Kochałam go.
Opowiadam ci wszystko, co jestem w stanie z siebie wydusić. Mówię również o marzeniach, które ona mi przedstawia. O tym, co stara mi się powiedzieć, pokazując mi swoje życie.
Opowiadam ci tyle, ile jestem w stanie powiedzieć, Mattiasie, mój najdroższy przyjacielu.
Wszystkiego oddać ci nie mogę.
Kiedy zaczęła marznąć, musiała wsunąć się pod okrycie Reijo. Przytuliła się do niego tak blisko, jak tylko mogła. Potem również ona zasnęła.
Zrobiło się cieplej. Zawsze było ciepło, kiedy tu przybywała. Ledwie wyczuwała powiew wiatru. Ale słońce czuła. Witało ją ciepłe i życzliwe.
Raija wiedziała, że trawa pod stopami jest miękka. Nie rozumiała, dlaczego chodzi w kumagach. O wiele przyjemniej byłoby dotykać soczystej trawy bosymi stopami.
On tak często chodził boso.
Mikkal.
Szukała go.
Zmęczyło ją to szukanie.
Zmęczyło tak, że musiała przysiąść. Jak dobrze móc odpocząć w trawie. Chciała się na niej położyć, popatrzeć na niebo nad głową. Chciała tu odpocząć.
Trawa była taka miękka…
Ale sen nie chciał tutaj przyjść. Słońce piekło skórę, nie pozwalało zasnąć. Trawa łaskotała ją w policzki. Nie dawała spokoju.
Gdzie on jest?
Gdzie jest Mikkal?
Nigdzie nie widać było żadnej smużki dymu. Nie widziała jurt. Nie było żadnej siida, pełnej śmiechu, dźwięków i ludzi, za którymi tęskniła.
Nie znalazła lav'vo, które jej pokazywał. Tego, które, jak mówił, zbudował dla nich.
Dla niej.
Czyżby zabłądziła?
Czy to jakieś inne miejsce?
Dlaczego nie znalazła Mikkala? Gdzie on jest? Nie czekał na nią?
Raija zerwała się na nogi i puściła biegiem. Wzywała go. Ochryple wykrzykiwała jego imię. Krzyczała, aż zabrakło jej głosu, ale nikt jej nie odpowiedział.
Nie było Mikkala.
Mówił przecież, że będzie na nią czekał. Tak powiedział. Obiecał jej to…
– Jumala, Raiju! Ty już nie śpisz! Popatrz na mnie! Spójrz na mnie, Raiju!
Nie był to głos Mikkala, lecz Raija i tak usłuchała.
Poznała Reijo.
– Dlaczego tu jesteś? – spytała. Oczy miała szeroko otwarte. – Szukałam Mikkala. Widziałeś go? Miał na mnie czekać, ale go tam nie było. Odszedł gdzieś, chowa się przede mną. Muszę go szukać. Muszę go odnaleźć. Muszę znaleźć Mikkala.
Chciała się wyrwać z rąk Reijo, ale trzymał ją za mocno. Z całej siły.
– Spójrz na mnie, do diabła! Raiju, słyszysz, co mówię?
Kiwnęła głową. Nie musiał krzyczeć, i tak go słyszała. Obrzuciła go spojrzeniem.
– Nie zimno ci? – spytała. Reijo rzeczywiście zmarzł. Była noc, a on prawie dzwonił zębami. Bał się jednak ją puścić. Nie wiedział, co jeszcze gotowa zrobić, gdyby pozwolił jej odejść. To był sen, a on się tego bał i nie bardzo potrafił to nazwać. To było straszne.
– Nie śpisz, Raiju? Słyszysz mnie? Możesz ze mną rozmawiać? Obudziłaś się już? Rozumiesz, co do ciebie mówię?
– Nie krzycz do mnie! Muszę znaleźć Mikkala! Puść mnie, Reijo! Pójdę go szukać!
Reijo uczepił się tej możliwości.
– Ubiorę się i ci pomogę. Musisz na mnie zaczekać, dobrze?
Kiwnęła głową. Zdziwiona przyglądała mu się, kiedy wysuwał się spod okrycia.
Reijo poczuł się zażenowany. Ta Raija była o wiele bardziej obca od tej, którą nazywał Raisą. Spakował ich plecaki, zgasił ognisko, zwinął skóry i przymocował je do swojego worka. Ona przez cały czas śledziła go wzrokiem. Takim samym, jaki miała w tych chwilach, gdy od nich się oddalała.
