Czułem, jak metal przesuwa się po lewej stronie mojej szyi. Ale nagle brzytwa znieruchomiała. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że Jenica przygląda mi się uważnie. Nie umiałem zinterpretować wyrazu jej twarzy, lecz przez głowę przeszła mi myśl: Harry, ta kobieta jest półwampirzycą, ma we krwi wirusa strigoica … Wampiry piją ludzką krew, a ona właśnie naciska brzytwą twoją tętnicę szyjną…
– Co jest? – spytałem.
Przez długą chwilę się nie odzywała. W końcu powróciła do golenia.
– Pomyślałam sobie tylko, co zrobisz, kiedy to wszystko się skończy? W dalszym ciągu będziesz zakażony.
– Przecież na ciebie nie będzie miało to żadnego wpływu. Do dziś nawet nie wiedziałaś, że masz zakażoną krew.
– Ale ja jestem kobietą. Może to działa inaczej na mężczyzn?
– Może. Jeśli zacznę jeść na śniadanie tatar, będę wiedział dlaczego.
Kiedy zrobiła ze mnie Pana Eleganckiego, uniosła mi ręce i ogoliła pachy. Nie miałem na klatce piersiowej zbyt wielu włosów – jedynie coś jakby kontur krzyża – ale je też zgoliła.
Zgoliła mi także wszystkie włosy na nogach, co było niesamowicie podniecające, zwłaszcza gdy przesuwała brzytwą po tylnych stronach moich ud. Kiedy skończyła, mój kutas sterczał jak twardy, rzeźbiony kieł, wybijając takt wraz z rytmem mojego serca. Potem wtarła mi piankę we włosy łonowe, jądra i głęboko między pośladki, uklękła przy mnie i zaczęła zbierać włosy, przed każdym następnym pociągnięciem wycierając ostrze brzytwy w papier toaletowy.
Była bardzo ostrożna, mimo to dwa lub trzy razy mnie zacięła. Po moim prawym udzie zaczęła spływać kropla krwi, którą zebrała palcem i włożyła go sobie do ust. Kiedy w dół popłynęła kolejna kropla, pochyliła się i zlizała ją.
Gdy kończyła golić mi jądra, brzytwa na ułamek sekundy zatrzymała się na napęczniałej tętnicy. Mimo woli wstrzymałem oddech. Posmakowała już mojej krwi, a teraz mogła sprawie, żeby trysnęła ze mnie jak ze szlaucha.
Jenica powiedziała jednak tylko: „Gotowe”, po czym usiadła na piętach, chlapnęła mi w krocze trzy garście wody i sięgnęła po ręcznik.
– Teraz jesteś pergaminem, Harry. Mogę zacząć na tobie pisać.
Ułożyłem się wygodnie na jej łóżku, podczas gdy ona grzebała w biurku ojca, szukając cienkiego pędzelka i buteleczki chińskiego tuszu. Poustawiała wszędzie czerwone i żółte świece, pachnące różami i wanilią. Nagi i całkowicie bezwłosy, czułem się bardzo dziwnie – jak ktoś nowo narodzony, ale także trochę tak, jakbym nie miał ciała. Zrozumiałem teraz, dlaczego buddyści golą wszystkie włosy.
Przy łóżku stało sześć zdjęć Jenicy z ojcem, każde w srebrnej ramce. Rozpoznawałem niektóre miejsca, w których zostały zrobione: Champs Elysées w Paryżu, plac Świętego Marka w Wenecji, budynek parlamentu w Londynie. Może mój wzrok był zmęczony, ale niemal na każdej fotografii ojciec Jenicy był lekko rozmyty, jakby w chwili robienia zdjęcia się poruszył. Można było jednak dostrzec, że jest dość przystojny, choć w bardzo rumuński sposób, a w lewym uchu miał kolczyk, z którego zwisał łańcuszek zakończony jakimś ozdobnym drobiazgiem.
Wróciła Jenica – w białej męskiej koszuli zapiętej tylko na jeden guzik. Usiadła obok mnie, odkręciła ośmiokątną butelkę i zanurzyła w niej pędzelek.
– Powiedz mi imię i nazwisko kogoś, kto nie żyje.
– Byle kogo?
– Wszystko jedno, byle już nie żył.
– Śpiewająca Skała? – Uznałem, że w obecnej sytuacji mojemu duchowemu przewodnikowi należy się honorowe miejsce.
Piękną kursywą Jenica napisała w poprzek mojej klatki piersiowej: Śpiewająca Skała.
– David Erskine – powiedziałem, kiedy skończyła. – To mój ojciec. George Erskine, mój dziadek. Jimmy Bonasinga, kolega ze szkoły.
