Ciekawe, jak powstała ta skrytka? – dumał Staszek. Wydaje mi się, że to zamurowane na jedną cegłę drzwi do innego pomieszczenia. A może po prostu wnęka, w której był kiedyś kredens? Tak czy inaczej, dobrze wykonana i starannie zamaskowana. Zatem i ten staruszek był w konspiracji. Siatka Heli albo jej poległego brata...
Gospodarz nie wracał. Czyżby go aresztowali?
– Uduszę się – szepnęła Hela.
Ja oddycham prawie swobodnie. Ona ma z tym problemy. Chyba nie może głębiej zaczerpnąć tchu, trzeba rozluźnić wiązanie gorsetu, pomyślał Staszek, lecz nie odważył się wypowiedzieć tej rady na głos.
Ktoś przebiegł przez pokój. Służąca? Dobiegł ich szmer jakiejś rozmowy w pokoju obok. Coś się działo... Nadal wokoło szalał sztorm. Staszek przypomniał sobie podobną sytuację, gdy stał ukryty w podwójnej ścianie kozackiej „ambasady” w Gdańsku. Tylko że tam mógł obserwować pokój przez szczelinę w ścianie. Tu musiał polegać wyłącznie na swoim słuchu. Znów doleciał go pogłos rozmowy po rosyjsku.
– Boję się – szepnęła Hela.
Drżała jak w gorączce.
– Ja też się boję – wyznał.
Stali tak blisko, że gdy mówiła, poczuł jej oddech na szyi. Wystarczyło pochylić się lekko, odnaleźć jej usta... Przypomniał sobie, jak cudownie miękkie i ciepłe są jej wargi. Potrząsnął głową i spróbował się choć kawałek odsunąć.
Co za idiotyczna myśl, zreflektował się. Lada moment możemy zostać zdekonspirowani... Aresztowani. Możemy też zginąć tu zastrzeleni lub usieczeni na miejscu. A ja myślę o jej ustach. A może właśnie dlatego? Chcę dotknąć ich raz jeszcze przed śmiercią? Nie, co za bzdura. To pewnie zapach. Dziewczęcy pot, feromony płciowe, coś takiego...
Hela wierciła się, starając się przybrać wygodniejszą pozycję. Wbił plecy w ścianę, by zrobić jej choć odrobinę więcej miejsca. Znowu dobiegł ich z daleka szmer rozmowy i skrzypienie podłogi chyba w pokoju obok.
– Nie wiem, co robią – szepnęła ze złością. – Rewidują pokój po pokoju czy co? A może zasadzkę zrobili, myśląc, że jesteśmy poza domem?
– Nie mam pojęcia – odszepnął jej prosto do ucha.
Płatek małżowiny musnął jego wargę. Poczuł delikatne mrowienie, prawie tak przyjemne jak pocałunek. Odsunął głowę. Czas zdawał się wlec bez końca. Wreszcie gdzieś daleko trzasnęły drzwi i zapadła cisza.
Czy aresztowali gospodarza? – zastanawiał się Staszek. I służącą też? To co dalej? Postoimy tu za szafą do wieczora, a potem wyleziemy i spróbujemy wymknąć się z mieszkania.
Minęło kilka chwil i nagle rozległy się kroki. Szczęknął zatrzask. Staszek zmrużył oczy porażone światłem.
– Poszli – powiedział pan August, uchylając drzwi skrytki. – Trochę to trwało, akurat trafił się oficer, który służył wcześniej w carskiej flocie, chciał pogadać jak marynarz z marynarzem. A pozbyć się „gości” nazbyt szybko nie bardzo mogłem, żeby podejrzeń nie wzbudzić. Posiedzieli, herbatę wypili i wynieśli się w diabły.
– Ugnietliśmy się jak solone śledzie w beczce, ale ważne, że żyjemy – westchnęła Hela. – To szafka raczej na karabiny zdatna, bo dla ludzi ciasna trochę.
– Bo i karabiny w niej trzymałem – uśmiechnął się szeroko gospodarz. – Osiemnaście sztuk.
Krzysztof pojawił się koło obiadu. Przyniósł stary, wypchany wojskowy tornister. Buty uwalane miał kredą.
– Wedle rozkazu. – Wręczył pakunek panu Augustowi.
Wymienił z gospodarzem kilka zdań w przedpokoju, zaraz też pożegnał się i znikł. Staszek chciał z nim pogadać, ale nie zdążył... Chłopak pobiegł załatwiać jakieś sprawy.
– No to zobaczmy, co tu mamy – westchnął stary.
Rozpiął sparciałe paski. Wewnątrz ułożono paczkę owiniętą w szary, nawoskowany papier. Rozpruli go i ich oczom ukazało się złożone ciasno kilka warstw odzieży.
