– To miasto kończy swój żywot – szepnęła zaskoczona dziewczynka. – Chyba że tylko jego mury są tak zniszczone.
Zaczęła iść cierpliwie wzdłuż muru, szukając wejścia do miasta. Jednak czas mijał, dłużył się każdy krok, a bramy nie było. Za to wszędzie miękko szeleściła nie tknięta czyjąkolwiek stopą trawa.
– Nie wychodzą w ogóle z miasta? – zaczęła denerwować się dziewczynka. – Przecież w każdym mieście, otoczonym nawet najwyższym murem, musi być jakieś wejście i wyjście!
Lecz nigdzie ich nie było. Po blisko czterech godzinach marszu Agata zorientowała się, że okrążyła miasto, wracając do punktu wyjścia – i nie znalazła nawet śladu bramy. Była już bardzo zmęczona. Uczucie głodu i pragnienia narastało. Głód mogła jeszcze wytrzymać, ale brak wody – w oślepiającym i bezlitosnym blasku obu słońc – zaczął jej doskwierać coraz natrętniej.
– Umrę tu z wycieńczenia i nikt mnie nawet nie zauważy – jęknęła. Czy to możliwe, że nikt jej nie dostrzegł zza muru? Po chwili, z najwyższą determinacją, Agata zaczęła krzyczeć:
– Hej! Hej! Wy tam! Słuchajcie! Wpuśćcie mnie! Słyszycie?! Jest tam kto?! Hej! Hej!
Krzyczała długo, aż do zachrypnięcia. Wreszcie wysuszone gardło odmówiło posłuszeństwa. Gdy zrezygnowana położyła się w cieniu najbliższego drzewa, nagle usłyszała wysokie, przypominające rozświergotane ptaki, głosy. Podniosła głowę i ujrzała, że ze zrujnowanego szczytu murów przyglądają się jej jakieś niezwykle kolorowe istoty…
– Mój Boże, co za włosy… – wyszeptała osłupiała dziewczynka.
Wychylające się zza muru istoty miały długie, kręcone włosy, połyskujące w świetle obu słońc niespotykanymi kolorami. Agata widziała główki zielone, niebieskie, żółte, fioletowe, pomarańczowe…
– Hej! Wy! Wpuśćcie mnie! – krzyknęła znowu, godząc się łatwo z tęczową, porażającą wzrok barwnością tubylców, byle dostać od nich łyk wody.
Rozświergotane głosy umilkły na moment, by za chwilę znowu rozbrzmieć ptasią muzyką.
– Wpuśćcie mnie! Chcę pić! Umrę tu z pragnienia! Obeszłam mur i nigdzie nie widzę wejścia! Zróbcie coś!
Kolorowe główki zbiły się w gromadkę i głosy zaświergotały z jeszcze większym ożywieniem. Za chwilę fioletowowłosa istota przechyliła się przez mur i wołając coś śpiewnym głosem, wykonała zamaszysty ruch ręką. Do stóp Agaty upadł jakiś przedmiot. Szukając w wysokiej trawie, natrafiła na coś chłodnego i twardego. W jej dłoni znalazł się cienki metalowy łańcuszek, na którym wisiał niewielki szmaragdowy kamień. W środku kamienia pulsowało rytmicznie malutkie, ciepłe światło…
– Dziękuję wam bardzo, ale nie chcę żadnych prezentów! – krzyknęła zirytowana i coraz bardziej spragniona. – Chcę wejść do waszego miasta! Muszę się czegoś napić! Konam z pragnienia!
Fioletowowłosa istota uparcie powtarzała jakiś gest. Nagle Agata zrozumiała:
– On chce, żebym to włożyła na szyję…
Ledwo łańcuszek spłynął przez głowę Agaty, świergotliwe głosy rozbrzmiały zrozumiałą mową, a ciepłe, małe światełko w szmaragdowym kamieniu pulsowało jakby w rytm języka. Agata pojęła, że naszyjnik obdarzony jest magiczną mocą. Nim zdążyła się nad tym zastanowić, do jej uszu dobiegły tajemnicze słowa, wypowiadane przez kolorowe istoty:
– Ty jesteś Ta!… Jesteś Ta! Po co tu przyszłaś? Nikt cię tu nie chce!… Ty jesteś Ta! Idź lepiej gdzie indziej!
Za sprawą szmaragdu język tubylców stał się zrozumiały, ale słowa niejasne.
– Nie zrobię wam nic złego, naprawdę – powiedziała schrypniętym głosem dziewczynka. – Jak mogłabym wam zaszkodzić? Chcę tylko wejść do waszego miasta, napić się czegoś i odpocząć…
– Jesteś Ta! Ty jesteś Ta! To straszne, że jednak przyszłaś! – świergotały wysokie, wyraźnie poirytowane głosy.
