– O to ci chodzi – szepnęła dziewczynka. – Pokazujesz mi, że mogę odzyskać psa, ale pod warunkiem, że pójdę za nim…
Przy śniadaniu mama spytała:
– A gdzie Kusy?
– W nocy zaczął domagać się spaceru – wyjaśniła Agata obojętnym tonem.
– No i…?
– Wyprowadziłam go i nagle mi uciekł.
– Nie martw się. Uciekał już kilka razy, ale zawsze wracał pod wieczór, prawda? Jeśli do jutra się nie zjawi, damy ogłoszenie do gazety.
– On wróci – powiedziała Agata. – Ja się nie martwię.
Agata nie martwiła się. To nie było zmartwienie, lecz ogromny, pełen lęku niepokój. Czuła, że odzyska psa. Nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Lustro nie było szalone i nie płatało głupich figli. Miało precyzyjny, logiczny umysł – i chłodnym tonem dyktowało teraz warunki. Znudziło mu się prosić i kusić Agatę, by raczyła wejść w jego świat. Zrozumiało, że nawet najbardziej zdumiewające obrazy nie przyciągną dziewczynki, dlatego posłużyło się podstępem. Agata pojęła, że lustro wzięło w zastaw jej ulubione zwierzę. Teraz ono dyktowało warunki.
– Chcesz psa, to musisz po niego przyjść – mówiła jego obojętna, chłodna powierzchnia.
I Agata, wiedząc doskonale, co czekają najbliższej nocy, poszła najspokojniej w świecie do szkoły. Bo taka właśnie była Agata; wiedziała, że wszystko musi nadejść we właściwym czasie.
…Całe popołudnie lustro zachowywało się z ostentacyjną obojętnością. Agata zamknęła się w swoim pokoju pod pretekstem nauki. Zawsze była samodzielna i nikt nie musiał kontrolować, czy naprawdę się uczy, czy też robi coś całkiem innego. Ale tym razem dziewczynka chciała mieć zapewniony spokój. W domu panowała cisza, mama robiła bowiem korektę dla wydawnictwa, a tata pogrążony był w czytaniu kolejnego tomu o epoce wojen napoleońskich.
Agata usiadła plecami do lustra, gdyż musiała pomyśleć. I to nie byle jak, szybciutko, na łapu-capu, żeby problem mieć z głowy, jak zazwyczaj czyni większość ludzi, zarówno małych, jak i dużych. Agata gdy myślała, to myślała naprawdę, była niemal oderwana od rzeczywistości, skupiona wyłącznie na temacie swych rozważań. I dlatego odwróciła się plecami do lustra, by nie mogło wywrzeć na nią żadnego wpływu. Dobrze wiedziała, że lustro jest zdradliwe, więc nie wolno mu ufać. Musiała absolutnie sama przemyśleć niespodziewaną sytuację, w jakiej się znalazła, i jeszcze raz zastanowić się nad tym, jak jej sprostać.
…Ono nie odda mi psa samo z siebie, to pewne. Wciągnęło go przecież, żeby zmusić mnie, bym tam poszła. Pójdę, bo nie mam innego wyboru – myślała Agata. – Jeśli jednak znajdę psa, czy ono pozwoli mi wrócić tu? I w jaki sposób wrócimy? Czy tam jest jakaś druga strona lustra? Chciałabym wiedzieć, komu jestem aż tak potrzebna, że lustro zmusza mnie do wejścia tam. Co jest tam…?
Agata instynktownie czuła, że tajemniczy sklep pana Grymsa otwarł swe podwoje tylko po to, żeby ona mogła trafić na lustro (lub żeby ono mogło spotkać Agatę…).
…A jeśli lustro wchłonie mnie i już nigdy nie wypuści? Jeśli nigdy nie znajdę Kusego i będę błąkać się w jakimś obcym lub wręcz urojonym świecie? Mniejsza o to, co będzie ze mną, ale mama? Tata? Jakże zmartwią się, jak bardzo będą nieszczęśliwi, gdy zniknę bezpowrotnie… Może jeśli poczekam jeszcze dzień lub dwa, Kusy wróci jak gdyby nigdy nic…? Nie, nie, tak się nie stanie, nie wolno mi czekać. Lustro nie po to tak się wysilało, żeby ot tak, po prostu oddać mi psa. Więc muszę tam iść. Mamie na wszelki wypadek zostawię kartkę…
Po chwili Agata, marszcząc brwi i wysuwając koniuszek języka, pisała krótki list:
Kochana Mamusiu! Nie denerwuj się. Ja wkrótce wrócę. Poszłam po psa, bo wiem, gdzie jest. Bardzo Was oboje kocham i całuję.
