Liisa nie odpowiedziała.
– Nie będzie mu źle – rzekła pocieszająco Roza.
Trzymała się z tyłu. Uważała, że nie powinna mieszać się w to, co dotyczyło bezpośrednio życia Mattiasa. Na zewnątrz to nie była jej sprawa. To, co ona i on postanowili między sobą, było przeznaczone jedynie dla ich uszu. Ale tu wrzało tyle goryczy, iż uznała, że musi przypomnieć wszystkim, kim są.
– Nic dziwnego, że tak mówisz! – powiedziała gniewnie Liisa. – Musisz tak mówić. Ty i Mattias byliście zawsze…
Ugryzła się w język i przemilczała to, co zamierzała wykrzyczeć. Oczy jej się zwęziły. Wolnym gestem z niezwykłą starannością Liisa złożyła ręce na piersi. Uśmiechnęła się. Na okrągłej twarzy pojawił się wyraz zrozumienia.
– Oczywiście! – pokiwała głową. – Oczywiście, jak mogłam być taka głupia! Jak mogłam być tak wyjątkowo niedomyślna! – Wybuchnęła śmiechem, prawie opierając się o ścianę. Śmiała się, aż łzy pociekły jej po policzkach. – A ja cię do tego zachęcałam! Popchnęłam cię do niego. Chciałam, żeby tak się stało, ale nigdy nie sądziłam, że odbierzesz mi Mattiego! – Z trudem przełknęła ślinę. – A więc żenisz się z Rozą, Mattias. Dasz jej Mattiego w ślubnym podarunku? Niezły posag, prawda? Ona nie potrzebuje Mattiego! Ma własne dziecko! Nie musi mi odbierać mojego Mattiego! Ja nie mam innego dziecka. Żadnego! Ty możesz jej dać jeszcze tuzin dzieciaków, Mattias. Powiedz jej o tym! Ona bez kłopotu zachodzi w ciążę. Wystarczy, że sobie tego zażyczy. Dlaczego nie miałaby urodzić twoich synów? Już wcześniej rodziła dzieci innym, prawda? Rodziła je po to, by je sprzedać!
– Zamknij gębę, Liiso! – rzucił ostro Mattias.
– Niech mówi – zaprotestowała Roza. – Ona tak myśli. Chcę wiedzieć, co myśli o mnie.
– Nie pozwolę, żeby to powiedziała – upierał się Mattias.
– Nie możecie mnie powstrzymać – triumfowała Liisa. – Roza nie potrzebuje Mattiego! Zrób jej dziecko, a nie będzie chciała tego twojego syna, który przypomina jej Raissę. Nie widzisz, jaki Matti jest do niej podobny? Będziesz umiała być dla niego matką, nie myśląc jednocześnie o Raissie, Rozo? Potrafisz być żoną Mattiasa ze świadomością, że to Raissa dała mu pierworodnego i że to ją kochał bardziej niż ciebie? Że zostawił cię dla niej…
– Matti to mój syn i chcę, żeby był ze mną – oznajmił Mattias.
Dziecko przestało wreszcie płakać. Mattias posadził sobie synka na ramieniu. Mały był teraz spokojny, mógł oglądać świat z góry, mógł ciągnąć za długie, ciemne kędziory ojca, Mattias mu tego nie bronił. Nie jęczał też tak jak Liisa.
– Uważaj, co bierzesz, Rozo! – przestrzegła Liisa. – I nie mam teraz wcale na myśli dziecka.
– Nie wezmę z nim ślubu – powiedziała Roza. – Będę dbała o jego dom, zajmowała się jego dzieckiem. A w zamian dostanę dach nad głową i jedzenie dla mnie i dla Lily.
– Dach nad głową i wyżywienie? – powtórzyła Liisa prześmiewczo.
– Dzięki temu wyprowadzę się stąd – dodała Roza.
– A więc będziesz jego gospodynią? – spytała Liisa, śmiejąc się jeszcze głośniej niż przedtem. – Już wcześniej zdarzyło ci się być gospodynią – dodała. – Za każdym razem niewiele dobrego z tego przyszło.
– Już jutro mnie tu nie będzie – powiedziała Roza.
– Jutro?
– Teraz za późno, żeby się spakować – odrzekł Mattias krótko. – Prześpię się w stodole.
– Możesz spać z nią. – Liisa niczego nie oszczędzała. – Wszyscy wiemy, że to nie będzie pierwszy raz. Wiemy też, że jak wrócisz do domu, nie będziesz spał w pustym łóżku. Dlaczego więc tutaj mielibyśmy udawać? Boisz się okazać szczerość wobec bliskich, Mattias? Zamierzasz zabrać Mattiego do stodoły?
