– Nie mam pojęcia. To niemożliwe, prawda?
Oczy Jenicy błyszczały w świetle świec.
– Czegoś w tym równaniu brakuje. Czuję, że za kulisami tego, co tu się dzieje, kryje się jeszcze ktoś.
Krwiobieg
Na intarsjowanym stoliku, między pudełkami na biżuterię i ozdobnymi przyciskami do papieru, znalazłem małą figurkę uśmiechającego się rumuńskiego gnoma z brązu. Był malutki, ale bardzo ciężki, miał spiczasty kapelusz i doskonale nadawał się do rozbijania luster. Ścisnąłem go w dłoni i pokuśtykałem w dół.
Na klatce schodowej unosił się wywołujący mdłości smród tlącego się dywanu i spalonych ciał – najobrzydliwszego grilla, jakiego można by urządzić – i zanim udało mi się przełknąć ślinę, do gardła podeszło mi nieprzetrawione spaghetti po bolońsku.
Złapałem gnoma za podstawę i podszedłem do własnego odbicia w lustrze. Spróbowałem przybrać w miarę zdecydowaną minę i uniosłem wysoko figurkę. Kiedy już miałem rozbić lustro, ujrzałem w nim odbicie widokówki, leżącej na stoliku obok. Gdy walczyliśmy ze strigoi , na pewno jej tu nie było.
Odwróciłem się i wziąłem widokówkę do ręki. Było na niej zdjęcie dużego białego domu, w tle błękitne niebo, ciemnoczerwone klony i małe okrągłe jeziorko. Kensico County Inn, Valhalla, stan Nowy Jork. Odwróciłem kartką. Nie było znaczka ani adresu, jedynie trzy litery: TUF.
TUF? Co za sens pisać na widokówce nazwę skały wulkanicznego pochodzenia?
Rozejrzałem się. Kto położył tu tę kartkę? Drzwi frontowe były zamknięte i zaryglowane. Sam je zamykałem, a poza nami w budynku nikogo nie było. Wszyscy mieszkańcy albo wyjechali na wakacje, albo gdzieś powychodzili i nie wrócili. Być może zostali złapani przez bladych ludzi lub zabici przez strigoi .
Podszedłem do drzwi mieszkania na parterze. Były zamknięte. Spróbowałem otworzyć drzwi na końcu korytarza, które musiały prowadzić na podwórko z tyłu. Również były zamknięte i zaryglowane od środka. Był tylko jeden sposób dostania się do budynku – przez lustro.
Podszedłem do niego powoli i przycisnąłem czoło do szkła. Wpatrywałem się w nie, ale widziałem jedynie własne odbicie. Tylko strigoi potrafiły przejść przez lustro, jeśli to jednak zrobiły, dlaczego nas nie zaatakowały, a jedynie zostawiły pocztówkę?
Nagle w mojej głowie zapaliło się zielone światełko. Frank! Pocztówkę zostawił Frank. Czyż mi nie powiedział, iż nigdy nie zapomni przysięgi, że będzie chronił ludzkie życie? TUF oznaczało „tu” i „f’. Frank pokazywał mi w ten sposób, gdzie ukrywa się Misquamacus.
Kiedy wpatrywałem się w lustro i zastanawiałem, czy je zbić, z góry doleciał przenikliwy wrzask, huknęły zatrzaskiwane drzwi i załomotały przewracane krzesła.
– Harry! – wrzasnęła Jenica. – Harry, szybko!
Może i kuśtykałem, schodząc, ale w górę schodów pognałem jak kozica górska z wetkniętym w tyłek fajerwerkiem. Drzwi mieszkania Dragomirów były szeroko otwarte, a przerażona Jenica stała przy balustradzie i osłaniała się kością. W połowie korytarza zobaczyłem chudego mężczyznę, z którego oczu wyzierało szaleństwo – w luźnym, zakrwawionym kaftanie.
Miał włosy do ramion – mokre, jakby właśnie wyszedł z kąpieli – i potarganą, nieuczesaną brodę. W ręku trzymał maczetę, z której kapała krew.
– Chyba zabił Gila… – wykrztusiła Jenica.
– Ale skąd się tu wziął? Nie otwierałaś okien?
– Oczywiście, że nic! Oszalałeś? Nie wiem, skąd się wziął. Poszłam sprawdzić, co u Gila, i zobaczyłam, że ten facet stoi nad jego łóżkiem. Wszędzie była krew. Chyba obciął Gilowi głowę…
Mężczyzna wbijał w nas wzrok, ale się nie zbliżał. Wyglądał na zdenerwowanego i niezdecydowanego. Dyszał chrapliwie, sprawiał jednak wrażenie, jakby się bał nas zaatakować.
