, skarbie, z tym… człowiekiem. Mogła to być złota era dla nas, Indian i strigoi .
Podszedłem i trąciłem go kością. Cofnął się, jakbym potraktował go prądem.
– A więc ta kość może wzywać duchy z zaświatów i odsyłać je tam z powrotem?
– Nie bez rytuału Apelachów.
– Chyba nie potrzebuję rytuału Apelachów. Myślę, że wystarczy wsadzić tę kość tam, gdzie najbardziej boli. Może mógłbym zrobić z panem to samo, co robił ze swoimi wrogami Dracula, jeśli wie pan, co mam na myśli.
Читать дальше