– Harry… nikt poza mną nie może odczarować Vasile Lupa, ale nie zrobię tego bez ciebie. Jaki więc mamy wybór?
– Pomyślałem sobie, że śmierć z braku wody brzmi dość atrakcyjnie.
– Jestem pewna, że ojciec ma gdzieś książkę opisującą rytuał Samodivy.
– No dobrze, ale co to właściwie jest? Dla mnie brzmi jak nazwisko irlandzkiego śpiewaka operowego.
– Samodiva to w różnych mitologiach coś innego. W Bułgarii jest to wróżka mieszkająca w drzewach. W Rumunii nie jest to ani on, ani ona, tylko „ono”, coś w rodzaju rejestratora śmierci. Mieszka głęboko w lasach i zawsze ma twarz ukrytą w ciemności. W jego księdze nazwiska żyjących są zapisane czerwonym atramentem, a zmarłych czarnym.
– Więc przeprowadzisz rytuał Samodivy i moja krew będzie podatna na twojego wirusa? Też zostanę półwampirem? I będę mógł, tak jak ty, przechodzić przez srebrne drzwi?
Jenica skinęła głową.
– Tak, wtedy będziesz mógł iść ze mną.
– Właśnie o to mi chodzi. Ale abym się zaraził, musi… hm… dojść między nami do zbliżenia, tak?
– Tak.
– A to dla ciebie nie problem?
– Dlaczego miałoby to być dla mnie problemem?
– Nie wiem. Bez szczególnego powodu. Jeżeli uważasz, że tak powinno być, to nie mam nic przeciwko temu.
Wyciągnęła rękę, delikatnie chwyciła mnie za płatek ucha, po czym potarła go kciukiem i palcem wskazującym. Jeszcze nigdy żadna kobieta nie zrobiła mi czegoś tak podniecającego.
– Harry… nie mamy wyboru. Nasze przeznaczenie mówi, że musimy to zrobić.
Kończyłem kolejny kieliszek wina, a Jenica przeglądała książki ojca, szukając opisu rytuału Samodivy. Potrzebowałem czegoś dla dodania sobie odwagi. Nie bałem się zakażenia vampiritis , zwłaszcza w sposób, w jaki Jenica zamierzała to przeprowadzić, ale obawiałem się Misquamacusa. Miałem nadzieję, że zabójcy potworów załatwią sprawę za mnie, ponieważ jednak Misquamacus uciekł z Manhattanu, byłem przekonany, że szansa jego złapania jest niemal równa zeru.
– Mam! – zawołała w końcu Jenica. – „Rytuał Samodivy, który odbiera mężczyźnie naturalną odporność na wirusa strigoica i inne zakażenia spowodowane przez czarownice i opętane kobiety. Dodaje on jego imię do spisu martwych bez usuwania go ze spisu żywych, ponieważ nie umarł”.
– Jesteś pewna?
– Harry, któregoś dnia wszyscy umrzemy i nasze imiona będą zapisane czarnym atramentem.
– Czytaj dalej. Mów, co mamy robić.
– To jest w bardzo starym dialekcie munteańskim, z Wołoszczyzny. „Aby rozpocząć, opętana kobieta lub czarownica musi oczyścić mężczyzną, goląc go”.
Potarłem podbródek, który pokrywała trzydniowa szczecina.
– Nie ma problemu, golenie na pewno mi się przyda. Lepiej umrzeć umytym i oporządzonym, prawda?
– „Brzytwa musi być poplamiona krwią opętanej kobiety lub czarownicy”.
– Hm, cóż… myślę, że możesz się lekko zaciąć w palec. Nie będzie bardzo boleć.
– „Mężczyzna musi zostać ogolony całkowicie, od czubka głowy po palce u nóg”.
– Słucham?!
Jenica zignorowała mnie i tłumaczyła dalej:
– „Jego skóra ma zostać wykorzystana jako pergamin, na którym należy napisać imiona zmarłych. Każda osoba, jaką znał, a która nie żyje, ma być zapisana na jego skórze czarnym atramentem. Imiona tych ludzi będą jego paszportem i ochroną w świecie zmarłych, w którym będzie częściowo zamieszkiwał. Kiedy imiona zostaną zapisane i atrament wyschnie, czarownica lub kobieta ma trzy razy wypowiedzieć słowa:»Samodivo, przyjmij nazwisko tego mężczyzny do spisu zmarłych! Zapisz je w krainie cienia i namaluj jego podobiznę na obliczu Księżyca. Ponieważ zapisujesz imiona wszystkich ludzi żywych i martwych, jego imię ma się pojawić w kolumnach krwi i ciemności zgodnie z twoją zachętą. Równocześnie w misce mają się palić razem tymianek i cukier«„.