– To kość – powiedziałem do Jenicy. – Boi się kości.
– Co?
– Daj mi ją. Spróbuję czegoś.
Jenica podała mi kość. Uniosłem ją i wyrecytowałem jedyne zdanie w narzeczu Siuksów, jakie znałem:
– Hau! Wicasa cikala! He ‘cu sni yol Lo wa ‘cin!
Ale mężczyzna nadal stał bez ruchu. Zrobiłem krok w jego stronę i powtórzyłem moją indiańską recytację. Pomachałem kością, a potem dźgnąłem nią powietrze.
– Wakatanka Itakan nitawa!
Intruz uniósł maczetę. Serce waliło mi jak szalone, zrobiłem jednak kolejny krok w jego stronę. Wpatrywał się we mnie, wykrzywiając usta w straszliwej parodii uśmiechu. Przez chwilę sądziłem, że wie, co znaczą wypowiedziane przeze mnie słowa, zaraz jednak odwrócił się i ruszył w kierunku łazienki. Kiedy wchodził do niej, zahaczył kurtką o klamkę.
Rzuciłem się za nim, ale wyrwał kurtkę i zanim zdążyłem go złapać, przebiegł przez łazienkę i skoczył głową naprzód do wypełnionej wodą wanny. Po chwili zniknął pod lustrem wody, rozpłynął się w nicości. Nawet nie plusnęło. Woda nawet nie zafalowała.
Trzymając kość przed sobą, podszedłem do wanny. Była w niej tylko woda. Jedynie cienki wir krwi zdradzał, że uciekło tędy strigoi . Podeszła do mnie Jenica, rozejrzała się i spytała zdziwiona:
– Gdzie on jest?
– Założę się, że tam, skąd przyszedł.
– Nie rozumiem.
– Właśnie dowiedzieliśmy się czegoś nowego o strigoi . Mogą się ukrywać nie tylko w lustrach, ale także w wodzie. Powinniśmy się tego domyślić. Potrzebują czegoś, w czym może powstać odbicie.
– Więc wypuść wodę! – zawołała Jenica.
– A co będziemy pić?
– Nie wiem. Nieważne. Jest mnóstwo piwa i wina.
– Jak uważasz – odparłem i wyciągnąłem korek. Jenica stała obok mnie i patrzyliśmy, jak woda z bulgotem wycieka z wanny.
– Gil nie żyje – powiedziała po chwili. – Gdybym wiedziała, że strigoi mogą przechodzić przez wodę…
Poszliśmy do sypialni. Gil leżał na boku z odrzuconą do tyłu głową i patrzył pustymi oczami na wezgłowie. Jego gardło zostało przecięte aż do kręgosłupa, a pościel była przesiąknięta krwią. Przypominało to przysyłane przez terrorystów filmy wideo, pokazujące zakładników z obciętymi głowami. Podniosłem z podłogi bladobłękitną narzutę i przykryłem ciało Gila.
– Cholera… był wspaniałym facetem. Nie zasłużył na taką śmierć.
– Nie czuj się winny, Harry. Był żołnierzem i wiedział, że to niebezpieczne.
Popatrzyłem na narzutę, przez którą przesączała się krew.
– Będę musiał jakoś odnaleźć jego żonę i córki i powiedzieć im, że straciły go.
– Zrobimy to razem.
Wyszliśmy z sypialni i zamknęliśmy za sobą drzwi. Przekręciłem klucz w zamku. Gil z pewnością nie żył – w odróżnieniu od Franka – ale po co ryzykować? Jeżeli z wanny mogą wyskakiwać faceci z maczetami i oszalałymi oczami, kto wie, co jeszcze jest możliwe?
Poszliśmy do salonu. Skończyliśmy już palinkę, więc wziąłem do ręki butelkę czerwonego wina i zacząłem ją otwierać.
– Musimy go pomścić – oświadczyła Jenica. – Wygląda na to, że jedynym językiem, jaki rozumie Misquamacus, jest język zemsty. Gdybyśmy tylko wiedzieli, gdzie on jest…
– Nie wiem, czy to się do czegoś przyda, ale sądzę, że tam – powiedziałem i wyjąłem z kieszeni pocztówkę.
– Kensico Country Inn? Skąd to masz?
– Znalazłem na dole. Moim zdaniem zostawił ją Frank. Zobacz, napisał na niej „tu” i podpisał się „f’.
– I to wszystko?
Читать дальше