– Dziękuję – skłonił się Staszek.
– Zechcesz się, moja droga, umyć po podróży? – zwrócił się do Heli.
Kiwnęła głową.
– Służąca zaraz miednicę przyniesie i wody zagrzejemy.
Pomieszczenie zwane przez gospodarza garderobą było ciasne i pełne kurzu. Staruszek nie używał wieszaków, najwyraźniej wszystkie ubrania i pościel przechowywał poskładane w skrzyniach. Staszek ochlapał twarz w misce z wodą. Szare, gruzełkowate mydło pieniło się marnie. Pachniało trochę smalcem, trochę jaśminem. Przetarł skórę cudownie szorstkim płóciennym ręcznikiem. Posłanie z kilku kożuchów nakrytych grubym prześcieradłem istotnie kusiło miękkością. Ułożył się wygodnie, nakrył pledem.
Znowu w komórce bez okna, jak jakiś Harry Potter, uśmiechnął się pod nosem.
Wreszcie zdmuchnął świecę. Słyszał odgłosy z kuchni. Za cienką ścianą z desek Hela myła się w dużej miedzianej balii. Z odgłosów wydedukował, że służąca polewała jej plecy ciepłą wodą z dzbanka.
W ciemności widział kilka jaśniejszych pasków, deski nie przylegały ściśle, a po tamtej stronie naklejono tapetę. Światło lampy przebijało się lekko przez papier. Naklejono go starannie, nigdzie nie było choćby szpary, jednak świecącymi punkcikami lśniły małe dziurki, być może wygryzione przez korniki lub inne insekty. Staszek uśmiechnął się do swoich myśli. Gdzieś z głębin pamięci wypłynęło wspomnienie, namiot zasypany śniegiem i ciepły blask świecy kładący się na nagiej skórze... Ruch łopatek pod jego dłońmi...
Zapragnął podejść i zerknąć. Znaleźć dziurkę w tapecie. Raz jeszcze zobaczyć dziewczynę nagą. Talię ukształtowaną przez gorset i inne, jeszcze ciekawsze detale. Mógł to zrobić. Ceglana podłoga schowka nie zdradziłaby go skrzypnięciem. Pokusa była silna, ale opanował ją.
Jest teraz inna, rozmyślał, zasypiając. Zupełnie inna. Pewna siebie. Władcza. W Norwegii była tylko dzieckiem zagubionym w obcym kraju, wśród obcych ludzi i w obcych czasach. Zdanym na towarzystwo moje i Marka. Zdanym na naszą opiekę. Tu jest u siebie. Na swojej ziemi, w swojej epoce, wśród swoich przyjaciół. I to oni udzielają jej pomocy. A ja płynę niesiony wirem wydarzeń, niczym rzep uczepiony psiego ogona.
Przyłożył głowę do poduszki i po chwili zapadł w sen. Przeszłość wracała. Staszek szedł znów z Kozakiem Maksymem po zamarzniętej tafli Bałtyku.
– Z pozoru nic się nie dzieje – powiedział jego towarzysz. – Maszerujemy po równej, gładkiej tafli. Ale lód w każdej chwili może nam się załamać pod nogami... A pod stopami głębia, która cały okręt pochłonąć może tak, że przepadnie jak kamień i nawet najwyższy maszt nad wodę nie wychynie.
– Czy coś mi grozi?
– Nie ufaj pozornemu spokojowi...
Staszka obudziło stukanie garnków i brzęk fajerek na piecu za ścianą. Służąca nuciła coś, robiąc śniadanie. Z gabinetu, w którym nocowała Hela, nie dobiegał żaden odgłos. Pewnie jeszcze spała... W garderobie panował chłód i żal było wygrzebywać się spod grubych derek.
Co dalej? – zapytał sam siebie.
Nie wiedział. Poprzednie dni były tak spokojne. Zostaną tu czy ruszą gdzieś dalej? Gdzie? Do Lublina? Po co? Przecież tak na logikę, Hela powinna wrócić do siebie, skrzyknąć chłopów, krewnych i przystąpić do odbudowy spalonego dworu. A może jedzie właśnie do krewnych?
Nic nie mówi, pomyślał. Marek miał rację, a i ja się trochę domyślałem. Jej brat i ojciec walczyli z bronią w ręku, ona zaś wykonywała w powstaniu coś, co określić można jako funkcje sekretne. Ten Krzysiek z pewnością mógłby mi o tym opowiedzieć, ale pewnie nie opowie.
