Jeszcze straszniejsze było to, że ukrywał się w nim Misquamacus, co sprawiło, że stał się bardziej mściwy niż kiedykolwiek – nawet wtedy, gdy został svarcolaci .
Jenica jednak – Boże, chroń ją! – szła w jego kierunku, jakby wcale się go nie bała. Trzymała wysoko ozdobiony kamieniami krzyż, pryskała na boki święconą wodą i recytowała słowa formuły odczarowującej wysokim, wyraźnym głosem:
– Zwalniam cię, Vasile Lup! Rozpraszam twojego ducha! Niech ziemia weźmie z powrotem ciało, które ci dała, niech wiatr weźmie z powrotem oddech, a rzeki niech zabiorą twoją krew! Niech popioły twojej duszy zostaną rozrzucone jak popioły twojego ciała!
Zbieracz Wampirów pochylił się ku niej i ryknął, ale Jenica ponownie smagnęła go święconą wodą.
– Zwalniam cię, Vasile Lup! Oby pamięć o tobie rozwiała się z pyłem, a twoje imię zostało zapomniane przez języki tych, którzy kiedykolwiek je wypowiadali! Niech gwiazdy zapomną o tym, że kiedykolwiek przepowiadały twój los, a księżyc niech zaprzeczy, że kiedykolwiek szedłeś w jego świetle!
Zbieracz Wampirów zrobił chwiejny krok w jej stronę. Otworzył usta, w których pojawiły się kolejne usta, drugie i trzecie, a jego krzyk sprawił, że cały budynek zadrżał, jakby tuż nad naszymi głowami przeleciał odrzutowiec bojowy.
Jenica odwróciła kartkę, ale kiedy miała wypowiedzieć końcową formułę, skoczyła ku niej Susan Fireman i wyrwała jej książkę z rąk.
– Harry! – krzyknęła Jenica.
Susan Fireman biegła ku drzwiom, przyciskając książkę mocno do piersi. Wyskoczyłem zza zasłony, aby odciąć jej drogę, ale była dla mnie zbyt szybka. Zbiegła schodami na podjazd – prosto w promienie słońca.
Zanim przebiegła kilka jardów, z jej płaszcza zaczął lecieć dym. Robił się coraz gęstszy i gęstszy i Susan zwolniła, więc mogłem się do niej nieco zbliżyć. Nagle zapaliły się jej włosy i wrzasnęła z bólu.
– Harry! Książka! – zawołała Jenica. – Nie pozwól, żeby się spaliła!
Było już jednak za późno. Kiedy Susan Fireman dotarła do skraju otaczającego staw trawnika, cała buchnęła płomieniem. Krzyknęła, przewróciła się na bok i zaczęła turlać, lecz płomienie robiły się coraz większe. Podbiegłem do niej i próbowałem zabrać jej książkę, ale trzymała ją blisko siebie, a buchało od niej zbyt wielkie gorąco, aby można się było bardziej zbliżyć.
Po chwili przestała krzyczeć i leżała na trawie bez ruchu w pozycji embrionalnej, wpatrując się we mnie, a słońce ją kremowało. Skóra na jej twarzy pękała i czerniała, wargi napęczniały i również popękały. Przez spalone ciało dłoni zaczęły wychodzić kości. Smród spalonego ludzkiego ciała był tak intensywny, że dostałem mdłości.
Mógłbym przysiąc, że widzę uśmiech na jej twarzy. Może zawsze wiedziała, że w ten sposób skończy? Choć była jedną ze strigoica , może czuła skruchę, że zamordowała tylu ludzi…
– Harry! – krzyknęła Jenica.
Kiedy chciałem się odwrócić, by sprawdzić, o co chodzi, Susan Fireman eksplodowała i za moment jej poczerniałe kości opadły na kupkę, niczym jakieś koszmarne bierki.
– Harry, oni uciekają!
Odwróciłem się i zobaczyłem, że Zbieracz Wampirów i pozostała trójka strigoi biegnie przez podjazd w kierunku stawu. Owal wody skurczył się jeszcze bardziej, ale było jej jeszcze dość, aby Vasile Lup miał dokąd uciec. Wyciągnąłem zza paska kość i ruszyłem biegiem ku stawowi. Pociłem się i ciężko dyszałem, przeklinając Browar Guinnessa.
Z cieni Zbieracza Wampirów leciał dym, a wszystkie trzy strigoi zapaliły się dokładnie na skraju trawnika. Płomienie furkotały nad nimi jak pomarańczowe flagi.
– Harry, musisz go zatrzymać!