Reijo zastanawiał się, czy w Rosji też ją to nachodziło. Czy tam również miewała takie spojrzenie na jawie?
– Spieszę się jak tylko mogę – tłumaczył. Zachodził w głowę, co teraz mogą widzieć jej oczy.
Czy widziała go takim, jaki był naprawdę w tej chwili, czy też raczej jakby jego odbicie w krzywym zwierciadle? A może tak, jak wyglądał w innym czasie?
W przeszłości albo w przyszłości?
Wszystko było możliwe, gdy Raija uciekała od rzeczywistości. Innej nazwy na to nie miał.
Poznawał po niej, że jej zdaniem mitręży zbyt dużo czasu. Nie zdążył pozbierać się do końca, gdy odeszła.
Nic nie mógł na to poradzić. Nie zostawi przecież niedogaszonego ogniska. Musiał poświęcić na to tyle czasu, ile trzeba. Na szczęście ruszyła doliną wzdłuż rzeki. Razem również powędrowaliby tą drogą.
Ale nie po takiej stromiźnie.
Marsz utrudniał mu plecak Raiji. Wprawdzie nie był duży ani ciężki, ale oznaczał dodatkowy bagaż, a ona poruszała się krokiem tak lekkim i biegła tak prędko, że Reijo się przeraził. Czy zdoła ją powstrzymać?
– Mikkal! – rozległ się jej głos. Krzyczała przenikliwie jak siewka. – Mikkal!
Reijo spieszył za nią. Widział przed sobą jej spódnicę i niebieską chustę z zorzą polarną tańczącą na plecach.
– Mikkal! Nie odchodź ode mnie! Mikkal, miałeś na mnie czekać!
Reijo przeszedł dreszcz. Od śmierci Mikkala minęło już szesnaście lat. Straszne było słuchać tego krzyku, którym go przyzywała. Chociaż Raija pod wieloma względami powróciła ze świata śmierci, Reijo wiedział, że w wypadku Mikkala to niemożliwe.
Mikkal umarł naprawdę.
Czas płynął i Raija w końcu poczuła zmęczenie. Bardziej szła niż biegła. I nie posuwała się prostą ścieżką. Szukała na oślep, raz tu, raz tam. Dzięki temu Reijo miał szansę się do niej zbliżyć.
– Mikkal! Mikkal! Noc również pobladła. Nic nie odpowiadało na ten krzyk, wzywający umarłego.
Raija, posuwając się naprzód, płoszyła małe ptaszki. Nie zwracała na to uwagi. Nie słyszała ćwierkotu, który rozbrzmiewał za jej plecami. Nie słyszała ptasich krzyków, głoszących niebezpieczeństwo.
Czy w jakimś momencie powinien był postąpić inaczej? Niestety, na to pytanie Reijo nie znalazł odpowiedzi. Zasnął. Ona też spała. Wszystko wydawało się takie dobre. Czuł spokój. Miał w sobie spokój i nasycenie. Ledwie zauważył, że się do niego przytuliła.
A potem nagle rozdarła noc krzykiem. Wzywała Mikkala.
Teraz krzyczała znów:
– Mikkal!
Prawie ją dogonił. Nie miał pojęcia, skąd ona czerpie siły.
Reijo bał się o to, co może się stać, gdy ona osłabnie. Z drugiej jednak strony lękał się, że jej siły okażą się niespożyte i będzie parła naprzód dotąd, aż on nie zdoła dotrzymać jej kroku. Przecież mogła tu zabłądzić!
– Mikkal! Reijo miał wrażenie, że od jej krzyku niebo zaraz pęknie na pół. W końcu i aniołom zrobi się jej żal.
Nie zdziwiłby się, gdyby Mikkal naprawdę wyszedł jej na spotkanie.
W tych jej krzykach tyle było rozpaczy.
Czuł się za nią odpowiedzialny. Nigdy nie ośmielił się jej o tym powiedzieć, bo tylko odwróciłaby się do niego plecami i wcale by się do niego nie odzywała.
Na Jumalę, przecież ona za kilka tygodni ma wracać do Rosji! Do tego czasu on jest za nią odpowiedzialny. Oby tylko nic jej się teraz nie stało!
Reijo biegł naprzód, aż w oczach mu pociemniało. Widział, jak Raija pada na kolana i zasłania twarz dłońmi. Rzucił wtedy na ziemię cały bagaż i puścił się biegiem.
Читать дальше