Wygarnął na siennik zawartość sakwy i kieszeni. Przyjrzał się największemu zegarkowi. Złota koperta, czy może tylko złocona? Złożył banknoty na jedną kupkę, pogrupował nominałami. Kojarzył, że przed pierwszą wojną światową dobra dniówka wyszkolonego robotnika wynosiła jednego rubla. Ale teraz był w czasach o przeszło trzydzieści lat wcześniejszych. Inna stopa mennicza, inna wartość pieniądza... Przejrzał monety. W dzieciństwie dostał od dziadka w prezencie srebrnego rubla z portretem cara Mikołaja II. Te wydawały mu się znacznie większe i grubsze. Więcej warte? Kto wie... Garść złotych rubli. Zaciążyły przyjemnie w palcach. Tak czy siak, na parę tygodni, może miesięcy wystarczy.
A już z pewnością jestem na tyle bogaty, by zaprosić Helę do kawiarni, cukierni lub może do herbaciarni... – pomyślał. Bo kina ani nawet fotoplastykonu jeszcze nie wymyślono. A może teatr? Nie, w tej sympatycznej mieścinie teatru raczej nie będzie.
Zwinął pieniądze i schował do sakiewki. Trzeba się wystarać o taki pas, jakie tu noszą, szeroki, skórzany, z wszytą kieszenią...
Ubrał się niespiesznie i przeszedł do kuchni. Służąca uprzejmym gestem wskazała mu wycięty stolik z wpuszczoną miednicą. Dolała z czajnika gorącej wody. Ochlapał twarz ciepłą wodą, umył włosy szarym mydłem i od razu poczuł się lepiej. Czuł ranki w ustach, pomyślał, że może warto popłukać to mocną śliwowicą. Przeszedł do salonu. Hela stała już koło stołu i oglądała obraz wiszący na ścianie. Po chwili nadszedł też gospodarz. Zasiedli do nienakrytego jeszcze stołu.
– Jakie masz plany, moja droga? – zagadnął młodą dziedziczkę gospodarz.
– Myślę, że muszę odwiedzić bank... – zaczęła i w tym właśnie momencie ktoś załomotał do drzwi.
Załomotano mocno, konkretnie, żeby nie powiedzieć „urzędowo”. Staszek zmartwiał. Gospodarz poderwał się od stołu jednym ruchem. Doskoczył do regału z książkami i pociągnął jedną z nich. Mebel bezszelestnie odchylił się na ukrytych zawiasach, odsłaniając płytką wnękę w murze. Ponaglił swoich gości gestem, a służącej wskazał drzwi do przedpokoju.
Staszek i Hela wcisnęli się do niszy. Skrytka była chyba pomyślana na jedną osobę. Regał zamknął ich jak wieko trumny. Coś zachrobotało. Staszek mógł się tylko domyślać, że to dziewczyna zamyka ich od środka za pomocą jakiegoś skobelka. Stali ciasno przytuleni.
– Ojej, tu jest ciemno i tu jest dziewczyna – powiedział półgłosem, by rozładować jakoś napięcie.
– Nie bój się, nic ci nie zrobię – zażartowała. – Ale teraz milczeć trzeba.
Było ciasno. Staszek czuł ciepło jej ciała, najlepiej byłoby objąć ją ramieniem, ale na to się nie odważył. Kosmyk włosów łaskotał w szyję. Pachniała lawendą i mydłem. Usłyszeli rozmowę w przedpokoju, potem stukot laski pana Augusta i łomot kilku par podkutych buciorów.
– To i sami panowie widzicie, żadnych gości nie przyjmuję – rozległ się podszyty irytacją głos starego. – Gdzie mnie w tym wieku zajmować się jakowymi spiskami? Co się w życiu nawojowałem, to i na wołowej skórze spisać by trudno. Teraz mi odpocząć trzeba, zanim na tamten świat się udam – gderał.
Żandarmi, czy kim tam oni byli, wymienili półgłosem jakieś uwagi. Mówili po rosyjsku, ale stali zbyt daleko od biblioteczki, by można ich było zrozumieć. Hela odrobinę zmieniła pozycję. Przywarła do Staszka plecami tak ciasno, że przez tkaninę sukni poczuł sztywne fiszbiny, planszetki i sznurowanie jej gorsetu.
Tupot oddalił się. Poszli buszować w innych pomieszczeniach? Co będzie, jeśli zajrzą do garderoby? Na szczęście wszystko poskładał, powiesił robiące za materac kożuchy na kołkach. Co będzie, jeśli znajdą broń, a pod poduszką jego sakwę z pieniędzmi i innymi łupami? Tupot znowu wrócił do pokoju. Hela zadrżała. Rosjanie rozmawiali z gospodarzem, a potem na szczęście ponownie wyszli.
Читать дальше