Pokręciła głową.
– Wątpię, czy coś takiego kiedykolwiek napisano. Większość kleru rumuńskiego neguje istnienie strigoi … mimo wielu dowodów. Duchowni wolą pomijać tę sprawę milczeniem. Przy podtrzymywaniu legend o wampirach obstaje jedynie Rada Turystyki Rumunii, ale ich działania są absurdalne, bo polegają głównie na organizowaniu lotów balonem nad górami Transylwanii i śniadań z szampanem w miejscu, gdzie urodził się Dracula.
– Mimo wszystko uważam, że Frank mówił prawdę, a Susan Fireman rzeczywiście wyszła z lustra.
– Nie byłbym tego taki pewien – wtrącił Gil. – Nie chce twierdzić, że z rozmysłem kłamał, ale sam musisz przyznać, że mógł majaczyć. Widywałem coś takiego w Bośni. Ludzie gadali o najdziwniejszych rzeczach.
– Jest chory, zgoda, ale…
– Jest znacznie więcej niż chory – przerwała mi Jenica. – Jest jednym z bladych ludzi… jeszcze nie umarł, ale już jest półstrigoi .
– I dlatego mu wierzę. W każdej chwili mógł nas zaatakować, prawda? Płonie cały i zrobiłby wszystko, aby napić się naszej krwi, walczy z tym jednak. Może i jest półstrigoi , ale w połowie nadal pozostaje człowiekiem i bardzo się stara. Dlaczego ostrzegł nas przez chowającymi się w lustrach wampirach? Nie chce, aby nas zaskoczyły. Próbuje nas chronić. Uważa, że to ostatni ludzki gest, na jaki powinien się zdobyć, zanim przejdzie na drugą stronę i zostanie jednym z nich.
Za oknami ostatnie błyski szkarłatu połknęła ciemność, jakby przykryła je peleryna Beli Lugosiego. Gil popatrzył na złocony zegar.
– Wpół do dziesiątej – mruknął. – Chyba już wkrótce dowiemy się, co jest naprawdę prawdziwe, a co nie.
Jenica otworzyła torbę i wyjęła swój zestaw do walki z wampirami: krucyfiks, święconą wodę i pastę czosnkową.
– Możemy się teraz tylko modlić o to, aby legenda się myliła i żeby svarcolaci nie słyszeli, jak wypowiada się ich imię.
– A może zabawimy się w „załatwmy ich”? – spytał Gil.
Nie pamiętam, kiedy usnąłem, nagle jednak coś mnie wyrwało ze snu. Wszystkie świece poza jedną już się wypaliły, ale ta także już filowała i zamierzała zgasnąć. Popatrzyłem na złocony zegar – za pięć wpół do drugiej.
Byłem przekonany, że nie obudziłem się przypadkiem, kiedy jednak zacząłem się wsłuchiwać w ciemność, stwierdziłem, że jest całkowicie cicho.
– Gil? – szepnąłem.
Spał w fotelu i chrapał jak mors. Jenica leżała na kanapie. Sukienka podciągnęła jej się tak wysoko, że w świetle świecy widać było nagie biodro.
Wstałem z fotela i poszedłem do salonu po latarkę. Zapaliłem ją i skierowałem światło na dywan. Dopóki nie było to konieczne nie chciałem budzić Jenicy i Gila.
Miasto na zewnątrz również było pogrążone w ciemnościach. Budynki sprawiały wrażenie nagrobków na gigantycznym cmentarzu. Wilgotność powietrza była tak wysoka, że z trudem oddychałem, a z końca nosa kapał mi pot. Po raz pierwszy od chwili wybuchu tej wampirzej epidemii zaczęło mnie ogarniać przeczucie, że – prędzej czy później – wszyscy zginiemy.
Poszedłem na palcach do pokoju Franka. Leżał na plecach i wpatrywał się w sufit. Poświeciłem mu w twarz latarką.
– Frank? Jesteś jeszcze z nami?
Nie odpowiedział i nie poruszył się. Podszedłem bliżej i stwierdziłem, że nie żyje. Nie patrzył w sufit – patrzył w nieskończoność.
– Bezpiecznej podróży, Frank – powiedziałem. – Mam nadzieję, iż Bóg ci wybaczy, że bawiłeś się w Niego. To lepsze od bawienia się w diabła.
– Słodkie słowa – odezwał się za moimi plecami kobiecy głos.
Serce skoczyło mi w piersi tak gwałtownie, że miałem wrażenie, jakby uderzyło mnie w podbródek, i wypuściłem latarkę z ręki.
– Jenica! Przestraszyłaś mnie na śmierć!
