Jechalo od niego piwem i mial zalana koszule. To oznacza, ze wybiegl za nia z mieszkania lub lokalu. Jak ona byla ubrana? Katarzyna nie zwrócila uwagi… Dziewczyna weszla do pubu, wyczula niebezpieczenstwo i zaczela uciekac, a on ruszyl za nia. Jesli policjanci sprawdza nagrania okolicznych lokali, to jest ryzyko, ze szybko uzyskaja jej zdjecie, a w dodatku stanie sie glówna podejrzana…
- Co tam grzebiesz? - Kuzynka stanela w drzwiach.
- Martwie sie o dziewczyne. - Kasia opisala pokrótce swoje przypuszczenia. Alchemiczka poskrobala sie z frasunkiem po nosie.
- Czy moglabys wlamac sie przez Internet na komputer lokalu i po prostu skasowac nagrania z monitoringu? - zagadnela. - I moze te z kladki, bo jesli byla jakas kamera w poblizu miejsca, gdzie go zaciukalam, to nie daj Boze dodadza jedno do drugiego, to i nasze fotki tez beda mieli.
- Za duzo sie filmów naogladalas - westchnela Katarzyna. - To tak nie dziala. Najczesciej montuje sie zestaw kamerek, które sa podlaczone do rejestratora. Tam obraz nagrywany jest na pojemny dysk, a powiedzmy, po tygodniu nadpisywany kolejnym nagraniem. Mozna podpiac komputer i zrobic podglad, ale robi sie to tylko w razie koniecznosci. No chyba ze wlasciciel nieustannie szpieguje swoich pracowników. Kamery pewnie nas uchwycily, ale tam maja raczej takie o marnej rozdzielczosci, do obserwacji tlumu. W sklepach moga byc lepsze.
- Rozumiem… To znaczy nie rozumiem. Diabli nadali te kamery. Jak u jakiegos Orwella nackali tym miasto… Ruszyc sie nie mozna, zeby czlowieka nie nagrali.
- Robia to dla bezpieczenstwa. Zeby ograniczyc przestepczosc… - tlumaczyla Katarzyna cierpliwie.
- Dawniej nie bylo potrzeby wieszania kamer. Lapalo sie przestepców, wieszalo i spokój byl -
westchnela alchemiczka. - Kazde wieksze miasto mialo wlasnego kata i wlasna szubieniczke…
Recydywista dostawal stryczek na szyje i wiecej nie broil. Inni patrzyli i robili w gacie. A tych, co narozrabiali mniej, zakuwalo sie w lancuchy i do kamieniolomu. Pomachal taki oprych kilofem dwadziescia lat, wietrzyk syberyjski ochlodzil mu rozpalone czolo, to i glupie pomysly z glowy wywietrzaly. To wlasnie ograniczalo przestepczosc, a nie jakies glupie kamery. A teraz…
Pseudohumanizm dwudziestego pierwszego wieku…
- Mamy w sumie tylko jedna mala przewage nad policja - uciela jej wywody kuzynka.
- To znaczy?
- Po pierwsze wiemy, kim byla ofiara. Oni to pewnie dopiero ustalaja, chyba ze maja jego odciski palców w kartotece. Po drugie wiemy, gdzie bywa glówna podejrzana.
- Znaczy ja?
- Nie, mam na mysli te mala. Ciebie na szczescie nikt nie bedzie chyba podejrzewal. Przestepców najczesciej lapie sie, sprawdzajac powiazania z ofiara, albo na goracym uczynku. Ewentualnie badajac slady pozostawione na miejscu zbrodni. Powiazan nie ma zadnych. Motyw jest niemozliwy do wydedukowania, bo zalatwilas go ot tak, przypadkiem. Od razu nas nie zlapali. Pozostaja slady. Tych nie zostawilysmy duzo, a padajacy deszcz pewnie zmyl zdecydowana wiekszosc. Czyli nie powinni do nas dotrzec. Ale ja moga namierzyc.
- Zatem chyba musimy ostrzec dziewuszke?
- Chyba tak. Zwlaszcza ze ten koles… Raczej nie bywa tak, ze gania sie dziewczyny po ulicach, machajac nozem. Jesli nie zadzialal pod wplywem jakiegos impulsu, musimy zakladac, ze chcial ja zabic. A nie wiadomo, czy dzialal sam.
- To co robimy?
- Moze warto by poweszyc tam, gdzie mieszkal… - Katarzyna popatrzyla na adres zapisany w dowodzie. - Klopot w tym, ze mozemy sie nadziac na jakichs jego kumpli. Moze nas tez zarejestrowac jakas kamera… Siedz w domu. Wezme rower i za godzinke jestem z powrotem.
- A moze kupie ci rower na urodziny? Bedziesz miala wlasny.
- To za pól roku…
- A… No to bierz mój.
Katarzyna zabrala jeszcze swoja „szpiegowska” torbe i równo dociskajac pedaly, pomknela przez miasto.
