Gdy pieśniarz wreszcie zamilkł, Mardonios leżał cicho jak trup, Artemizja siedziała sztywno na swoim krześle, Cyrus Spitama zaś otwierał szeroko, a raczej mówiąc dosadniej wytrzeszczał, oczy.
– Panie – rzekła Artemizja – pozwól mi przedstawić sobie mego brata. Oto książę Pigres.
Pigres nisko mi się ukłonił.
– Skromnemu bardowi przyjemność sprawia śpiewanie dla argiwskiego pana.
– Właściwie jestem Persem – bąknąłem niezbyt mądrze. – To znaczy, jestem też oczywiście pół-Grekiem.
– Odgadłbym to! Oczy! Czoło! Majestatyczna powierzchowność tak przypominająca Achillesa.
– Nie jesteś więc ślepy?
– Nie. Ale jestem prawdziwym bardem, pochodzę od Homera, który mieszkał za tą cieśniną. – Wskazał za okno. Choć Homer urodził się nie na Kos, lecz na Chios, nie zaprotestowałem. – Przepływa przeze mnie jego muzyka.
– Właśnie słyszałem. – Zachowywałem się grzecznie. Po czym przypomniałem sobie, jak określił Achillesa. – Achilles miał przecież więcej lat od Patroklesa i na pewno żaden z nich nie miał homoseksualnych skłonności. Czy nie byli kochankami w greckim stylu?
– Musisz memu natchnieniu zezwolić na pewną swobodę, szlachetny panie. Nie jest też tajemnicą, że zdaniem mego przodka Achilles był młodszy, ale nie śmiał on tego powiedzieć.
– Pigres to ponowne wcielenie Homera – rzekła Artemizja. Nie wiedziałem, czy mówi poważnie. Mardonios leżał teraz odwrócony do nas plecami i chrapał.
– Zasnął perski Odyseusz – szepnął Pigres. – Musimy mówić cicho – dodał podnosząc głos. – Och, jak długa jest droga stąd do domu w Itace, gdzie jego małżonka, Penelopa, spiskuje, jak go zgładzić, gdyż woli być królową Itaki z haremem pełnym mężczyzn.
– Przecież Penelopę uszczęśliwił powrót Odysa i… – Przerwałem. Zorientowałem się raczej dość późno. Pigres był szalony. Opowiadano, że udaje tylko wariata, bał się bowiem Artemizji, która zagarnęła koronę należącą mu się z prawa po śmierci ojca. Jeśli ta opowieść jest zgodna z prawdą, to to, co zaczęło się jako przedstawienie, przeobraziło się w rzeczywistość. Noś zbyt długo maskę, a staniesz się do niej podobny.
Podczas rządów Artemizji Pigres przerobił całą Iliadę. Po każdym Homerowym wersie napisał własny. Rezultat był obłędny. Zwłaszcza kiedy sam to śpiewał. Napisał też niezwykle dowcipną opowieść o bitwie pomiędzy żabami i myszami, którą skromnie przypisał Homerowi. Pewnego letniego popołudnia zaśpiewał mi swoje dzieło nader miłym głosem i bardzo rozbawiła mnie uszczypliwość, z jaką kpił z wszelkich uroszczeń aryjskiej warstwy wojowników, do której należę i nie należę jednocześnie. Szczerze go oklaskiwałem.
– To wspaniały utwór.
– Oczywiście. – Przechylił do tyłu głowę ruchem ślepca. – Ułożył to Homer. Ja tylko śpiewam. Jestem jedynie jego głosem.
– Jesteś nowym wcieleniem Homera?
Pigres uśmiechnął się, przyłożył palce do warg i odszedł po cichu. Często zastanawiałem się, jakie były jego dalsze losy w wilgotnym pałacu morskim Artemizji.
Właśnie w Halikarnasie dotarły do nas złe nowiny z Grecji. Zapomniałem, kto je przywiózł. Chyba jakiś statek handlowy. Nie pamiętam też dokładnie, co nam powiedziano. Tak nas to jednak obu z Mardoniosem zaniepokoiło, że nazajutrz rano opuściliśmy Halikarnas i udaliśmy się do Suzy.
Do dziś Ateńczycy uważają bitwę pod Maratonem za największe zwycięstwo w dziejach wojen. Przesadzają, jak zwykle. Oto co się zdarzyło: Dopóki Datis nie splądrował Eretrii i nie spalił świątyń, Ateny gotowe były się poddać. Stronnictwu demokratycznemu przewodzili tam Alkmeonidzi, klan naszego znakomitego Peryklesa; dali oni znać, że jeśli Persowie pomogą im wygnać arystokratów, będą bardziej niż skłonni uznać Wielkiego Króla za najwyższego zwierzchnika. Co konkretnie zamierzali zrobić z Hippiaszem, nie jest jasne. Wprawdzie stronnictwo demokratyczne często sprzymierzało się z potomkami Pizystratesa, lecz epoka tyranów skończyła się i nawet samo to słowo – którym ongiś określano ziemski odpowiednik bóstwa – było teraz przeklęte.
