Stara śpiewka...
- Ci z rasy Skrata cofnęli się w czasie, by uratować naszą planetę? - zapytałem.
- Nie. Podobno religia im zabrania. Mamy to, co mamy. Skażenia, niedobitki ludności żyjące w schronach, budujemy dopiero izolowane kopuły, które w ogóle umożliwią nam życie na powierzchni planety.
- Czym jest Oko? Powiedzieli nam, że to scalak. Zapis osobowości kogoś z rasy Skrata.
- Tak też i jest. Tylko że to dowód przeciw niemu. Zabił badacza swojej rasy...
Oni badają... cywilizacje. Ostrożnie, dyskretnie... Spotkali się, a Skrat nie miał prawa odwiedzać Ziemi. Scalak to zapisał. Chcą odzyskać scalak, by ożywić tamtego podróżnika. Skrat szukał Oka, by go zniszczyć.
- Co się stało ze Skratem?
Zachichotał, a łzy stanęły mu w oczach z bólu.
- Spaliliśmy łajdaka żywcem. Powiedz, jak wyglądał księżyc? Podobno był
piękny...
- Widziałeś na filmach - zbyłem go.
Czułem, że próbuje mnie zagadać. Analizowałem jego opowieść, nie bardzo trzymała się kupy.
- Gdzie jest scalak Staszka? - zapytałem.
- Zniszczony. Zniszczyliśmy wszystkie.
Byłem prawie pewien, że kłamie. A może nie? Scalak Iva mógł zostać zniszczony... No cóż, pora na pytania trochę bardziej konkretne. Skinąłem na Borysa, żeby był gotów.
- Gdzie jest wasza baza? - zapytałem.
- A dlaczego niby miałbym ci powiedzieć? - Ponownie wygiął pogardliwie wargi. - I tak nie zdołasz nas pokonać. Triumfować będziemy my. Wy już przegraliście. W tych czasach i w tych, które dopiero nadejdą. Przegapiliśmy cię, ale co to zmieni? Zdechniesz wcześniej czy później, jako ostatni podróżnik w czasie. Z
naszej ręki albo i z innej przyczyny.
Wymieniłem spojrzenia z towarzyszami. A więc dranie nie wiedzieli, że Hela żyje. Dobra nasza!
- Powiesz, powiesz - mruknął Sadko. - Nie tacy mówili. Borys, do roboty!
Szybko i ostrożnie, żeby nie zdechł przed czasem. Maksym, palikuj.
Przywiązali mu nadgarstki i kostki stóp do czterech brzózek. Olbrzym szybkim ruchem zastrugał kilka patyków. Zamknąłem oczy. Zatkanie uszu dużo nie dało, torturowany wył jak zwierze. Marius Kowalik miał rację. Tortury, którym poddano mnie na „Łani", to była w zasadzie tylko przyjacielska pogawędka. Do tej pory sądziłem, że Sadko i Borys, dręcząc mnie, wykazali się straszliwym sadyzmem. Teraz dopiero zobaczyłem, co to są prawdziwe męki. Wbicie drewienek pod paznokcie nic nie dało. Rosjanin naszykował więc kolejną gałązkę, ujął kozik i zajął się kolanami więźnia.
Odszedłem w krzaki, żeby zwymiotować. Chińczyk darł się, prawie nie robiąc przerw na zaczerpnięcie oddechu. Wróciłem. Miałem szaloną ochotę, by to przerwać, wiedziałem, że mnie posłuchają, ale jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że nie mogę tego zrobić. Potrzebowaliśmy tych informacji.
- Gdzie jest wasza baza? - zapytałem ponownie. - Bądź rozsądny, i tak to z ciebie wydusimy, a po co masz cierpieć?
W odpowiedzi tylko splunął krwią. Borys rozciął spodnie i umieścił jądra więźnia pomiędzy dwoma kijami.
- Sam tego chciałeś... - mruknąłem.
Chińczyk zacharczał w odpowiedzi.
- Nie damy rady - rzucił Sadko ze złością. - On już się kończy... A tu by jeszcze czasu trzeba.
Borys ścisnął kijaszki. Myślałem, że zemdleję, słysząc ten wrzask, ale wytrzymałem i to.
- Ne byj, ne woloczy, u horylci jazyk namoczy, to usiu prawdu skaże -
zażartował ponuro Maksym.
Nie znęcać się, tylko namoczyć język w wódce, a prawdę powie? Ech, gdyby to było takie proste...
- Powiedz, gdzie jest baza! - zażądałem od Chińczyka. - Podaj współrzędne!
Jeniec spojrzał na mnie ocalałym okiem. Z drugiego nie zostało wiele, spod powieki ciekł strumyczek krwi.