Natychmiast jednak uświadomiłem sobie, że to nie Jenica. Głos brzmiał inaczej, Jenica nie była ubrana na biało i miała ponad metr osiemdziesiąt wzrostu. Złapałem latarkę i poświeciłem kobiecie prosto w twarz.
Nawet nie spróbowała zasłonić oczu. Była drobnokoścista, bardzo blada, a jej ciemne włosy były potargane i poplątane. Miała na sobie prostą białą sukienkę, bardzo podobną do całunu.
Z przodu materiał był pokryty brązowymi i żółtymi plamami poprzyczepiały się do niego rzepy i osty – jakby przeciskała się przez jakieś krzaki.
– Co pani tu robi? – wybełkotałem. – Jak się pani tu dostała?
– Proszę się nie bać – odpowiedziała i uśmiechnęła się. -. Przyszłam po Franka, to wszystko.
– Po kogo? Frank nie żyje.
– Nie, nie… po prostu przeszedł na drugą stronę.
– Niech pani posłucha: nie wiem, kim pani jest, ale musi pani stąd natychmiast wyjść.
– Chyba nie chcesz powiedzieć, że Frank o mnie nie wspomniał? Jestem Susan Fireman. Byliśmy z Frankiem zaprzyjaźnieni.
Obszedłem ostrożnie łóżko, cały czas świecąc kobiecie latarką w oczy. Susan Fireman… cholera! Nawet nie zamrugała.
– Jenica! – krzyknąłem.
– O co chodzi? – spytała Susan Fireman. -Nie powinieneś się bać. Nic złego ci nie zrobię.
– Tak jak nie zrobiła pani nic złego Frankowi?
– Frank był uparty. Gdyby nie był tak bardzo nieposłuszny, wcale by nie cierpiał.
– Jenica!
Susan Fireman dotknęła opuszkiem palca warg i w ułamku sekundy – BLINK – przeniosła się spod drzwi i stanęła przede mną. Nie zauważyłem, żeby się poruszyła.
– Nie ma sensu wzywać pomocy – oświadczyła. – Jest nas zbyt wiele i z każdą chwilą robi się coraz więcej.
– Co pani zamierza, panno Fireman? Wypić moją krew?
– Oczywiście, że nie! – Zamilkła na chwilę, po czym dodała niemal uwodzicielsko: – Chyba że chcesz…
– Jenica! Potrzebuję cię tu natychmiast! Jenica!
Susan Fireman odwróciła się i znów – BLINK – stała po drugiej stronie łóżka, pochylała się nad Frankiem i głaskała go po czole.
– Frank… – szepnęła. – Frank, to ja, Susan… przyszliśmy, aby zabrać cię do domu…
W tym momencie w drzwiach pojawiła się Jenica. Była niemal tak samo blada jak Susan Fireman. Gil szedł tuż za nią z kijem baseballowym w dłoniach.
– Kto to jest? – spytała Jenica.
Susan Fireman nawet na nią nie spojrzała. W dalszym ciągu głaskała Franka po czole i dmuchała mu na twarz.
– Obudź się, Frank… cały twój ból minął… właśnie zaczęła się długa noc…
Jenica zrobiła dwa kroki i znów stanęła.
– Harry, kto to jest? Co ona tu robi? Jak się tu dostała?
– To Susan Fireman – wyjaśniłem. – Frank nie żyje, a ona twierdzi, że przyszła zabrać go do domu.
– Strigoica … – szepnęła Jenica, po czym głośno krzyknęła: – Strigoica ! Wynoś się z mojego domu!
Susan Fireman popatrzyła na nią.
– Cicho! Nie musisz histeryzować. Tylko pogarszasz swoją sytuację.
– Zaczekajcie chwilę – powiedział Gil.
Kiedy zniknął, słychać było, jak chodzi z pokoju do pokoju i zatrzaskuje drzwi.
– Nie chcę wam zrobić nic złego – oświadczyła Susan. – Chcę tylko wyjść stąd z Frankiem, to wszystko. Czeka na niego nowe życie… nie odbierajcie mu go.
Wrócił Gil.
– Okno w kuchni. Tamtędy weszła, choć Bóg wie, jak się tam wspięła. Do ziemi jest przynajmniej dwadzieścia pięć metrów i nie ma nawet rynny, której można by się przytrzymać.
Powoli podszedłem do łóżka.
– Proszę posłuchać, panno Fireman. Frank tego nie chciał. Ciężko walczył, aby do końca pozostać człowiekiem, a kiedy jest się człowiekiem, martwy to znaczy martwy. Jedyne miejsce, dokąd się uda, to krematorium.
Читать дальше