Zamknąłem drzwi i wypuściłem powietrze z płuc. Nie mieliśmy tu nic do roboty. Najwyraźniej Zbieracz Wampirów dostał się tu przez lustro z kilkoma swoimi strigoi – w taki sam sposób jak i my – i zaskoczył gości oraz obsługę hotelu. Potraktowano ich bezlitośnie. Dla Vasile Lupa istoty ludzkie były jedynie źródłem pokarmu lub rekrutami mogącymi zasilić jego legiony strigoi , a Misquamacus – po tak wielu latach – mógł się wreszcie zemścić.
Niemal dwie godziny zabrało nam znalezienie wszystkich luster. Przeszukaliśmy nawet pokoje służących na strychu i powyjmowaliśmy z ich torebek lusterka do makijażu, gromadząc je w jednym miejscu, przygotowane do rozbicia.
Nie było prądu, telefony nie działały, a z mojego telefonu komórkowego dolatywały jedynie ciche trzaski. Strigoi musiały już opanować większą część stanu, niż sądziliśmy. Przez całe popołudnie pobliską autostradą nie przejechał ani jeden samochód i nie usłyszeliśmy ani jednego helikoptera czy samolotu. Słychać było tylko śpiew ptaków.
Poszliśmy do kuchni. Choć lodówki nie pracowały, znaleźliśmy trochę sera i włoskiego salami; oba produkty były nieco rozmiękłe i „spocone”, ale nadawały się do spożycia. Wyszliśmy na zewnątrz i usiedliśmy na trawie nad stawem. Słońce powoli schodziło ku dalekim wzgórzom.
– Wyobrażasz sobie, jak by wyglądał ten kraj, gdyby przejęły go strigoi ? – spytałem. – W ciągu dnia pusty jak teraz. Cichy. Nic by się nie działo. W nocy wszystkie wampiry wypełzałyby z luster i trumien i zaczynałoby się piekło na ziemi. Dla każdego człowieka życie byłoby koszmarem, który należałoby jak najszybciej zakończyć. Strigoi ścigałyby wszystkich ludzi noc w noc.
– Masz rację, ale dla niektórych byłby to raj. Żyliby wiecznie, prawda? Mogliby doświadczyć wszystkiego, odwiedzić każde miejsce na Ziemi. Ojciec powiedział kiedyś, że gdyby wszyscy żyli wiecznie, nauka ludzka rozkwitłaby w niewyobrażalny sposób, bo wielcy uczeni nie umieraliby tak, jak dzieje się teraz. Powiedział: „Pomyśl o Einsteinie… ile zostało stracone, kiedy zmarł, ile mógłby odkryć, gdyby żył jeszcze przez trzy wieki! Pomyśl o wielkich pisarzach i muzykach! Ile każdy z nas może doświadczyć w ciągu swojego życia? Bardzo niewiele, a kiedy wydajemy z siebie ostatnie tchnienie, odchodzi z nami nawet ta odrobina wiedzy, którą z takim trudem zdobyliśmy, i nikt nie może mieć już z niej żadnego pożytku”.
– Twój ojciec ma dość radykalne poglądy…
– Jest bardzo oryginalnym myślicielem. Zawsze mi mówił, że nie powinniśmy uprzedzać się do żadnej myśli tylko dlatego, że została wyrażona przez kogoś, kim gardzimy. Wiele odkryć medycznych zawdzięczamy na przykład hitlerowcom, a dzieła sztuki często rodziły się w najgorszych reżimach świata.
– Więc choć nie akceptujemy nawyków dietetycznych strigoi , powinniśmy je akceptować, ponieważ długo przebywają na świecie i wiele wiedzą?
Jenica odwróciła się do stawu, nie odpowiadając na moje pytanie. Słońce było już znacznie niżej i odbijało się w wodzie, toteż widzieliśmy dwa słońca.
– Staw… – powiedziała po chwili. – Co z nim zrobimy? Jest co prawda na zewnątrz, ale nawet jeżeli będzie świecić słońce, obawiam się, że strigoi mogą do niego dotrzeć i uciec.
Wstałem i obszedłem staw. Od strony budynku jego brzeg był wyższy i rosło przy nim sitowie. Podwyższenie brzegu powstało sztucznie – była tam też wąska betonowa tama ze śluzą.
– Zobacz! – zawołałem. – Muszą używać tej śluzy, kiedy chcą opróżnić staw do czyszczenia dna.
– Więc będziemy mogli go opróżnić, gdy Vasile Lup sobie pójdzie.
– Na pewno musimy spróbować, ale nie wiadomo, ile nam to zajmie.