- Przegraliście - wycharczał. - Jesteś ostatni... Twoi towarzysze ziemię gryzą: i ten młody, i dziewczyna, i mydlarz...
- Powiedz - poprosiłem. - I tak to z ciebie wyciśniemy, a po co masz bez sensu cierpieć?
- Bez sensu? Ty... Ty... morderco! Pracujesz... dla tego, kto zniszczył Ziemię...
- Łżesz!
- Obyś... był przeklęty!
- Odpowiadaj! - ryknąłem.
Czułem obrzydzenie do samego siebie. Zdawałem sobie w pełni sprawę, że uczestniczę w wyjątkowo ohydnym mordzie. Ze tego, co robię, nie zmyje zwykła spowiedź, że na zawsze już zbrukałem sumienie. Czy miałem prawo chronić swoje życie kosztem cudzego?
- Jeszcze raz - poleciłem olbrzymowi.
Ale już było za późno. Przez pokrwawione ciało przebiegły drgawki. Rzęził.
Maksym odsunął mnie ręką. Stanął nad konającym z metalową butelką w dłoni.
Chlapnął na krzyż.
- Ja ciebie chrzczę wo imia Otca i Syna, i Swiatohogo Ducha...
Zbaraniałem. Chińczyk raz jeszcze wierzgnął nogami i znieruchomiał. Kozak zakręcił flaszeczkę.
- A to za Wieroczkę! - Kopnął trupa, aż trzasnęły żebra. - I za Osipa! -
Wpakował kopa z drugiej strony.
Nie wierzyłem w to, co widzę. Po prostu mój mózg nie wczytywał obrazu. Nie analizował, zawiesił się, wyświetlając komunikat o błędzie. Co ten człowiek robił?!
Musiałem mieć strasznie głupią minę, bo Kozak uśmiechnął się szeroko.
- Życie wieczne jest przeznaczeniem człowieka - powiedział poważnie. -
Poganin czy nie, dobry czy zły, skoro mogliśmy mu bramy raju otworzyć, trza było o to zadbać...
- Słusznie - przytaknął Sadko. - Dobrześ zrobił...
Stałem, kontemplując scenę. Rozległa dolina, szare skały, długie, pożółkłe trawy poprzecinane zaspami śniegu usypanymi przez wiatr. Delikatnie oszronione gałęzie drzew.
I tylko ten mdlący zapach krwi w powietrzu... Smród palonej benzyny. Ci trzej popaprańcy i trup człowieka, który na mój rozkaz wyzionął ducha wśród straszliwych męczarni. Nie powinienem był na to pozwolić. Być może zasłużył na śmierć, ale nie na tortury... No cóż, miał wybór. Mógł nam przecież powiedzieć, gdzie jest ta cholerna baza. Nie. Nie mógł. Ta informacja to życie jego przyjaciół, podwładnych, dowódców.
Wyrzuciłem skarby zza pazuchy na rozścielony płaszcz i przeszedłem do miejsca eksplozji. Z helikoptera nie było co zbierać. Kadłub musiał być chyba napakowany termitem, bo spore partie w ogóle się stopiły. Jedyną wartość miało aluminium i miedź ze spalonych kabli. Sukinsyny dobrze się zabezpieczyli. Silnik?
Korpus chyba cały... Może dałoby się go nawet uruchomić. Tylko po cholerę mi silnik od helikoptera w świecie, gdzie nie ma kropli benzyny?
Oba trupy trochę osmaliły się po wierzchu. Bez większego przekonania zacząłem przeszukiwać im kieszenie. Długopis, notes wypełniony zapiskami po chińsku, kilka dukatów, dwie paczki papierosów, legitymacje. Niestety, scalak milczał.
Znalazłem też zielony kryształ. Może to ten, który został wyrwany z głowy mydlarza?
Ciekawe po co? Próbują odczytać dane? Tak czy inaczej, jest szansa, że Staszek żyje.
To znaczy że uda się go ożywić.
I nagle... To było tak oczywiste, że naraz zapragnąłem zatańczyć. Jeden z martwych pilotów miał na głowie hełmofon. Słuchawki! A w nich głośniki! Będzie na czym słuchać radia, które zbudował Ivo!
Odpiąłem też szelki taktyczne z rewolwerem i drugie, z kaburą pistoletu. Na odchodnym zabrałem jeszcze zegarki. Wróciłem do towarzyszy. Sadko właśnie przymierzał ściągnięte nieboszczykowi oficerki. No cóż, co kraj i epoka, to obyczaj... I znowu naszły mnie gorzkie myśli. Jak szybko to poszło. Jeszcze niedawno wahałem się, czy mogę zabierać rzeczy po zmarłym złotniku. Dziś oskubuję trupy ludzi, których pomogłem wykończyć.
Читать дальше