Stara kamienica na obrzezach Kazimierza sprawiala dziwnie odpychajace wrazenie. Budynek z lat dwudziestych, od nowosci nie byl remontowany. Tabliczka przy drzwiach wskazywala, ze jest wlasnoscia miasta. Katarzyna obejrzala sobie uwaznie sciany. Wysolenia i slady zawilgocenia na tynku siegaly dobre póltora metra nad poziom chodnika. W drzwiach umieszczono domofon, ale zakladali go kompletni partacze - bez wiekszego trudu mozna by go bylo otworzyc widelcem, a ona miala narzedzia…
Weszla na klatke. Swojska won stechlizny bila chyba z piwnic. Kamery? Brak… Wdrapala sie na drugie pietro. Podeszla pod drzwi lokalu numer osiem. Policyjnych pieczeci brak, a zatem jeszcze nie ustalili, kim jest denat i gdzie mieszka. Moze ktos jest w srodku? Wcisnela guzik dzwonka.
Niestety, a moze na szczescie, mieszkanie bylo najwyrazniej puste.
- Uuuu… Kuso - mruknela, ogladajac odrzwia.
Dwa dobrej klasy zamki, stalowa futryna. Same drzwi tez niezle, antywlamaniowe. Nie najwyzszej klasy, ale jednak. I zawiasy, jakich prózno szukac w markecie budowlanym. Nie otworzy tego.
Oczywiscie w sluzbach sa odpowiedni fachowcy, którzy poradza sobie z kazdym zamkiem, ale ona przeszla tylko podstawowe przeszkolenie. Trzeba bylo obszukac trupa i zabrac klucze. Teraz juz tego nie naprawi. Ale zajrzec jakos trzeba…
Z torby wyciagnela blekitny drelich roboczy i czarna, poplamiona wapnem bejsbolówke. Weszla pietro wyzej i tu spotkala ja niespodzianka. Mieszkanie nad interesujacym ja lokalem bylo calkowicie wypalone. Do zweglonych futryn przybito symbolicznie kilka desek. Bez trudu wcisnela sie do srodka.
Pozar musial szalec tu dwa lub trzy lata temu. W powietrzu utrzymywal sie jednak swad spalenizny.
- Ludzie latami czekaja na przydzial albo zadluzaja sie w bankach na dekady, byle tylko cos kupic, a tu dobre mieszkanie sie marnuje… Wystarczy przeciez zrobic remont… - mruknela zirytowana. -
Ale dla mnie to i lepiej.
Wyszla na balkon. Wybrala najmniej skorodowany kawalek barierki, zaczepila line. Spuscila sie dwa metry, rozhustala i stanela na parapecie interesujacego ja lokalu. Okno bylo zamkniete, w dodatku, sadzac po framudze, koles zalozyl sobie blokady antywlamaniowe. Zajrzala przez brudna szybe. Pokój jak pokój. Na podlodze wypatrzyla dmuchany materac, obok dwie puste butelki po piwie, tektura po pizzy i kilka metalowych pudel, w jakich transportuje sie cenne obrazy. Dalej lezal jeszcze laptop. Przydaloby sie go zwinac i na spokojnie zobaczyc, co zawiera, ale okna nie wybije. Poliweglanowa szyba, to trzeba ciac szlifierka katowa albo podobnym sprzetem.
Na scianach ujrzala zacieki - pewnie gdy gaszono pozar pietro wyzej, woda troche sie lala…
- Ciekawe - mruknela. - Gosc jest tu zameldowany od paru lat, a mieszkanie wykorzystuje tylko sporadycznie… Byl zameldowany - poprawila sie.
Pomiedzy dwie cegly wkrecila hak. Sciagnela linke, wpiela i tak zabezpieczona zrobila duzy krok w lewo. Stanela na parapecie kolejnego okna. Kuchenne. Niestety, tez antywlamaniowe i zamkniete na glucho. Zajrzala do srodka.
Nic ciekawego, kilka starych, mocno zdezelowanych szafek… Jeszcze wiecej puszek po piwie, jeszcze wiecej kartonów po pizzy.
- Alez flejtuch - skrzywila sie.
Skrzypnely drzwi prowadzace na podwórze. Katarzyna wyjela z torby mlotek i zaczela nim opukiwac sciane obok okna. Co chwila przerywala pukanie i udawala, ze cos notuje w grubym kajecie. Grala calkowicie pochlonieta zajeciem. Ale popatrzyla ostroznie w dól. Kolo trzepaka stal jakis staruszek i gapil sie na nia. Facet jak facet, moze ciec, a moze tylko wscibski sasiad. Nic groznego, ale nie ma sensu przedluzac wizyty. W zasadzie wie juz wszystko, czego potrzebuje. Zjechala na ziemie, sciagnela linke. Zwinela i przerzucila przez ramie. Z torby wyciagnela plik papierów i ruszyla prosto na faceta.
- No, wreszcie ktos sie raczyl zjawic. Pan tu jest dozorca? Doskonale! Sprawdzilam odspojenia tynku tej czesci elewacji i wysolenia, sam pan rozumie problem… Zaraz wypisze protokól ogledzin, pan mi pokwituje. Moge prosic jakis dowód tozsamosci, musze zapisac serie i numer.
Читать дальше