Jenica w milczeniu pokrywała moje ciało imionami i nazwiskami. Byłem zdumiony, kiedy uświadomiłem sobie, ilu znanych mi ludzi już nie żyje. Zajęło nam to niemal trzy godziny, a kiedy Jenica skończyła, miałem na sobie ponad sto nazwisk. Na lewym ramieniu miałem Adelaidę Bright, niech Bóg ma ją w swojej opiece, która nauczyła mnie czytać z kart tarota i fusów herbacianych, a także odczytywać przyszłość z ludzkiej twarzy. Wzdłuż prawego przedramienia miałem nazwisko mojego nauczyciela zajęć technicznych, Kennetha Bukaskiego, który pokazał mi, że robienie półek, które się trzymają, to coś więcej niż sprawa wiary. Na prawym udzie miałem Sandrę Lowenstein, bladą i afektowaną dziewczynę, która pisała dla mnie bełkotliwe wiersze o dymie i kwiatach i zmarła z powodu przedawkowania jakiegoś świństwa w Baltimore.
Nie widziałem nazwisk na plecach, ale wspomnienia o tych ludziach były mi tak samo drogie. Jedynym nazwiskiem na moim penisie była Jane Forward, moja pierwsza miłość. Była zachwycająca – nawet z aparatem na zębach. Zielone oczy, drugie blond włosy, jakieś pięć centymetrów wyższa ode mnie. Wszyscy byli przekonani, że zostanie sławną aktorką, ale wyszła za mąż za analityka giełdowego i przeprowadziła się do Darien w stanie Connecticut, gdzie utopiła się w basenie.
W końcu Jenica odłożyła pędzelek i zakręciła buteleczkę. Zdjęła koszulę i położyła się obok mnie.
– Wiesz, czym teraz jesteś? Księgą umarłych.
– Mam tylko nadzieję, że to wszystko zadziała. Czubkiem palca pomacała ostatnie nazwisko, jakie zapisała – Johna Franziniego.
– Wydaję mi się, że John Franzini jest już suchy. Możemy zacząć rytuał.
Wzięła ceramiczną miseczkę, którą przyniosła razem z atramentem – była w niej melasa, wymieszana z suszonym tymiankiem. Zapaliła cienką świeczkę i skierowała jej płomień na środek miseczki. Po chwili melasa i zioła zaczęły bulgotać i zapaliły się. Zapach palących się ziół przywoływał jakieś wspomnienie, ale nie potrafiłem określić, z czym mi się kojarzy. Musiało to być coś, co wydarzyło się bardzo dawno temu i bardzo daleko stąd.
Jenica otworzyła książkę z opisem rytuału i położyła ją na poduszce. Pochyliła się nade mną, muskając prawym sutkiem mój prawy sutek. Była tak blisko mnie, że nie widziałem jej ostro.
– Samodivo, przyjmij nazwisko tego mężczyzny do spisu zmarłych! Zapisz je w krainie cienia i namaluj jego podobiznę na obliczu Księżyca.
Powiedziała to trzy razy, tak jak nakazywała instrukcja. Kiedy zaczynała recytować ten tekst po raz trzeci, ujęła prawą dłonią mojego kutasa i zaczęła go masować. Muszę przyznać, że nie było to całkiem nieprzyjemne. Kiedy powiedziała: „zgodnie z twoją zachętą”, nazwisko Jane Forward wydłużyło się przynajmniej dwukrotnie.
Potem usiadła mi na brzuchu. Spróbowałem złapać jej pierś, ale odepchnęła moją rękę. Ponieważ to ona przeprowadzała ów przedziwny rytuał, postanowiłem leżeć i wykonywać jej polecenia. W końcu nie robiliśmy tego dla przyjemności.
Sięgnęła między moje nogi i wprowadziła w siebie mojego penisa, po czym pochyliła się i pocałowała mnie w usta. Jej wargi były mokre, ciepłe i śliskie i taka sama była w środku. Nie potrafiłem powstrzymać się od wydania z siebie jęku.
Jenica ujeżdżała mnie w milczeniu. Za każdym razem, kiedy unosiła biodra, prawie z niej wypadałem, ale jakoś udawało jej się wyczuć ten moment i mój kutas z powrotem zagłębiał się w nią aż po nasadę. Słychać było tylko skrzypienie łóżka i dyszenie Jenicy. Jej pot skapywał na moje usta i miałem wrażenie, że pływam w oceanie.
Kiedy poczułem, że za chwilę będę szczytował, nie mogłem się powstrzymać od złapania Jenicy za pośladki i wbicia jej palców głęboko w ciało. Zaczęła głośno wołać: „Samodiva! Samodiva! Samodiva!”. Dym płonącej melasy robił się coraz bardziej gryzący, czułem w nosie i ustach tylko ten zapach i miałem wrażenie, że cienie na suficie tańczą w rytm naszego pieprzenia się niczym oszalałe gobliny z transylwańskich lasów.
Читать дальше