– Zwariowałeś? – mruknął domyślnie Szczurogęby.
– Chyba miał jakiś pomysł, ale coś nie poszło jak trzeba – powiedział w zadumie Hipopotam. – Choć z drugiej strony nawet zgrabnie mu szły te poszukiwania... Dobra, weźcie ten śmietnik razem z dywanem i wypieprzcie za burtę.
I wtedy zaczął działać wir. Mięso i woda zbiły się w wielkie jajo. Przypomniało mi się, jak łasica odtworzyła Helę, dawno temu, w pomieszczeniach opuszczonego beginażu w Trondheim. Pole siłowe ogarnęło przygotowany surowiec. Wycięło też równy owal w perskim dywanie i w drewnianej klepce na podłodze. Zjadło piankę pod drewnem i farbę. Tylko metalu nie ruszyło. Podłużny różowy kokon wisiał w powietrzu, zawartość kłębiła się, drgała i ciemniała. Przez dobre pięć minut trwaliśmy w milczeniu, obserwując niezwykłe zjawisko. Aż wreszcie jajo rozwiało się w pył. Na deskach saloniku leżał Staszek. Ubrany był dokładnie jak w chwili, gdy go poznałem w chaszczach za Biblioteką Narodową. Otaczał go wzorzysty popiół, ścieżki fraktali drzewkowych, usypane z białego, czarnego i żółtego pyłu.
– O, ja pierniczę – wykrztusił Szczurogęby.
Wapń, węgiel i siarka, pomyślałem. Nadwyżki surowców rozbite na poszczególne atomy? A woda pewnie na tlen i wodór.
Wszyscy zebrani gapili się na chłopaka jak sroki w gnat. Wszyscy z wyjątkiem Hipopotama. Jego twarz nawet nie drgnęła. Dziewczyna uklękła przy pasierbie, ujęła go za rękę. Wypięła zad, że mało jej mini nie pękła. Górą wyjechała proca od stringów, z przodu silikonowany biust zakolebał się, o mało nie rozsadzając dekoltu. Ale trzymała dłoń chłopaka gestem zaskakująco delikatnym i przyjacielskim.
– Brak pulsu! – powiedziała. – Brak oddechu! Ciało ciepłe, plam opadowych brak. Dajcie moją torbę z kabiny, mam defibrylator! Przystępuję do masażu serca...
– Nie trzeba – powstrzymałem ją. – Serce bije, ale niezwykle wolno. To naturalny stan poodtworzeniowy. Wszystko gra, ma tylko znacznie spowolnione funkcje życiowe. Będzie się wybudzał kilka godzin. Poprzednio trwało to około trzech, ale dziewczyna, której odtworzenie widziałem, była nieco drobniejszej budowy. Nakryjcie go kocem i tyle.
Kobieta popatrzyła na mnie niepewnie i jakby pytająco. W jej spojrzeniu widać było autentyczną troskę.
– Jest pan pewien?
– Widziałem to już... A wybudzenie po letargu nawet więcej niż raz.
– Był ratownikiem medycznym – burknął Szczurogęby. – Chyba wie, co mówi.
– Z drugiej strony i w kostnicy pracował – burknął szef. – Czy może raczej w zakładzie pogrzebowym.
– No właśnie! Umiem odróżnić trupa – odgryzłem się.
Jeden z zakapiorów wrócił z lekarską walizką. Kobieta ponownie uklękła obok nieprzytomnego. Wydobyła stetoskop i przyłożyła do piersi chłopaka. Nasłuchiwała, potem popatrzyła na zegarek.
– Serce bije jedno uderzenie na mniej więcej trzy minuty – powiedziała. – Jest też płytki oddech. Źrenice... – Ujęła w dłoń latarkę. – Jest reakcja!
– Mówiłem, szefie, skuć dobrze mordę, postraszyć i zaraz pomaga. Gadał leszcz, że nic się nie da zrobić, a tu proszę, poczuł strach i od razu zaczął wydajnie pracować – błysnął złotą myślą jeden z oprychów.
Hipopotam spojrzał na niego ciężko, ale nie skomentował. Usiadł w fotelu i bębnił palcami po blacie stolika. Coś rozważał, mogłem mieć tylko nadzieję, że jest zadowolony z efektu mojej pracy.
– A co ze szkieletem? – zapytał Szczurogęby. – Jest w środku?
– Normalny kościec – wyjaśniła Magda. – A czemu pytasz?
– Bo kościotrup, który wykopaliśmy, leży w kajucie – bąknął.
