Płakała. Popatrzyła na niego i zarzuciła mu ręce na szyję. Wypłakiwała oczy w jego kurtkę. Cała aż trzęsła się od płaczu.
Reijo gładził ją i pocieszał. W pewnej chwili popatrzył w niebo i posłał w jego stronę podziękowanie bez słów. Ten, do którego było skierowane, i tak je wychwyci.
Raija wróciła.
Nie wiem, dlaczego mi to pokazała. Może to ostrzeżenie.
Boję się.
Wydaje mi się, że potrzebuję kogoś.
Wydaje mi się, że Mattias jest tą osobą. Tym, który ma dosyć siły, aby żyć u mego boku aż do chwili, kiedy nie będzie już przed nami więcej dni. On oznacza rzeczywistość i bezpieczeństwo. Ufam mu.
Oboje wiemy, czego możemy od siebie nawzajem wymagać.
Tak jak Raija miała swego Reijo, tak ja mam swojego Mattiasa. Nie łączy nas burzliwa namiętność, pożądanie, które spalałoby mnie od środka. Ale nie wszystko musi zginąć w ogniu.
Tak mi się wydaje.
Chcę tego.
I boję się.
Nie chcę stracić Seamusa.
Moje usta formują słowa w języku, którego Mattias nie rozumie. Wypowiadam je szeptem:
– Nie opuszczaj mnie, ukochany!
– Nie możesz mi odebrać dziecka! Nie możesz mi odebrać Mattiego!
Liisa trzymała syna Mattiasa przed sobą jak tarczę. Dziecko obudziło się z popołudniowej drzemki i zanosiło się teraz głośnym płaczem, wyczuwając nagi strach opiekunki.
– Nie pozwolę na to! – krzyczała dalej żona Olego przenikliwym głosem, cofając się w stronę alkierza z chłopcem mocno przyciśniętym do piersi. Nie czuła, że sprawia dziecku ból.
Mały płakał z bólu i ze strachu. Nikt wcześniej tak się z nim nie obchodził. Zawsze dotykały go lekkie dłonie, pełne miłości, troski, łagodności. Liisa z czułością tuliła go do siebie, ojciec i wuj delikatnie go podnosili. Jego maleńkie ciałko nigdy nie zaznało przemocy. Nikt nie krzyczał ponad jego głową. Nikt nie wydawał z siebie dźwięków, które wbijały się w uszy jak noże, szarpały i rozrywały głowę.
Teraz Matti się bał i wrzeszczał ile tchu w piersi.
– Nie możesz mi zabrać Mattiego!
– Mattias jest jego ojcem – stwierdził Ole ponuro i wyjął małego z objęć Liisy.
Chłopczyk nie przestawał płakać, Ole musiał więc podnieść głos, by przekrzyczeć przenikliwy płacz dziecka.
– To nie jest twoje dziecko, Liiso! Zawsze wiedziałaś, że to nie jest twój syn. Nie udawaj. Zawsze wiedziałaś, że dzieciak pewnego dnia wróci do Mattiasa. Inna kolej rzeczy byłaby wbrew naturze.
Liisa z trudem chwytała oddech. Nie mogła krzyknąć na męża. Nie mogła podnieść na niego głosu. To było Samuelsborg. To był jego dom. To Ole był panem tego domu. To on w tej rodzinie nosił spodnie. Liisa już teraz to wiedziała, niewiele zresztą czasu potrzebowała, by się tego nauczyć.
– Tak go kocham – powiedziała cicho. Mattias niezgrabnie wziął z jej rąk wierzgającego, prężącego się chłopca. Swojego syna. Nie był przyzwyczajony do trzymania go na rękach. Ruchy go zdradzały. Od dawna już nie czuł się dobrze z dzieckiem w objęciach. Zresztą przed Mattim nosił jedynie Synneve. Nie nawykł do dzieci. Tkwił w nim poza tym lęk, wrażenie, że syn go nie lubi.
Matti nie chciał, żeby Mattias trzymał go na rękach.
Jak gdyby chłopczyk wiedział, że mało brakowało, a Mattias po zniknięciu Raissy porzuciłby dziecko. Nie interesował się synem. Chodziło mu jedynie o odnalezienie żony. Nie był w stanie wykrzesać z siebie uczuć dla małego, bezradnego ciałka w kołysce. To Raissę kochał. Raissa zajmowała wszystkie jego myśli, w każdej minucie doby tkwiła mu we krwi. Lęk o to, co mogło ją spotkać, nie pozwalał mu zasnąć. Do Mattiasa nie docierało, że jest odpowiedzialny również za to dziecko.
Nie był w stanie tego zrozumieć.
