– Państwo Środka. Tak, słyszałem już tę nazwę. Ale gdzie ono właściwie jest?
– Za panowania Cyrusa, panie, przybyło kiedyś poselstwo z Państwa Środka. Przynieśli nam jedwab i nefryt.
– Wiem, wiem. Przeglądałem spis. Chciałbym z nimi handlować. Ale trudno jest utrzymywać stosunki z krajem, którego położenia nikt nie zna. Ach, Skylaksie, marzę o krowach! Po prostu marzę! – Dariusz się roześmiał.
Skylaks uśmiechnął się, bo nie miał odwagi się roześmiać.
Czułem się zaintrygowany. Nie miałem pojęcia, co oznacza wzmianka o krowach. Później, w Indiach, miałem słyszeć to zdanie wiele tysięcy razy. Liczba krów była miarą bogactwa dla tych aryjskich plemion, które podbiły Persję, podobnie jak Asyrię, Grecję i Indie. Chociaż już nie mierzymy bogactwa krowami, to cywilizowani spadkobiercy dawno zmarłych krowokradów wciąż mają zwyczaj mówić: „marzę o krowach”, kiedy chcą wyrazić pragnienie bogactwa. Dariusz, autentyczny wódz aryjskiego plemienia, nigdy nie przestawał marzyć o krowach. Określenie to było równie jasne dla Achemenidów i indyjskich Arjów, jak dla nas tajemnicze.
– Cóż, Skylaksie, nadszedł czas zdobycia następnych krów. Jak widzisz, zaproszono nas do złożenia wizyty w oborze. Zaproszenie nadeszło z… jak nazywa się to miejsce? – Dariusz spojrzał w dół na eunucha.
– Magadha, Wielki Królu. Przysłał je król Bimbisara. Pozdrawia cię ze swojej stolicy, Radźagryhy.
– Cóż to za dziwaczne nazwy! Są gorsi od Greków! Zapomniałem, że jesteś Grekiem, Skylaksie. Ale gdzie jest ta Magadha? Nie ma jej na mojej mapie.
Skylaks wskazał długą rzekę biegnącą z północno-zachodniego na południowo-wschodni skraj mapy.
– To jest Ganges, panie. Tu, na południe od tej rzeki, leży królestwo Magadha. Radźagryha musi być gdzieś w tej okolicy. Nic tu nie jest dokładnie oznaczone.
– Cyrusie Spitamo, muszę mieć dokładną mapę Indii.
– Tak, panie. – Podnieciła mnie myśl o przygodzie, ale zrażała ogromna przestrzeń Indii. Trzynaście miesięcy na samą tylko podróż w d ó ł rzeki!
– Co jeszcze ten… Indus ma do powiedzenia?
– Mówi, że jego dziadek wymienił posłów z Wielkim Królem Cyrusem. I że jest w ścisłym kontakcie z królestwem Gandhary.
– Z moim królestwem!
– Tak, Wielki Królu.
– Ale ten Bimb… jak mu tam… nie uznaje mojego zwierzchnictwa?
– Cały świat je uznaje! – Eunuch mimo woli drżał na całym ciele.
– A on nie. To znaczy, że musimy wziąć się do dzieła. Chce z nami handlować?
– Tak, Wielki Królu. Proponuje żelazo. Drewno. Bawełnę. Rubiny. Małpy.
– Wszystko, czego dusza zapragnie! – Dariusz stuknął palcem w mapę. Rozległ się dźwięk podobny do miniaturowego gongu. Odebrał eunuchowi czerwony jedwabny list i przyłożył go sobie niemal do oczu. Z wiekiem stawał się coraz bardziej krótkowzroczny. Starannie zdjął z jedwabiu jedną ze złotych liter. Następnie włożył ją między zęby i jak złotnik wypróbował metal. – Złoto – oświadczył z zadowoleniem. – I to najwyższej próby.
Wypluł złotą literę na podłogę i żartobliwie kopnął eunucha.
– Przygotujesz mi list do tego Sarabimby. Zawiadom go, że Wielki Król, władca wszystkich lądów, Achemenida i tak dalej spogląda z sympatią na swojego sługę i łaskawie postanowił skierować doń wysłannika bliskiego swemu sercu, Cyrusa Spitamę wnuka Zoroastra, aryjskiego proroka… podkreśl słowo „aryjskiego” i to, że wszyscy należymy do jednej rasy i że podzieliła nas jedynie geografia. Podział ten uważam za absolutnie niedopuszczalny.
Nie, tego nie pisz. Nie chcemy go przestraszyć. Zapowiedz mu.
że zapłacimy złotymi monetami za żelazo, jeżeli używają monet, a jeżeli nie, to towarami. Przygotuj spis tego, co mamy w składach. Jesteś Indusem, wiesz, co oni tam lubią. Skąd pochodzisz?
– Z Kosali, Wielki Królu. To najstarsze i najsłynniejsze z indyjskich królestw. Leży na północ od Gangesu.