Nigdy nie zdołałem zrozumieć, dlaczego tyrani popadli w taką niesławę. No cóż, Grecy to przecież najbardziej niestała i zmienna ze wszystkich nacji ludzkich, ponieważ tak łatwo się nudzą. Nie mogą znieść, żeby cokolwiek trwało długo. W ich oczach nic, co dawne, nie może być dobre, a nic co nowe, nie może być złe, dopóki się nie zestarzeje. Lubią radykalne zmiany we wszystkim, prócz własnego przekonania, że są narodem głęboko religijnym, co nie jest prawdą. Persowie są ich przeciwieństwem. Wielcy Królowie mogą przychodzić i odchodzić, często z rozlewem krwi, lecz monarchia jako instytucja trwa u nas niewzruszenie, tak samo jak w Indiach czy Chinach.
Burząc Eretrię Datis przegrał wojnę. Gdyby sprzymierzył się z eretryjskimi demokratami, zaofiarowaliby Dariuszowi ziemię i wodę; potem przy ich poparciu ruszyłby na Ateny, gdzie przyjęto by go życzliwie.
Demokryt sądzi, że gdyby nawet Eretria nie została zburzona, Ateńczycy stawiliby opór Persom. Ja o tym wątpię. Po wielu latach największy wódz ateński, Temistokles, wygnany przez lud, który ocalił, przybył do Suzy. Rozmawiałem z nim o Grekach w ogóle i o Ateńczykach w szczególności. Temistokles był przeświadczony, że gdyby oszczędzono Eretrię, nie doszłoby do bitwy pod Maratonem. Ale po zburzeniu Eretrii Ateńczycy w popłochu zwołali na pomoc swoich sprzymierzeńców. Spartanie, jak zawsze, przysłali wyrazy ubolewania. To wojownicze plemię jest nadzwyczaj pomysłowe w wynajdywaniu pretekstów do niehonorowania wojskowych sojuszy. Może akurat księżyc był w pełni lub na nowiu czy coś w tym rodzaju. Chociaż nigdy nie badałem tej sprawy, nie zdziwiłoby mnie, gdyby skarb perski zapłacił królom spartańskim za pozostanie w domu. Skarbnik, Baradkama, często się skarżył, że ze wszystkich ludzi opłacanych z tajnych funduszy skarbu Spartanie są najchciwsi i najmniej solidni.
Tylko Platejczycy odpowiedzieli na rozpaczliwe wezwanie Aten. I tak akurat naprzeciw wąskiej cieśniny, która dzieli Eretrię od Attyki, na równinie maratońskiej zajęły pozycje wojska ateńskie i platejskie pod dowództwem dawnego tyrana Miltiadesa. Z wytrawną polityczną zręcznością ten niegdysiejszy wasal Wielkiego Króla dał się, jako rzecznik konserwatystów, wybrać wodzem Aten. Był naturalnie znienawidzony przez demokratów. Lecz dzięki błędowi Datisa w Eretrii oba stronnictwa skupiły się wokół jego osoby i nasze wojska zostały zatrzymane. Nie, nie będę raz jeszcze staczać bitwy, którą i w tym momencie w każdej winiarni miasta starzy ludzie przeżywają na nowo ze wszystkimi radosnymi szczegółami. Powiem tylko, że straty Ateńczyków były nie mniejsze niż straty Persów. Ale kto w Atenach uwierzy, że taka może być prawda?
Nasi żołnierze we wzorowym porządku wsiedli na okręty; Datis wydał rozkaz, by flota pożeglowała wprost do Pireusu. Miał nadzieję, że zdoła zająć Ateny, zanim armia grecka wróci spod Maratonu. Kiedy okręty Datisa okrążały przylądek Sunion, Alkmeonidzi zasygnalizowali mu, że miasto jest puste i może przystąpić do ataku.
Lecz zaraz za Faleronem wiatry zatrzymały Datisa, a kiedy ustały, armia ateńska była już w mieście i skończyła się perska wyprawa. Datis popłynął do domu. W Halikarnasie nie dowiedzieliśmy się nic ponad to, że Datis i Artafernes zostali zmuszeni do odwrotu.
Nigdy nie widziałem Mardoniosa w tak znakomitym nastroju. Przybyło mu na wadze i od czasu do czasu zapominał nawet, że kuleje.
Читать дальше