– Przymierz. – Marynarz podał Staszkowi koszulę.
Chłopak ściągnął swoją przez głowę. Nowa w zasadzie była dobra, miała tylko minimalnie dłuższe rękawy. Płótno było delikatne w dotyku, z pewnością odzież została kilka razy wyprana w ługu, straciła już sztywną szorstkość nowego odzienia.
– Tak i myślałem, że będzie pasować, sylwetka podobna – pochwalił gospodarz. – Koszula pasuje, to i reszta się nada. Masz tu komplet, kilka zmian ubrań. Wszystkie wyszły spod ręki angielskich krawców. Ich właściciel zostawił je nam na przechowanie, przebrał się po naszemu, żeby uwagi carskich nie zwracać. Wszystko było wyprane i rok niemal leżało, więc nie musisz się obawiać świerzbu ani temu podobnych. Wyprasować tylko trzeba. Teraz najważniejsze. – Stary podał Staszkowi książeczkę oprawioną w skórę. – Tu jest jego paszport.
W dokumencie nie było zdjęcia, tylko opis.
– John Murray, obywatel brytyjski... – mruknął chłopak, studiując dokument. – Handlowiec branży mechanicznej. Nie jestem za młody na handlowca?
– Ależ skąd! Zgadza się też wzrost, kolor oczu i włosów – powiedział pan August. – Trafił nam się ten dokument, nie przesadzając, jak igła w stogu siana. Wiek zgodny prawie, Anglik był dwa lata starszy, ale twarz masz, chłopcze, tak spaloną wiatrem i słońcem, że nikt nie dojdzie.
– Co się z nim stało?
– Poległ za naszą sprawę, podobnie jak wielu ochotników, którzy ściągnęli tu z Włoch i innych dalekich krajów. – Weteran posmutniał. – Ale grobu nie ma, bo po potyczce na polach Feliksowa Moskale zabronili grzebać poległych i jeszcze, juchy, tego pilnowali. Tyle że nie wiedzą, kogo usiekli. Zatem z papierem tym spokojnie możesz podróżować.
– Dziękuję.
– Niedogodność taka tylko...
– Znam angielski – domyślił się, do czego zmierza rozmówca.
– Zatem przeszkód nie ma żadnych. Gdyby ktoś pytał, z Kijowa do Gdańska wracasz. I tyle.
– A jak zapytają, z kim robiłem w Kijowie interesy?
– Tajemnica handlowa rzecz święta i nie mają prawa o to indagować.
Jakie to proste, pomyślał Staszek. Paszporty bez zdjęć, bez odcisków palców, bez danych biometrycznych. Nie wrzucą w komputer, nie sprawdzą... Nawet depeszy do Londynu nie wyślą, by sprawdzić, co ja za jeden. No chyba że telegrafem. Pewnie Warszawa jest jakoś skomunikowana z Londynem, ale nikt im zdjęcia prawdziwego Murraya i tak nie przefaksuje. Z drugiej strony, jakby dostali na przykład listę pytań o jego sprawy rodzinne... Nie znam jego życiorysu, na tym mogą mnie zagiąć. Niby wszystko jest tu łatwiejsze, a jednak muszą mieć swoje sposoby weryfikacji tożsamości.
– A to sobie przeczytaj, coby w razie czego wiedzieć, jak Kijów wygląda. – Stary podał mu broszurkę po rosyjsku. – Tu jest opis Ławry i ważniejszych budowli miasta.
– Dziękuję.
– Przebieraj się zatem...
Gdy po pięciu minutach wszedł do salonu, był odmieniony nie do poznania. Hela na jego widok wstała od stołu.
– Heleno, pozwól. To jest pan John Murray, obywatel brytyjski – przedstawił go pan August.
Staszek ukłonił się i pocałował ją w dłoń.
– Miło mi panią poznać – powiedział po angielsku. – Nie wiedziałem, że w tym dzikim kraju natknąć się można na tak urocze istoty.
Stary z trudem stłumił chichot.
– Miarkuj się pan, panie Murray – powiedział w tym samym języku. – Może i dama mowy pańskiej nie rozumie, ale to nie powód, żeby tak nieudolnie bawić się w uwodziciela... Do tego odrobiny finezji trzeba.
Poranna wizyta żandarmów trochę zwarzyła humor i gospodarzowi, i młodej dziedziczce. Zjedli spóźnione śniadanie w milczeniu. Po posiłku stary marynarz wyciągnął fajkę na długim cybuchu. Nabił ją wolnymi ruchami, a potem zapalił od szczapki wyjętej z kominka. Zaciągnął się dymem i zadowolony aż zmrużył oczy.
Читать дальше