– Musicie mnie wpuścić! – krzyknęła Agata resztką sił, wkładając w słowa największy gniew, na jaki ją było stać.
– Musimy!… Musimy… Oczywiście, że musimy… Ty jesteś Ta i musimy robić, co każesz, ale po co tu przyszłaś? Są jeszcze inne miasta, chyba są… Nikt cię tu nie chce… Ty jesteś Ta!
– Nie mogę dłużej czekać! – tupnęła nogą dziewczynka. – Wpuśćcie mnie natychmiast!
Dziwna bierność rozświergotanych istotek obudziła w Agacie złość i upór. Już, już zaczęła czuć wyrzuty sumienia za nie zamierzoną przecież własną nieuprzejmość, gdy z muru zaczął zsuwać się na linach jakiś przedmiot. Był to po prostu duży kosz. Nie zastanawiając się ani chwili nad wytrzymałością lin, dziewczynka weszła do niego i usiadła. Kosz natychmiast zaczął unosić się do góry, kolebiąc się niezdarnie na boki i grożąc w każdej chwili upadkiem z wysokości paru metrów. Agata pomyślała, że jeśli tajemnicze istoty puszczą linę, spadnie i w najlepszym razie boleśnie się potłucze.
Jednak już po chwili bezpiecznie stała na krużganku z kolorowymi, sięgającymi jej niewiele ponad głowę istotami. Wszystkie otoczyły ją ciasno, bezceremonialnie miętosząc jej sukienkę i szarpiąc za włosy. Jednak nie było w nich ani strachu, ani tym bardziej agresji, tylko pełna niezrozumiałej niechęci ciekawość. Przypominały drobnych, filigranowych ludzi. Jednak z najwyższym trudem Agata mogłaby rozróżnić, które z nich są kobietami, a które mężczyznami, nie widziała też dzieci. Wszystkie istoty miały jednakowo długie, faliste fryzury o tęczowych barwach i wysokie, melodyjne głosy. Ich twarzyczki przypominały buzie lalek, ładne i nieco bezmyślne, z dużymi okrągłymi oczami.
– Ty jesteś Ta! I to wcale nie jest dobrze – powtórzyła z naciskiem Fioletowa Istota i zaraz wszyscy odsunęli się od Agaty.
– Dlaczego Ta? – spytała dziewczynka.
– Bo masz włosy w tym kolorze.
– W tym kolorze? – zdziwiła się Agata, ale już po chwili skojarzyła sobie, że w oślepiającej wręcz gamie barw, upiększających głowy otaczających ją istot, nie ma czerwieni. Tylko jej włosy lśniły tą płomienistą barwą.
– Kto to jest Ta? – spytała niecierpliwie, przygładzając mimo woli fryzurę.
– To ty! To przecież ty! – zaszczebiotały głosy.
– Ale co to znaczy „Ta”?
– Ta to jest Ta! O co ci chodzi? Jesteś Ta, i już! Ta to znaczy Ta! Jakie głupie pytanie! Nie udawaj, że jesteś kim innym! Wszyscy wiedzą, że jesteś Ta!
Agata pomyślała, że nie usłyszy żadnej sensownej odpowiedzi. Istoty wiedziały, co znaczy krótkie, tajemnicze „Ta”, i wydawało się, iż nie pojmują, że ktokolwiek, a zwłaszcza ona, Agata, może tego nie wiedzieć.
– Chce mi się pić, no i… – nagle urwała. Instynkt nakazał jej zmilczeć na razie o Kusym, choć na końcu języka miała zdanie: „no i szukam mojego psa…”
– Chodź, czeka na ciebie twój pokój, znajdziesz w nim wszystko, czego potrzebujesz – powiedziała Fioletowa Istota, bezceremonialnie ciągnąc ją za rękę.
– Mój pokój? – zdziwiła się Agata, idąc pospiesznie, otoczona kolorową, niewielką gromadką.
– Oczywiście, twój pokój. Czeka już na ciebie od dawna. Przecież ty jesteś Ta i musiałaś wreszcie przyjść – zaświergotały głosy.
– Co to znaczy „mój pokój” i od jak dawna na mnie czeka? – wołała Agata, idąc za drobiącymi szybko istotami. – Powiedzcie wreszcie coś sensownego! Ja nic nie rozumiem!
– No, twój pokój! Co za głupie pytanie! Czemu nic nie rozumiesz? Jesteś Ta i niczego nie rozumiesz! Jakże to może być? – świergotały zniecierpliwione głosiki.
Agata już wiedziała, że niewiele dowie się od swych współtowarzyszy.
Читать дальше