Porucznik Roberts wydął policzki i znów przez chwilę się zastanawiał.
– Jak mam panu pomóc, doktorze? Panna Susan Fireman jest poszukiwana za podwójne zabójstwo, toteż jeżeli ukrywa się w pańskim mieszkaniu, muszę iść na górę i aresztować ją. Wiem jednak, że panna Susan Fireman nie żyje, dlaczego więc miałbym marnować czas?
– Nie żyje, zgadza się – przyznał Frank. – Byłem na jej sali, kiedy zmarła, ale jakimś sposobem wróciła. Wspięła się do mojego mieszkania, kiedy spałem, i zmusiła mnie…
– Do czego? – spytał Mancini.
– Chyba macie panowie rację… Musiało mi się to przyśnić.
– Do czego pana zmusiła? – powtórzył Roberts.
Frank wahał się, było jednak jasne, że mu nie odpuszczą, jeżeli nie udzieli im jakiejś odpowiedzi.
– Zmusiła mnie do stosunku seksualnego. Ale to pewnie był tylko sen.
Porucznik Roberts wysiadł z samochodu.
– Chyba rozejrzę się po pańskim mieszkaniu, doktorze Winter. Nie wierzę, że panna Fireman tam jest, ale muszę zaspokoić moją bezgraniczną ciekawość.
– Proszę mi uwierzyć, poruczniku…
– Wierzę panu. Wierzę, że pan sądzi, iż panna Fireman odwiedziła pana po śmierci i miała z panem kontakt cielesny, ale chcę się dowiedzieć, dlaczego pan tak uważa.
– Nie ukradłem jej ciała ze szpitala, jeżeli to pan sugeruje. Kiedy wspinała się do mojego mieszkania, była żywa, rozmawiała i miała dość siły na to, aby zmusić mnie do seksu.
– Twierdzi pan, że pana zgwałciła?
– Nie do końca, ale była bardzo przekonująca i bałem się jej. Cóż, każdy by się bał. Miała nie żyć. Nie żyła.
Porucznik Roberts ujął Franka za ramię.
– Chodźmy, doktorze, zróbmy małą inspekcję. Nie potrzebuję nakazu rewizji, bo zaprasza mnie pan do siebie, tak?
– Nie wiem… nie sądzę… naprawdę nie najlepiej się czuję…
– To nie zajmie nawet minuty, doktorze – powiedział porucznik i pomógł Frankowi wejść na schody, mocno trzymając, aby się nie wyrwał. Frank znalazł klucze i otworzył drzwi.
W mieszkaniu było ciemno, więc zapalił halogeny. Porucznik Roberts przeszedł na środek salonu i zaczął się rozglądać podczas gdy detektyw Mancini ruszył do kuchni.
– Bardzo eleganckie mieszkanko – stwierdził porucznik i wziął do ręki małą chromowaną statuetkę nagiej tancerki. – Jon Diavolo. Musiało kosztować kilka wyleczonych wrzodów żołądka.
– Dostałem to w prezencie od siostry.
Porucznik Roberts odstawił figurkę. Wziął do ręki książeczką zapałek z restauracji „Red Bench” przy Sullivan Street – kiedyś knajpy mafii, a teraz miejsca chętnie odwiedzanego przez chcących się czegoś napić mieszkańców SoHo, którzy nie lubią turystów.
– Mówił pan, że którędy weszła panna Fireman?
– Nie mówiłem, którędy weszła, ale otwarte było tylko okno w sypialni.
– Pokaże mi pan?
Frank zaprowadził go do sypialni. Pościel w dalszym ciągu była zmięta, a poduszki rozrzucone po podłodze.
– Ciężka noc? – spytał porucznik Roberts. Frank wzruszył ramionami, nic jednak nie powiedział. Nie był w stanie mówić – gardło miał w strasznym stanie, a skóra paliła, jakby poparzył się na słońcu i potem wszedł do wanny z wrzątkiem.
Porucznik Roberts obejrzał okno.
– Nie widzę sposobu, aby ktoś mógł tędy wejść. Nawet człowiek guma.
– Naprawdę muszę się położyć – stwierdził Frank. Może kiedy okręci się prześcieradłem i zwinie w łóżku w kłębek, a przestanie go tak strasznie piec. Boże, pomóż… Tatal nostru, carele esti in ceruri .
– Chce się nas pan pozbyć? – spytał porucznik. Otworzył szafę i przyglądał się starannie powieszonym koszulom i garniturom. – Ładne materiały. Dobrze jest poznać mężczyznę, który dba o swoje ubrania.
W tym momencie wszedł detektyw Mancini.
– Nikogo? – spytał Roberts.
Mancini pokręcił głową.