Agata
W zasadzie w liście udało się uniknąć grubszego kłamstwa. Były tylko przemilczenia. Właściwie same przemilczenia. Ale dziewczynka niejasno czuła, że o tej niepokojącej sprawie w ogóle nie należy opowiadać dorosłym. Musi ona zostać tajemnicą, inaczej lustro zamknie się na zawsze – rezygnując ze swej misji – ale wtedy może nie oddać psa. Lustro nie miało chyba dobrej natury i kto wie, czy nie było mściwe.
Noc nadeszła szybko. Agata bała się, choć nie aż tak bardzo, jak by należało się spodziewać, silniejsza bowiem od strachu była chęć uratowania ukochanego psa. Teraz, siedząc w swym pokoju, Agata słuchała uważnie – iż pewnym rozczuleniem – jak mama kończy wieczorną krzątaninę w kuchni, a tata, gwiżdżąc, myje się w łazience. Po pewnym czasie do jej uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk zasuwanych stor w sypialni rodziców i zaraz potem pytanie mamy:
– Czytasz?
– Jeszcze chwilkę, a ty…? – odparł tata.
– Ja też chwilkę.
Jak co wieczór, Agata weszła do sypialni rodziców, żeby pocałować ich na dobranoc. Dziś ten niemal rutynowy gest nabrał nagle w oczach dziewczynki niezwykłego sensu. Kto wie, czy nie było to pożegnanie na dłużej…? A może na zawsze…? Przytuliła się do ciepłej, pachnącej mydłem i kremem mamy, potem z uśmiechem dotknęła palcem białych kropek po paście do zębów na brodzie taty, kropek, które zawsze tam się znajdowały po wieczornym myciu, bo tacie nigdy nie chciało się zerknąć w lusterko.
– Nie martw się o Kusego – powiedział serdecznie tata. – Jeśli do jutra się nie znajdzie, pójdziemy razem go szukać…
– …i damy ogłoszenie do gazet – dodała mama, głaszcząc córkę po głowie.
– On wróci, ja wiem – uspokoiła ich Agata. – Dobranoc. Bardzo was kocham…
– Ho! Ho! Chyba nie masz nic złego na sumieniu?! – roześmiał się tata.
– Pewnie, że nie ma – powiedziała ciepło, choć odrobinkę ironicznie mama. – Nie sądź wszystkich według siebie…
Zanim Agata zgasiła lampkę nad tapczanem, jeszcze raz, z pewnym wzruszeniem rozejrzała się po niewielkim pokoiku, zastanawiając się, kiedy i czy w ogóle do niego wróci. Lubiła w nim wszystko: kolorową kapę, zrobioną przez mamę szydełkiem, półki z książkami z jasnego sosnowego drewna, bukiet suszonych kwiatów w dużym glinianym dzbanie, małe biurko z taką liczbą szuflad, jaka akurat była niezbędna, polakierowane na różowo drzwi z wymalowanym własnoręcznie napisem:
Ja i pies Kusy mieszkamy ta sobie
i mieszkać będziemy w całej swej ozdobie.
Z otwartego szeroko okna patrzył na nią melancholijny księżyc i Agata pomyślała w rozterce, że tam księżyc jest zapewne całkiem inny lub może nie ma go wcale. Dziewczynka z ociąganiem zgasiła lampę i usiadła na tapczanie przed lustrem.
Lustro długo trwało w swej połyskującej martwocie. Odbijał się w nim tylko księżyc.
– Specjalnie zwlekasz, na złość – szepnęła Agata, gdy nagle uprzytomniła sobie, że przecież księżyc za oknem ukazywał jedynie wąziutki, ostry i sierpowaty fragment swego oblicza, tymczasem księżyc w lustrze świecił zimnym blaskiem okrągłej, potężnej tarczy na głębokim, ciemnogranatowym nieboskłonie. Koło niego powoli zaczęły rozjarzać się gwiazdy…
Wzrok Agaty często, od dzieciństwa, wędrował ku nocnemu niebu. Kochała dalekie, obiecujące tak wiele gwiazdy; swoim mruganiem mówiły Agacie o tym, że czekają. Przyrzekały lekkomyślnie, że kiedyś pozwolą ludziom zbliżyć się do siebie i pokażą swoje tajemnice. Agata niemal na pamięć znała jarzący się nad Matką Ziemią nieboskłon, jego gwiezdne rodziny, ich świetlny, ulotny rysunek.
…Gwiazdy w lustrze były obce. Układały się w nie znane dziewczynce konstelacje. Wąski, srebrzysty sierp księżyca właśnie schował się za dachem pobliskiego domu. Srebrzysty talerz w lustrze lśnił nadal pełnym blaskiem. Agata ostrożnie dotknęła ręką powierzchni lustra. Była chłodna i twarda jak kryształ.
Читать дальше