Moje ostatnie spotkanie z Ambaliką było zadziwiająco wesołe Siedzieliśmy obok siebie na huśtawce pośrodku wewnętrznego dziedzińca w domu księcia Dżety, jednym z niewielu miejsc, gdzie nie można nas było podsłuchać. Powiedziałem jej, że widziałem króla.
– Rusza na wojnę z Awanti.
– Nie będzie to łatwe zwycięstwo.
– Myślisz, że wojna może potrwać dłużej niż przez jedną porę roku?
– Może ciągnąć się przez lata, jak ta bzdurna wyprawa na nieznośnych Lićchawich.
– Nie zechce więc chyba najechać na Persję w tym roku.
– Powiedział, że chce najechać na Persję? Przytaknąłem. Nie byłem zbyt rozmowny.
– No cóż. – Ambalika się zamyśliła. Huśtaliśmy się w górę i w dół nad kwitnącymi krzewami. – Gdyby był młodszy, myślę, że mogłoby mu się powieść. Jak sądzisz?
– Persja jest najpotężniejszym imperium na ziemi. – Uznałem to za odpowiedź w miarę neutralną.
– Ale mój ojciec jest największym wodzem na ziemi. Lub był. Zresztą już się tego nie dowiemy. Wojna z Awanti będzie się wlec bez końca, ojciec umrze na niestrawność, a ty… co ty zrobisz?
– Wrócę do Suzy.
– Z karawaną?
Skinąłem głową. Nie zwierzyłem jej się, że zamierzam sam, bez karawany, wymknąć się jeszcze tego wieczoru z miasta Musiała chyba jednak podejrzewać, że mam coś podobnego na myśli, bo nagle oświadczyła.
– Chcę po raz drugi wyjść za mąż.
– Za kogo?
– Za mojego przyrodniego brata. Lubi mnie. Jest bardzo dobry dla moich synów. Uczyni mnie swoją pierwszą żoną i będziemy mieszkać tutaj, w Śrawasti. To wicekról. Chyba się z nim nie zetknąłeś. W każdym razie muszę poślubić go jak najszybciej, bo książę Dźeta lada dzień umrze Po jego śmierci dom przejdzie na jego bratanka, a to wstrętny człowiek, i zostaniemy bezdomni.
– Jesteś już zamężna – Przypomniałem jej.
– Wiem. Ale przecież mogę zostać wdową.
– Chcesz, żebym się zabił? Czy może król to dla ciebie zrobi?
– Ani jedno, ani drugie. – Ambalika uśmiechnęła się do mnie czarująco. – Wejdźmy do domu. Chcę ci coś pokazać.
Poszliśmy do jej sypialni. Otworzyła skrzynkę z kości słoniowej i wyjęła z niej jakiś dokument. Ponieważ miałem trudności z odszyfrowaniem pisma, sama przeczytała mi relację o śmierci nieodżałowanego Cyrusa Spitamy w Suzie w takim to a takim roku panowania Wielkiego Króla Kserksesa.
– Wylicz, jaką tu wstawić datę. Powinno to być mniej więcej sześć miesięcy od dzisiaj. Na górze i na dole napisz coś po persku, niby że ten list przyszedł z kancelarii. Rozumiesz, wszystko bardzo urzędowo.
Znałem przepisy religii hinduskiej.
– Nie możesz wyjść po raz drugi za mąż. Takie jest prawo. Ambalika pomyślała o wszystkim.
– Rozmawiałam z najwyższym kapłanem. Wyda orzeczenie, że nie byliśmy przepisowo poślubieni. Bramini, jeśli zechcą, zawsze potrafią znaleźć błąd w ceremonii ślubnej. Tym razem zechcą. I wtedy po cichutku wyjdę za mego brata.
– I nigdy już się nie spotkamy?
– Mam nadzieję, że nie! – Pogodna bezwzględność Ambaliki niepokojąco przypominała jej ojca. – Zresztą nie zechcesz już tu przyjechać. Przede wszystkim będziesz za stary.
– Moi synowie…
– Są tu, gdzie powinni być – powiedziała chłodno.
Tak więc sporządziłem opis mojej własnej śmierci i sfałszowałem pod nim podpis pierwszego urzędnika kancelarii w Suzie. Po czym, godzinę przed zachodem słońca, opuściłem dom. Nigdy już nie zobaczyłem moich synów ani księcia Dżety. Wszystkie pieniądze, które posiadałem, zawinąłem w płócienny pas i przewiązałem się nim w talii. Na głównym rynku kupiłem stary płaszcz, sandały, laskę. Parę minut przed zamknięciem na noc zachodniej bramy wyszedłem z miasta.