– Zapomniałem włożyć... No to mamy nadkomplet – zebrało mi się na czarny humor. – Jak Staszek dojdzie do siebie, będzie miał niepowtarzalną okazję zobaczyć swoje kości bez rentgena. Jest jedynym na świecie człowiekiem z dwoma szkieletami. Własnym i zapasowym... A kiedyś to w ogóle będzie czad! Jeden szkielet w wieku lat czterdziestu, a drugi osiemnastu.
Nieoczekiwanie usłyszałem dziwny dźwięk. To szef krztusił się ze śmiechu. Hipopotami ryj poczerwieniał, morda rozciągnęła się od ucha do ucha.
– A to dobre. – Klepał się łapami po udach. – Szkielet w wieku lat osiemnastu... Adamie!
– Tak jest?
– Zabierzemy te kości i damy do jakiegoś fachowca, żeby oczyścić, zakonserwować, złożyć i syn będzie miał ozdobę do pokoju.
Poczułem się nieco zdegustowany tym pomysłem. W ogóle facet mnie zaskoczył. Miał poczucie humoru, tylko cholernie spaczone.
– Tętno jakby nieznacznie przyspiesza – zameldowała kobieta.
– No i dobra – burknął biznesmen. – Technologia znaczy się ufoludków wymyślona dla wędrowców w czasie. Czyli jednak nie masz kuku na muniu, choć z początku naprawdę byłem o tym przekonany. – Grymas, który wykręcił mu wargi, chyba był uśmiechem. – On się na pewno obudzi? – Spojrzał na mnie pytająco.
– Za jakiś czas. Godzina, półtorej. A może szybciej? Zadanie wykonane. Jesteśmy kwita. – W ostatniej chwili powstrzymałem się i nie splunąłem mu pod nogi. – Chętnie usłyszę też jakieś podziękowania, przeprosiny i tak dalej.
Szczurogęby skrzywił się, a ochroniarze jak na komendę zacisnęli kułaki. Ale Hipopotam nieoczekiwanie znowu uśmiechnął się całym ryjem i przez chwilę wyglądał prawie jak normalny człowiek.
– Tacy jak ja nie przepraszają – burknął. – Ale dziękuję panu za pomoc.
Spojrzałem na ciągle nieprzytomnego Staszka. Był już nakryty polarowym kocem. Macocha siedziała obok po turecku, pokazując nam tym razem koronkowe majtki, które w tej pozycji o wiele więcej odsłaniały, niż ukrywały. Ekshibicjonistka, psiakrew. Gładziła chłopca delikatnie po twarzy. Pokręciłem głową zdumiony. Znowu mnie zaskoczyła. Dziewczyna wyglądała, jakby uciekła prosto spod latarni, ale była w tym geście jakaś czysta, szlachetna troska.
Westchnąłem ciężko. Już mnie nie dziwiło, że wolał pozostać w przeszłości z Helą, niż wracać do takiej porąbanej rodzinki... A jednak chyba na swój sposób go kochali. Nawet ta wywłoka, starsza od niego raptem o kilka lat, chyba poczuła jakiś instynkt macierzyński. Może w dzieciństwie za mało bawiła się lalkami? I ten jego ojciec nie był takim kompletnym socjopatą, żywił jakieś uczucia wobec potomka. Przynajmniej na tyle, by zauważyć, że zniknął, i rozpocząć poszukiwania.
– Jedno uderzenie serca na półtorej minuty – kobieta znowu sprawdzała stan chłopaka. – Oddech też częstszy. Wybudza się chyba. A w każdym razie wraca do normy.
– Zadanie wykonałem – powtórzyłem.
– Ściągnijcie tę jego dziewczynę – powiedział biznesmen życzliwie.
Szczurogęby wyciągnął z kieszeni komórkę i wyszedł z saloniku.
– Może nakopać mu do dupy na pożegnanie? – zaproponował Adrian.
– Ty nie bądź taki wyrywny, bo wrócisz do zamiatania magazynów. Pan Marek zrobił w końcu, co kazaliśmy. Dajcie mu kilka groszy za fatygę i niech spada – burknął biznesmen życzliwie. – I jest chyba na tyle rozsądny, żeby więcej nie włazić nam w drogę... – Łypnął na mnie okiem. – A właśnie, żebyś mógł łatwo wrócić do domu. Zatem, czego pewnie jeszcze nie wiesz, jesteś jednym z uczestników tej samej wycieczki co ta twoja Zuzanna. Tylko trochę spóźnionym. Przed wami trzy dni zwiedzania muzeów Sztokholmu, fiordy Norwegii, Oslo, inne takie i odlot do Polski.
Poczułem, że jestem bardzo rozsądny... Ale nie tak do samego końca.
– Mogę ostatnie życzenie? – zagadnąłem. – Na miłe zakończenie owocnej współpracy...
Читать дальше