– Roza się nim zajmie – oświadczył Mattias, chociaż wcześniej tego nie uzgadniali.
Godziny, jakie spędzili unosząc się na wodach fiordu, wypełniły inne słowa. Mattias wciąż nie mógł do końca przetrawić historii, opowiedzianej przez Rozę. Nie wiedział, czy jej wierzy. Ale nie mieściło mu się też w głowie, by ktokolwiek potrafił wymyślić opowieść choćby trochę podobną do tej, którą Roza opowiedziała mu o swoim życiu w ostatnich latach.
– Dopóki Matti jest pod moim dachem, ja będę się nim zajmować – upierała się Liisa.
Roza puściła oko do Mattiasa i bez słowa zabrała chłopczyka z rąk ojca. Uspokoiła Mattiego, zdziwiony chłopiec sięgnął do wstążki, którą nosiła we włosach. Zerwał ją z głowy, Roza nie protestowała, pozwoliła mu wziąć ją do buzi. Uśmiechała się do dziecka, świadoma, że dla malca wciąż jest obca. Również niemowlęta mają prawo do szacunku.
Wiedziała, że łatwo będzie pokochać tego malca. Gorąco pragnęła, aby tak się stało bez budzenia jednocześnie niezgody pomiędzy ludźmi, których uważała za swoich najbliższych.
Bez słowa przeszła po zniszczonych, lecz wyszorowanych do białości deskach podłogi. Na podłodze leżały czyste szmaciane chodniki. Pojawiły się, odkąd Liisa została panią na Samuelsborg. Wielki Samuel, ojciec Rozy, nigdy nie pochwalał takich rzeczy, twierdził, że to zbytek. Matce Rozy i Olego, Nannie, nigdy nie pozwalał wypełnić domu niepotrzebnymi ozdobami. Nie wiedziała nawet, że za nimi tęskni, powszedni dzień i tak był dostatecznie ciężki. Roza natomiast musiała myśleć o przetrwaniu. Nie w głowie jej były chodniki, nie mieli zresztą dostatecznej ilości zniszczonych ubrań, z których można by było je utkać. A i też brakowało jej zdolności do tkania ładnych rzeczy przy krosnach. Cała ręczna robota, jaką wykonywała, musiała się do czegoś przydać. Oczywiście zawsze lubiła to, co piękne, ale też i zawsze trzymała się od tego na pełen szacunku dystans. Nigdy niczemu nie przyglądała się z bliska. Przypatrywała się temu, co piękne, jak przestraszony ptaszek. Serce waliło jej mocno pod cienką skórą na piersi za każdym razem, kiedy zbliżała się do czegoś, od czego biło promienne piękno. Roza je dostrzegała, lecz zawsze była pewna, że nie jest przeznaczone dla niej.
Teraz podała chłopca Liisie, druga kobieta się zawahała. W końcu wzięła Mattiego na ręce.
– Nie będziemy się o niego kłócić – oświadczyła Roza.
– Ty nie masz do niego żadnego prawa!
– Ale Mattias je ma – odparła Roza cicho. Nie powiedziała nic ponad to, co już zostało powiedziane. Liisa już to wiedziała, lecz Roza rozumiała, jak trudno jej jest się z tym pogodzić. Palcem pogładziła chłopczyka po włosach. Nie poczuł tego, nie zwracał na nią uwagi, to Liisa była jego aiti, bezpiecznymi objęciami.
– Nigdy nie będę jego mamą – powiedziała Roza. – Jestem mamą Lily…
… i Michaela…
– Tobie będzie do tego najbliżej, Liiso. On cię nie zapomni. Będziemy odwiedzać ciebie i Olego. Wy będziecie odwiedzać nas.
– To tak daleko! – poskarżyła się Liisa.
– Łodzią to tylko jedna chwila – pochwalił się Ole. – Ja nie potrafię pływać łodzią! -.Wobec tego będziesz się musiała nauczyć – stwierdził bezlitośnie piękny brat Rozy. – Skoro tyle masz serca dla tego dzieciaka. Gorzej jest dręczyć konia ciężarem nas obojga, babo. Koń przynosi talary do tego domu, jedzenie na stół. A nie widzę, żebyś się skarżyła na jego widok…
– Może to rzeczywiście nie tak bardzo daleko – usiłowała pocieszać się Liisa. – Musicie go zabierać już jutro?
Roza pomyślała, że mogli jej dać więcej czasu. Było miejsce na miłosierdzie. Po obejrzeniu domu Mattiasa wiedziała, że potrzebne tam jest gruntowne sprzątanie, a trudno będzie wszystko wyszorować z dwójką dzieci plączących się pod nogami. Ale Mattias zdecydował za nich oboje.
Читать дальше