– „Zgodnie z twoją zachętą”?
– To stare określenie, wzięte z kościelnego języka słowiańskiego. Moim zdaniem oznaczają one „osąd”, „decyzję” albo „zachciankę”.
– Ogolisz mnie całego dla czyjejś zachcianki?
– Napisano tu, że rytuał Samodivy można prześledzić do tysiąc sto osiemdziesiątego dziewiątego roku. Zazwyczaj stosowano go, jeżeli mężczyzna chciał porozmawiać ze swoim zmarłym przyjacielem… na przykład kiedy ten zmarł i nie powiedział, gdzie schował pieniądze… – No dobrze, jeśli tak ma być, to idź po krem do golenia.
Było już dobrze po północy. Księżyc świecił wysoko nad ciemnym Empire State Building, a rzeka Hudson jarzyła się jak płachta wypolerowanej stali. Co chwila zapalało się gdzieś migotanie jaskrawego światła, jakby ktoś coś spawał, i zaraz potem rozlegały się krzyki, które informowały nas, że zabójcy potworów nadal krążą po mieście i robią swoje. W powietrzu czuć było histerię, ale przynajmniej wiedzieliśmy, że strigoi uciekają.
Ponieważ opróżniliśmy wannę, Jenica musiała napełnić miskę wodą ze spłuczki toaletowej. W komodzie w sypialni ojca znalazła w mahoniowej skrzynce brzytwę. Z rycin w książce Jenicy – bardzo szczegółowych – jednoznacznie wynikało, że maszynka do golenia Gillette Mach 3 nie jest wystarczająco mitologiczna do przeprowadzenia rytuału Samodivy.
Potem Jenica posadziła mnie pośrodku kuchni, wzięła duże nożyce i przycięła mi włosy jak najbliżej skóry. Na szczęście nie było lustra, w którym bym się widział. Czułem się jak nie do końca oprawiony indyk.
Kiedy obcięła mi włosy, poszliśmy do łazienki. Ściągnąłem przepoconą bluzę, spodnie i szorty w biało-czerwone paski. Z jakiegoś powodu byłem okropnie zawstydzony, stałem więc, zasłaniając krocze dłońmi.
Jenica otworzyła brzytwę.
– Mam nadzieję, że jest ostra – mruknąłem. Przeciągnęła ostrzem po nasadzie kciuka. Cięcie natychmiast wypełniło się krwią.
– O tak, jest bardzo ostra – odparła i rozmazała krew po obu stronach ostrza, po czym possała ranę i owinęła ją kawałkiem papieru toaletowego. – Jesteś gotów?
– Chyba tak. Gól.
Zmoczyła mi głową i wtarła w nią pachnący mentolem krem. Ale zanim zaczęła, powiedziała:
– Jesteś zażenowany.
– Zażenowany? Ja? Wyglądam na zażenowanego?
– Wyglądasz. Zachowujesz się jak chłopiec.
– Tylko się zasłaniam, nic więcej…
– Wiem, co zrobimy. – Jenica wytarła dłonie w ręcznik, skrzyżowała ramiona i ściągnęła sukienkę. Pod spodem miała biały koronkowy biustonosz i białą koronkową halkę. Odwróciła się do mnie plecami. – Rozepnij.
Jeśli chodzi o biustonosze, nigdy nie byłem Harrym Houdinim, ale tym razem udało mi się rozpiąć haftki jednym ruchem. Wielkie piersi Jenicy wylały się ze stanika jak gęsty budyń. Odwróciła się do mnie przodem i położyła rękę na moim ramieniu, aby utrzymać równowagę, a drugą ściągnęła halkę. Włosy łonowe miała przystrzyżone w kształt motyla.
– Już nie musisz się czuć zażenowany – oświadczyła. Chyba żartowała. Zaczął mi sztywnieć kutas, a kiedy zabrała się do mojej głowy, do ukrycia tego faktu potrzebowałbym przynajmniej dwóch dodatkowych rąk.
Goliła mi głowę szybko i w milczeniu, wysuwając przy tym czubek języka. Robiła to bardzo dobrze, pewnie, jakby już wielokrotnie miała do czynienia z brzytwą, i tylko raz zacięła mnie lekko w ucho. Choć jej sutki kilka razy musnęły mnie w ramię, próbowałem stać nieruchomo.
Potem nasmarowała mi kremem twarz i zaczęła golić brodę. Była tak blisko mnie, że czułem, jak oddycha. Kiedy doszła do szyi, złapała mnie za podbródek, aby naciągnąć skórę. Gdy ostrze wędrowało wokół mojego jabłka Adama, zamknąłem oczy i zamarłem.
Читать дальше