– Kto by pomyślał, że to wszystko prawda? – spytał. – Te wszystkie komiksy z przerażającymi opowieściami, które czytaliśmy w dzieciństwie… filmy z Draculą, opowieści o wampirze Lestacie… cały czas wszystko było prawdą.
W tym momencie Gil zamachał latarką, a Jenica zawołała.
– Harry! Harry, znaleźliśmy! Jest tu trumna Wilka!
Trumna Zbieracza Wampirów była ogromna, przypominała limuzynę z lat czterdziestych i ustawiono ją na cegłach, aby nie zetknęła się z wodą. Dokładnie jak trumna, którą Frank widział we śnie, była zrobiona z żelaza i pokrywały ją grube płaty brudu i rdzy. Miała sześć wielkich uchwytów w kształcie wilczego łba z kółkiem w paszczy, a boki bogato zdobione splątanymi wężami.
Tak samo jak w przypadku reszty trumien, wieko było podniesione i odchylone na bok, choć sama trumna stała na tyle wysoko, że nie dało się zobaczyć, czy ktoś jest w środku.
Gil natychmiast pochylił się przede mną i splótł dłonie.
– Podniosę cię.
– Zaraz, zaraz! A jeśli jest w środku?
– Nie wiem. Wbijesz mu w serce osikowy kołek.
– Nie mamy osikowego kołka.
– I tak nic by to nie dało – powiedziała Jenica. – Wilk już nie żyje. Jego serce jest pochowane na Wołoszczyżnie.
– Jeśli go tu nie ma, to co ja mam robić?
– Nic nie mów. Nie odzywaj się. Przeżegnam go krzyżem i święconą wodą, a następnie przeczytam z książki o svarcolaci odpowiednią formułę i zapieczętujemy trumnę lakiem.
.- I to go zamknie na dobre?
– Jak sam powiedziałeś, Harry, to siły nadprzyrodzone i nie ma gwarancji producenta.
Wsadziłem stopę w złożone dłonie Gila i złapałem go za ramiona.
– Gotów? – zapytał, zanim jednak zdążyłem potwierdzić, uniósł mnie. Aby się utrzymać, zamachałem wściekle ramionami.
Straciłem jednak równowagę i musiałem zeskoczyć na podłogę, lecz udało mi się na ułamek sekundy zajrzeć do trumny. Wilka nie było w środku – za co gorąco podziękowałem wszystkim świętym Wołoszczyzny. Była jedynie brudna szara poduszka i płatki łupieżu, które ze starości zrobiły się żółte.
– Chcesz jeszcze raz spróbować? – spytał Gil.
– Daj sobie spokój. Jest pusta.
– Prawdopodobnie chowa się gdzieś w lustrze – stwierdził Frank. – Założę się, że oni wszyscy to robią.
– Chciałabym zajrzeć do trumny – powiedziała Jenica.
– Jasne – odparł Gil i ukląkł. Jenica wstawiła stopę w jego splecione ręce, a ja złapałem ją za łokieć, aby nie straciła równowagi. Gil uniósł ją i we dwóch próbowaliśmy nie wgapiać się w jej białe koronkowe podwiązki. Zajrzała do trumny.
– Zgadza się, zniknął. – Kiedy Gil chciał ją opuścić, dodała: – Zaraz, chwileczkę! Coś tu jest!
Gdy zeszła na dół, trzymała w ręku coś, co przypominało brązową pałkę długości trzydziestu centymetrów, zakończoną po obu stronach zgrubieniami. Dopiero kiedy Gil poświecił, zrozumieliśmy, co to jest – bardzo stara kość, ozdobiona licznymi zygzakami, z przewierconą na jednym końcu dziurą, przez którą przewleczone były pióra.
Frank zakaszlał.
– To ludzka kość. Piszczel – oświadczył.
– Jesteś pewien?
– Jestem przecież lekarzem.
Wziąłem kość od Jenicy i uważnie jej się przyjrzałem. Nie wiem dlaczego, ale coś przywodziła mi na myśl – jak zapach którego się dawno nie czuło, albo piosenka, którą się nie bardzo pamięta.
– Wiesz, do czego służyła? – spytałem Jenicę. – To jakiś element wampirzego rytuału?
Pokręciła głową.
– Nie sądzę, aby była rumuńska.
– No to co robi w trumnie Zbieracza Wampirów?
Frank podszedł do żelaznej skrzyni i dotknął jej opuszkami palców.