Zaczynało się robić wilgotno i chłodno. Jenica objęła mnie ramieniem i przyciągnęła do siebie.
– To przedziwna przygoda…
Kiwnąłem głową i pomyślałem o innej kobiecie, która tak niedawno powiedziała niemal to samo.
Kiedy zapadł zmrok, weszliśmy do jednego z samochodów – toyoty landcruisera. Uznaliśmy, że będzie w nim bezpieczniej niż w hotelu, ponieważ strigoi trudniej będzie wyczuć ciepło naszych ciał. Właściciel auta zostawił kluczyki w środku, więc gdyby strigoi nas znalazły, moglibyśmy uciec.
Staraliśmy się nie używać nazw strigoi i strigoica oraz imienia Vasile Lupa. Teraz, po zapadnięciu zmroku, wszystkie wampiry z pewnością były głodne i bardzo wrażliwe na wszelkie zakłócenia aury, które wskazywałyby na bliskość ludzi.
Skuliliśmy się na przednich siedzeniach samochodu, pojadając przyniesione ze sobą batony czekoladowe i orzeszki. Ale cały czas myślałem o kanapkach z soloną wołowiną, które robił Katz, i zastanawiałem się, czy ma to jakiś związek z moim dopiero co nabytym wampiryzmem. Może jednak po prostu byłem głodny. Nie sądzę, aby wampiry lubiły żytni chleb i pikle.
Minęła ponad godzina. Jenica oparła głowę o moje ramię i zaczęła wolniej i głębiej oddychać, od czasu do czasu wzdychając, jakby coś jej się śniło.
Prawie zasypiałem, gdy nagle ujrzałem wychodzący z hotelu ciemny, nieregularny kształt. Przeszedł przez werandę, a za nim podążał następny i następny – ostatni był nieco jaśniejszy. Strigoi – przynajmniej pięć. Zeszły po schodach, przecięły podjazd i stanęły nie więcej niż dwadzieścia metrów od nas.
Potarmosiłem Jenicę.
– Co jest? Co się dzieje?
– Ciii… nie podnoś się. Patrz.
Strigoi wyraźnie na coś czekały. Księżyc jeszcze nie wzeszedł, ale nocne niebo robiło się coraz bledsze i po chwili zobaczyliśmy, że jaśniejszym kształtem była kobieta. Kiedy odwróciła się i popatrzyła w naszym kierunku, zobaczyłem, że to Susan Fireman. Obok niej, z bladą twarzą i dzikimi oczami, stał Frank. Pozostałej trójki strigoi nie znałem. Jeden z mężczyzn był bardzo wysoki i miał sczesane do tyłu włosy, co sprawiało, że wyglądał jak Christopher Lee. Nawet gdyby nie był prawdziwym wampirem, z powodzeniem mógłby go udawać. Dwa ostatnie strigoi wyglądały jak potężnie zbudowani robotnicy budowlani z ogolonymi głowami.
Wschodził księżyc, przeświecając przez srebrne brzozy. Kiedy zrobiło się jeszcze jaśniej, w drzwiach pojawiła się wielka postać. Odchylała się od księżyca i składała się ze skomplikowanej aranżacji nieprzeniknionych cieni, które z każdym jej krokiem przesuwały się, rozkładały i składały. Był to Zbieracz Wampirów, Vasile Lup, svarcolaci , w którym ukrywał się duch Misquamacusa – jak najczarniejsza ćma, zwinięta wewnątrz gąsienicy.
Stał na werandzie, ale w następnym ułamku sekundy był już między swoimi strigoi . Patrzyłem na zmiany jego twarzy – w jednej chwili była dobrotliwa i ludzka, w następnej biała i nieruchoma jak maska. Nagle odwrócił głowę, a za nim odwróciły się strigoi .
– Boże drogi… – jęknęła Jenica. – Myślisz, że nas widział?
Wydawało mi się, że tak. Patrzył prosto na landcruisera, jego oczy błyszczały. Przez głowę przemknęła mi straszliwa myśl: jasna cholera, nasza mała wycieczka skończy się, zanim się jeszcze zaczęła, i do tego krwawo…
Ale w następnym momencie, poruszając się szarpanymi ruchami, niczym postacie ze źle zmontowanego filmu, wszyscy zniknęli – i pojawili się niżej, na podjeździe. Zaraz potem znów zniknęli, a kiedy zobaczyliśmy ich ponownie, stali przy prowadzącej do hotelu drodze, dobre sto metrów od nas, po chwili jednak zniknęli całkiem.
Читать дальше