Nie wiem, w jaki sposób udało mi się w tak krótkim czasie dobiec do stawu. Może Śpiewająca Skała wezwał na pomoc Ducha Wiatru, aby dmuchnął mi w plecy, może za jedną dłoń złapała mnie Adelaide Bright, a za drugą Frank Winter i pociągnęli mnie razem, aby ich śmierć nie okazała się niepotrzebna.
Gnałem w dół trawiastego zbocza, machając rękami, i po chwili stanąłem po kolana w wodzie, kiedy Zbieracz Wampirów był jeszcze oddalony od stawu o dziesięć metrów. Trójka strigoi nie miała szans. Byli w połowie zbocza, gdy eksplodowali, a ich płonące szczątki zostały rozrzucone po trawniku.
Stałem w wodzie i wpatrywałem się w Zbieracza Wampirów, trzymając wysoko uniesioną kość.
– To koniec, Lup! Nie zbliżaj się!
Cienie Zbieracza Wampirów odchylały się od słońca pod kątem niemal czterdziestu pięciu stopni i leciało z niego tyle dymu, że z trudem mogłem dostrzec jego twarz. Palił się i kipiał z wściekłości, ale zatrzymał się. Moc, która kryła się w kości, z pewnością była silniejsza od słońca.
W kłębach dymu strzelały płomienie. Zbieracz Wampirów zawył tysiącem głosów – jak uwięzieni w palącej się katedrze wierni.
– Stój i nie ruszaj się! – krzyknąłem. – I ty, i Misquamacus!
Nagle na podjeździe, między klonami, pojawił się jadący z dużą prędkością czarny samochód terenowy. Jenica biegła w moją stronę, ale i ona musiała go zobaczyć, bo osłoniła oczy i stanęła.
Nie zwalniając, samochód zjechał z podjazdu i skierował się w naszą stronę. Pędził po trawie, a kiedy był jakieś dwadzieścia metrów od nas, zahamował. Wysiadł z niego mężczyzna w szarej koszuli i szarych spodniach i ruszył w moim kierunku.
– Niech się pan wynosi! – wrzasnąłem. – Chce pan zginąć?!
Mężczyzna zignorował mnie jednak i po chwili stał obok mnie, w wodzie. Miał trochę ponad pięćdziesiąt lat, sczesane do tyłu włosy i haczykowaty nos. Z jego lewego ucha zwisał skomplikowany kolczyk ze srebrnych elementów i piór, przypominający indiańskiego „łapacza snów”.
– Jestem Razvan Dragomir – powiedział, po czym, jakbym go nie usłyszał, powtórzył: – Jestem Razvan Dragomir.
– Co tu jest grane? Podobno był pan w Bukareszcie!
– Cały czas byłem tutaj. To za długa historia, aby teraz ją opowiadać. Musi pan wpuścić svarcolaci do wody, zanim spłonie.
– Słucham…? Nie sądzę. Nie wie pan, co ten skurwiel narobił w Nowym Jorku? Zabił tysiące ludzi!
Zbieracz Wampirów ponownie ryknął. Z jego cieni buchało coraz więcej płomieni, dym zasnuł już cały trawnik i wpływał między drzewa. Jenica obeszła go, chroniąc dłonią twarz od gorąca. Była kompletnie zaskoczona.
– To ty, ojcze?
– Jenico, nie ma czasu na wyjaśnianie czegokolwiek, w każdym razie ten człowiek musi natychmiast pozwolić uciec Vasile Lupowi, inaczej wszystko, nad czym pracowałem, zostanie zniweczone!
Zrobił dwa kroki w moim kierunku i próbował wyrwać mi kość, ale przełożyłem ją do drugiej raki i odepchnąłem go.
– Nie ma czasu! – zawołał. – Nie ma czasu! Musi pan pozwolić mu uciec, inaczej zginie!
– Chyba pan oszalał! – odkrzyknąłem. – Wie pan, ilu ludzi umarło? Wie pan, ilu ludzi zamieniło się w wampiry?
– Oczywiście, że wiem! Oczywiście! Właśnie tak miało być! Ale teraz musi pan pozwolić uciec Zbieraczowi Wampirów ze słońca! Błagam pana… proszę!
Znów skoczył w moją stroną, cofnąłem się jednak dwa kroki i Razvan Dragomir padł na kolana. Popatrzył na mnie z rozpaczą, było już jednak za późno. Zbieracz Wampirów wydał ze swoich wielu gardeł przeraźliwy wrzask i buchnął płomieniem.
Ogień trzaskał i pluł płomieniami, a był tak oślepiający jak błysk magnezji. Choć nie dało się patrzeć na Vasile Lupa wprost, można było dostrzec, że jego cienie powoli znikają – jak wycierany gumką ołówkowy rysunek.
Читать дальше