Nie mam pojęcia, co się stało z moimi synami. Karaka przysłałby mi wiadomości, gdyby myślał, że jeszcze żyję. Przypuszczam jednak, że uwierzył Ambalice, kiedy obwieściła moją śmierć.
Przez Egibich dochodziły mnie wieści o Adźataśatru. Wojna z państwem Awanti okazała się równie długa i kłopotliwa jak z republiką Lićchawich. W końcu, w dziewiątym roku panowania Kserksesa, Adźataśatru umarł, jakoby śmiercią naturalną. Ponieważ sprawa następstwa tronu była zagmatwana, krótkotrwałe imperium, które stworzył w dolinie Gangesu, natychmiast się rozpadło.
Kiedy myślę o Indiach, złoto błyska w ciemności pod powiekami moich ślepych oczu. Kiedy myślę o Chinach, błyska srebro i znowu widzę, jakbym widział naprawdę, srebrny śnieg padający na srebrne wierzby.
Złoto i srebro, i wieczna ciemność.
Złoty wiek Wielkiego Króla Kserksesa
Wiosną, w ósmym roku panowania Kserksesa, przybyłem do Suzy po sześciu latach spędzonych na Wschodzie i na wschód od Wschodu. Nie istniał już pełen zapału młodzieniec, który wyruszył z Baktrii. Widmo w średnim wieku wjechało w bramy Suzy. Zaskoczyło mnie, że ludzie naprawdę mnie widzą. Wcale nie zaskoczyło, że nikt mnie nie poznaje. Ponieważ przed laty zostałem uznany za zmarłego, dla dworu byłem duchem. Co gorsza byłem duchem dla samego siebie.
Ale uczucie, że nie istnieję realnie, zostało niebawem rozwiane czy raczej zastąpione przez nierealność świata, do którego wróciłem. Nic nie pozostało takie jak dawniej. Nie, to nie całkiem zgadza się z prawdą. Kancelaria się nie zmieniła, co stwierdziłem, kiedy przyjął mnie w drugiej izbie wiceszambelan, którego znałem jako podczaszego w haremie. Był to Syryjczyk, który lubił wszystko wiedzieć. Często mu dokuczano, bo zadawał tak wiele pytań. I bano go się, bo nie zapominał odpowiedzi.
– To bardzo kłopotliwe, Przyjacielu Króla. – Eunuch użył ostatniego tytułu, który mi pozostał. Urzędnicy z pierwszej izby zdążyli mnie szybko poinformować, że nie jestem już Okiem Króla. – Naturalnie miło nam cię zobaczyć, ale… – Nie dokończył.
Odpowiedziałem za niego.
– Zostałem legalnie uznany za zmarłego i mój majątek przejął skarb.
– Wcale nie skarb. W każdym razie nie więcej niż drobną cząstkę. Prawie cały twój majątek jest w posiadaniu twojej dostojnej matki.
– Moja matka żyje?
– Ależ oczywiście. Przebywa z dworem w Sardes.
– W Sardes? – Zdziwiłem się. – Od kiedy Wielki Król staje z dworem w Sardes?
– Nie dotarły do ciebie żadne nowiny? – Druga izba wychodzi na ogrody. Zauważyłem, że wiosna jest spóźniona.
– Bardzo nieliczne. Wiem, że dalej toczyły się wojny greckie. Wiem, że Wielki Król spalił do szczętu Ateny. – Dowiedziałem się tego w Śrawasti od agenta Egibich. – Poza tym nie wiem nic.
– Wiele się przydarzyło.
Okazało się to zbyt skromnym określeniem. Zaraz po moim wyjeździe do Chin Kserkses zażądał od kapłanów Bel-Marduka, żeby podarowali mu niektóre złote przedmioty ze swego skarbca. – Nie prosiłem o żadne świętości – powiedział mi potem. – Mimo to odmówili. Byłem na ogół aż zbyt łagodny. Nikogo nie skazałem na śmierć. Ale skonfiskowałem różne drobiazgi i stopiłem je, żeby wybić darejki na koszta wojen greckich. Po czym wróciłem do Suzy.
W parę tygodni po wyjeździe Kserksesa z Babilonu jeden z niezliczonych pretendentów do tego starożytnego tronu, ośmielony przez kapłanów, ogłosił się królem Babilonii. Skazał na śmierć naszego starego znajomego, ohydnego Zopyrosa. Potem sam został zabity przez rywala, który ponad rok bronił się przed wojskiem perskim. W końcu Babilon poddał się szwagrowi Kserksesa i jego najlepszemu dowódcy Megabyzosowi, synowi zamordowanego satrapy Zopyrosa.
Читать дальше