– Kto jest twoim władcą? Nie mogę go nazywać królem. Jest tylko jeden król na ziemi.
– Jeżeli jeszcze żyje, panie, to nazywa się Prasenadźit, dobry i święty człowiek, którego siostra jest pierwszą żoną króla Bimbisary z Magadhy i matką…
– Oszczędź mi szczegółów. Przekaż je mojemu posłowi. – Dariusz uśmiechnął się do mnie. Marzenia o krowach zdawały się przywracać mu młodość. Rozwichrzone siwe włosy nabrały złotego połysku, niebieskie oczy błyszczały. – Musisz się przygotować do drogi, Cyrusie Spitamo. A ty nauczysz go języka, którym mówi się w tamtej części świata. Pojedziesz z moim posłem. – Dariusz kopnął eunucha na pożegnanie. – Przygotujesz podobne w treści posłanie do twojego władcy. Przedstawisz w nim mojego posła i tak dalej.
Kiedy eunuch się oddalił, Skylaks i Dariusz wzięli się do planowania podróży – mojej podróży. – Pilnuj mi dobrze tego chłopca, Skylaksie. – Potraktował mnie dość lekceważąco. – Mogę wam dać stu wojowników, to akurat taka liczba, która wystarczy dla ochrony posła, a nie przestraszy hodowców krów. Poza tym normalną liczbę służby, kartografów, budowniczych i tak dalej. Ten eunuch… jak mu tam?… przygotuje odpowiednie dary dla dwóch władców. Ale nie nazbyt okazałe. Ostatecznie, jako władca wszystkich krajów świata, jestem z urzędu również panem ich ziem. A raczej z łaski Mądrego Pana – dodał na mój benefis.
Następnie Dariusz wstał i zwrócił się ku mnie. Zdziwiło mnie, że jesteśmy równego wzrostu. Myślałem o nim zawsze jako o olbrzymie. Wielki Król spojrzał mi prosto w twarz. Zakręciło mi się w głowie. Kiedy te ciemnoniebieskie oczy o lekko zaczerwienionych powiekach wpatrywały się w moje oczy, mogłem myśleć tylko o jednym – że jest to niebezpieczne.
– Nie wolno ci zawieść mnie, Cyrusie Spitamo. Daję ci rok, najwyżej dwa lata. W tym terminie musisz mi donieść o wszystkim, co powinienem wiedzieć dla zorganizowania podboju Indii. Chcę zajść daleko, do krańca świata… albo do Państwa Środka… zależnie od tego, co jest bliżej.
– Wykonam, co mi przykazałeś, panie.
– Traktuję Indie jako mój ostatni dar dla klanu. Musisz więc być przebiegły, sprytny, dociekliwy. Głoś drogę Prawdy, ale nie groź tym, którzy idą za Kłamstwem.
Dariusz całkiem słusznie obawiał się fanatyzmu dobrego zoroastryjczyka. Nie miał zamiaru zrażać sobie szesnastu indyjskich królestw z powodu świętego ognia płonącego w duszy jego posła.
– Zrobię tak, jak mi każe Achemenida. – Nazwać Wielkiego Króla jego prawdziwym imieniem jest niemal równe przysiędze złożonej Mądremu Panu.
– Doskonale. – Dariusz podał mi dłoń, którą ucałowałem.
W ten sposób zostałem uszlachcony. Mógłbym teraz jadać przy jego stole, gdyby mnie zaprosił. Niestety, nigdy się to nie stało, ale miałem odtąd zapewnioną rangę na dworze. Byłem perskim szlachcicem, a gdyby udało mi się wypełnić powierzoną mi misję i przeżyć, miałbym również zapewnioną fortunę.
Indie
Poselstwo do szesnastu królestw Indii – jak nazywała nas, raczej złośliwie, druga izba kancelarii – ruszyło z Suzy ku Tygrysowi. Potem popłynęliśmy na płaskodennych łodziach ku delcie. Tam zastaliśmy Skylaksa i dwie tryremy, które przetrzymały nieszczęsne oblężenie Naksos. Może powinienem był to uznać za zły omen. Ale byłem na to w zbyt dobrym nastroju.
Z powodu stałego zamulania brzegów przez rzekę nie ma ani jednego naprawdę dogodnego portu w delcie, gdzie się łączą Tygrys i Eufrat, tworząc płytkie, zakwaszone jezioro. Zarówno Persowie, jak Babilończycy i Asyryjczycy próbowali zbudować port w tym najbardziej strategicznym punkcie, ale muł spływający nieustannie ze szczytu świata na jego dno niweczył w końcu każdą próbę. Za panowania Dariusza istniał prowizoryczny port na skraju słonych bagien, przez które można przejść jedynie po tratwach ułożonych na odległość blisko mili nad bagnem i ruchomymi piaskami. Widziałem kiedyś, jak wielbłąd wraz z jeźdźcem pogrążył się w mokrych piaskach z taką szybkością, że nieszczęsny człowiek nie zdążył nawet krzyknąć.
Читать дальше