– Sprawdziłem nawet w koszu na brudną bieliznę.
– No to świetnie… wygląda na to, że trzeba wracać na komisariat i dołożyć swoje do ogólnego poczucia beznadziei. Dziękujemy za pokazanie mieszkania. Niech pan odpocznie i zje coś porządnego.
Za otwartymi drzwiami sypialni Frank dostrzegł szybkie blade mignięcie. Z początku wydało mu się, że to biel koszuli Manciniego odbiła się w wiszącym w przedpokoju wysokim lustrze, kiedy jednak detektyw odsunął się od lustra, Frank stwierdził z przerażeniem, że to Susan Fireman. Miała na sobie prostą białą tunikę, a jej twarz wyglądała jak posypana mąką. Nie było jej jednak w przedpokoju.
Znajdowała się we wnętrzu lustra – jakby lustro stanowiło wejście do sąsiedniego pokoju.
Detektyw Mancini stał tyłem do lustra, nie mógł jej więc widzieć, choć odległość między jego plecami a lustrem wynosiła nie więcej niż piętnaście centymetrów.
– To co, idziemy, poruczniku?
– Aha… – Porucznik Roberts postanowił jeszcze dla pewności zajrzeć pod łóżko.
Frank zaczął krzyczeć, ale głos miał tak zachrypnięty, że trudno go było zrozumieć.
– Uwaga! Na Boga! Ona tu jest! Za panem! Jest tam!
Susan Fireman popatrzyła na Franka i uśmiechnęła się niego konspiracyjnie.
– Uwaga!
Detektyw Mancini zmarszczył czoło.
– Co? Gdzie?
Zaczął się odwracać, ale ręce Susan już wystrzeliły z lustra i mignęła stal. Silnym ukośnym cięciem poderżnęła mu gardło na całej szerokości szyi i kołnierzyk jego koszuli natychmiast się zaczerwienił. Mancini zrobił niepewny krok do przodu, jakby chciał odzyskać równowagę, potem jeszcze jeden. Był niepomiernie zdziwiony. Jego głowa odchyliła się do tyłu i z szyi trysnęła potężna fontanna krwi, sięgając do sufitu i opryskując ściany w kolorze magnolii. Po chwili osunął się na bok i uderzył o komodę w przedpokoju – waląc twarzą prosto w mosiężne uchwyty szuflad. Znieruchomiał na brzuchu, jedynie jego stopy podrygiwały w rozpaczliwym tańcu.
– Co to ma, kurwa… – wymamrotał porucznik Roberts. Sięgnął za pazuchę, aby wyciągnąć broń, ale był za wolny jak na Susan Fireman. Wyszła z lustra i – błysk światła – już stała pośrodku pokoju, wyglądała jednak, jakby sfilmowano ją specjalną kamerą, pokazującą równocześnie kilkanaście tych samych, nałożonych na siebie z lekkim przesunięciem postaci. Porucznik zaczął odwracać się ku niej, pistolet miał już do połowy wyciągnięty z kabury, ale znów błysnęło i Susan znalazła się za jego plecami.
– Susan! – krzyknął Frank, było już jednak za późno. Dziewczyna tak szybko poderżnęła porucznikowi gardło, że nie było widać ruchu. Spod brody Robertsa trysnęła krew i natychmiast zaczerwieniła koszulę.
Susan Fireman pchnęła porucznika na kolana, przytrzymując go przy tym za kołnierz, aby nie upadł na twarz. Popatrzyła na Franka bladobłękitnymi oczami, które niemal wyskakiwały jej z orbit.
– Masz! – zawołała. – Tego potrzebujesz! Od razu poczujesz się lepiej.
Złapała garść skręconych siwych włosów porucznika Robertsa i odciągnęła jego głowę do tyłu, poszerzając ranę na szyi. Cięcie było bardzo głębokie – przecięło mięsień mostkowo-obojczykowo-sutkowy oraz żyłę tętnicę szyjną.
Frank patrzył z przerażeniem to na ranę, to na Susan. Jej twarz niemal świeciła z podniecenia.
– Popatrz na to! – powiedziała. – Pozwolisz się temu zmarnować?! Boże drogi, Frank, jeśli ty nie wypijesz, sama to zrobię!
Jako lekarz, Frank przysięgał, że nigdy nikomu nie zrobi krzywdy. Przede wszystkim nie wolno mu było udawać Boga, ale porucznik Roberts prawdopodobnie stracił już przytomność i nie było najmniejszej szansy na uratowanie mu życia. Skóra Franka płonęła coraz bardziej. Czuł się, jakby polano go benzyną i podpalono, a gardło tak mu wyschło i ścisnęło się, że struny głosowe na pewno zostały uszkodzone.
Читать дальше