– Prawie go czuję… – powiedział chrapliwie. – Ta pustka, o której mówiłem… jest… bardzo… bardzo silna. – Przeciągnął palcami po skorodowanej płytce, umocowanej na końcu trumny. – Są tu chyba jakieś litery…
Poświeciłem latarką i Frank zaczął powoli czytać:
– N-U-M-E-L-E… M-E-U-E-S-T i jeszcze E… co to znaczy?
– Możesz powtórzyć? – poprosiła Jenica.
– N-U-M…
– Już rozumiem – przerwała mu. – Numele meu este . To oznacza: „nazywam się”.
– Vasile Lup … – dokończył szeptem Frank. Popatrzyliśmy na niego zaskoczeni.
– Powiedziałeś… – jęknął Gil.
– Co?
– Powiedziałeś, człowieku. Pieprzone imię! Miałeś go nie wymawiać, bo złapie je swoim radarem i będzie wiedział, że go szukasz!
Frank wyglądał na zrozpaczonego.
– Wiem, wiem, nic chciałem, przysięgam, tylko…
– Nie chciałeś? – syknęła Jenica. – Harry, mówiłam od razu, że nie można mu ufać! Wypowiedział nazwisko Zbieracza Wampirów i on już wie, że próbujemy go znaleźć! Na pewno znajdzie nas pierwszy i wszystkich pozabija!
– Posłuchajcie, naprawdę nie zamierzałem powiedzieć tego głośno – próbował przepraszać Frank. – Nie wiem… po prostu mi się wypsnęło.
– Myślisz, że jesteśmy głupi? Już jesteś jednym ze strigoi ? Chciałeś zostać z nami tylko po to, aby wciągnąć nas w pułapkę, żebyśmy zginęli rozszarpani na kawałki!
Frank zaczął kasłać.
– Nie chciałem powiedzieć tego cholernego imienia, jasne? Jeszcze bardziej niż tobie zależy mi na tym, aby ten skurwiel dostał za swoje!
– Twoje życzenie spełni się szybciej, niż myślisz.
– Hej, Jenica, spokojnie – wtrąciłem się. – Sama mówiłaś, że większość wiedzy o wampirach to mity i legendy. Może więc mitem jest też to o wymawianiu jego imienia. Gil sądził na początku, że ściąga ich samo wypowiedzenie słowa strigoi . Poza tym jak ten Wilk miałby usłyszeć szept Franka, skoro jesteśmy tutaj, a on tkwi nie wiadomo gdzie, może nawet ze dwadzieścia przecznic stąd, na jakimś wielopoziomowym parkingu, gdzie ukrywa się w czyimś wstecznym lusterku?
Jenica nie zamierzała się jednak uspokajać.
– Jest mnóstwo historycznych dowodów – powiedziała, chodząc nerwowo po krypcie. – Ludzie wypowiadali imię strigoi albo svarcolaci i następnego dnia ich ciała leżały rozrzucone po polach, na pastwę kruków! Sławnemu historykowi Alexandru Dutu przydarzyło się to w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym czwartym roku w Bukareszcie! Wygłaszał na uniwersytecie wykład i powiedział głośno imię svarcolaci . Mówi się, że w nocy jego krew spadła na Presei Libere jak deszcz!
– Zgoda, ale nawet jeśli Frank wypowiedział to imię specjalnie, w co nie wierzę, może zaoszczędzi to nam szukania. Prędzej czy później musimy stanąć z tym stworem twarzą w twarz.
– W ciągu dnia, kiedy mamy przewagę. Ale potem…
– Wiem: w nocy, w ciemności.
– Drażnisz się ze mną, Harry.
– Jenico, nie śmiałbym.
W tym momencie usłyszeliśmy plusk i szybki, ostry tupot. Trzy lub cztery unoszące się na wodzie w głębi krypty trumny zaczęły o siebie stukać – niczym kajaki na stawie. Gil po świecił na nie latarką. Znowu rozległ się tupot i plusk. Zakołysały się kolejne trumny.
– Boże… – szepnęła Jenica. – Patrzcie…
Również uniosłem latarkę i w tym momencie ujrzałem szczury – musiały być ich tysiące – które zalewały trumny niczym wielkie szare wszy. Niektóre tonęły, wpychane do wody przez następne, które biegły po ich grzbietach. Ich ślepia migotały jasnożółto i w ciągu kilku sekund cała krypta wypełniła się ich piskami.
Czułem też ich zapach – mdlący odór stęchłego, długo zamkniętego powietrza. Śmierdziały ściekami i czymś jeszcze gorszym.
Читать дальше