Matti umarłby, gdyby nie Liisa. To ona otoczyła małego całą swoją troską i miłością. Zajęła się chłopczykiem, jakby był jej rodzonym synem. Nie brakowało chwil, w których Mattias niemal gotów był się na to zgodzić.
Zamierzał oznajmić Liisie, że mogą z Olem zostać rodzicami jego syna. Przyjąć go do siebie tak naprawdę, a on zrezygnuje z wszelkich praw, z wszelkich roszczeń wobec chłopca.
Wielokrotnie miał takie oświadczenie na końcu języka. Obracał te słowa w myśli. W głowie układał długą, piękną przemowę. Za każdym razem jednak, gdy już chciał ją wygłosić, odnosił wrażenie, że ktoś kładzie mu dłoń na ramieniu. Mattias czuł ją, jak gdyby rzeczywiście ktoś go dotykał, chociaż nigdy tej ręki nie zobaczył. Ktoś stał za nim, za jego plecami i wstrzymywał go przed tym krokiem.
Sam tłumaczył to małżeńskimi kłopotami Olego i Liisy. Jakaś jego cząstka nie chciała oddawać im Mattiego, dopóki w Samuelsborg panowała niezgoda.
Mattias nie wiedział, czy to prawdziwa przyczyna, ale wciąż miał prawo nazywać chłopca swoim synem. Był jego ojcem i tak naprawdę nigdy go nie oddał. Teraz chciał go odzyskać. To nie było wcale nierozsądne żądanie. Pod wieloma względami rozumiał Liisę i nadzieje, które w sobie nosiła, nadzieje, które wiązała z Mattim, ale on ze swojej strony nigdy nie wypowiedział ani jednego słowa, które ożywiłoby płomień jej tęsknoty. Nigdy nie powiedział, że Liisa dostanie kiedyś chłopca.
Współczuł jej, ale Matti był jego dzieckiem.
Tymczasem jego syn płakał. Nie lubił go. Wyciągał rączki do Liisy i nazywał ją aiti.
Mamą.
Mattias już wcześniej był tego świadkiem, ale do tej pory nigdy się nie przejmował. Tymczasem teraz zabolało go, że jego syn pierwsze słowa wypowiedział po fińsku.
– Zaopiekowałaś się nim, kiedy ja nie mogłem się nim sam zająć, Liiso – powiedział, ale głosem na tyle wysokim i głośnym, aby Matti dalej się go bał. – Wspaniale się o niego troszczyłaś. Nie mam słów na wyrażenie ci swojej wdzięczności!
– Wolisz więc mi podziękować, zabierając go ode mnie? – spytała Liisa. Policzki w okrągłej twarzy płonęły, jasnoniebieskie oczy błyszczały jak lód. – Wobec tego cieszę się, że nie potrafisz znaleźć słów, Mattiasie. Obawiam się, że mogłyby zapiec jeszcze boleśniej.
– To mój syn!
– Diabelnie się tym przejmowałeś w ostatnim roku! – odcięła się Liisa.
Celnie trafiła.
– Dlaczego uważasz, że teraz będziesz w stanie się nim zająć? – ciągnęła wyzywająco. – Zamierzasz przestać pić? Zamierzasz przestać się zadawać z upadłymi kobietami? Wyszorujesz zapach zgnilizny w domu? Pozatykasz szpary w ścianach? Zdobędziesz opał przed nadejściem zimy? Zamierzasz coś zrobić z ziemią, która leży odłogiem? A może myślisz o znalezieniu sobie porządnej pracy, tak żebyś miał dość pieniędzy i mógł zadbać o rodzinę? Co, u diabła, tak skutecznie cię odmieniło, Mattiasie Mattiassenie, że nagle uważasz, że jesteś w stanie zająć się synkiem?
– Zamierzam zrobić wszystko to, o czym mówiłaś – rzekł Mattias spokojnie.
– Słyszałam tę piosenkę już nie raz – odparła rozgoryczona Liisa, zerkając na Olego. – I to nie tylko od ciebie, ojczulku. Ale do tej pory jeszcze nie byłam świadkiem takiego cudu i również tym razem nie spodziewam się, że go zobaczę. Nie pozwolę ci zabrać chłopca, dopóki się nie przekonam, że niczego nie będzie mu u ciebie brakowało.
– Nie możesz zabronić człowiekowi odebrania tego, co do niego należy – upomniał ją Ole.
– Nie mogę? – rzuciła Liisa wyzywająco, z wyraźną drwiną w głosie. – Cóż, chyba co wieczór ci w tym przeszkadzam, Ole Samuelsen!
– Akurat do tego nie potrzeba tak dużo siły – odparł z goryczą Ole. – Bo ja nie pragnę już tego, co do mnie należy. Gorzej by było, gdybym tego pożądał…
Читать дальше