Jak zwykle mój cholerny brat dotknął najboleśniejszej dla mnie kwestii i już radował się na samą myśl, że będzie mógł rozdrapać moją ranę. Matka jednak uciszyła go;
– Pielęgniarka? A dlaczego nie? Nie ma głupich zawodów. Kiedy się z nią żenisz? Będę naprawdę szczęśliwa, kiedy się już ożenisz. Potrzebujesz kobiety, żeby wprowadziła trochę porządku do twojego życia. No popatrz na siebie, jak ty wyglądasz? Zaziębisz się, bo nie ubierasz się za ciepło. Poza tym na pewno ciągle jadasz w restauracjach. A w restauracjach oszczędzają jak się da na klientach, podają zawsze resztki i produkty najgorszej jakości. Mam nadzieję, że nie jesz nigdy mielonego mięsa?
– Wiem, mamo, wiem – przyznałem, próbując zrobić coś, żeby powstrzymać tę lawinę słów.
– No to tym lepiej. Ta twoja pielęgniarka nauczy cię, jak się odżywiać i jak ubierać. I zawsze mnie słuchaj. Nie zaczynaj też odgrywać ważniaka z tego powodu, że wystąpiłeś w telewizji!
– Nie, skądże znowu, co też mama… – powiedziałem.
– Co nie?
– Nie odgrywam wcale ważniaka.
– Ha! Ostrzegam cię, że nie będziemy się snobować tylko dlatego, że stałeś się międzynarodową gwiazdą! Żadnych tam takich z nami, dobrze?
Lepiej chyba skapitulować, niż wdawać się w jakieś bezsensowne dyskusje! Conrad zaśmiał się szyderczo, biorąc moje słowa za uległość.
Kartkując książki leżące na stoliku, wykrzyknął:
– Co ty, zajmujesz się teraz mistycyzmem?
– Czytam to, co mi się podoba, i nie muszę się nikomu z tego spowiadać – odpowiedziałem z irytacją w głosie.
Mogłem starać się być posłuszny matce, ale podporządkowywać się Conradowi, tego było już za wiele.
Mruczał teraz pod nosem:
– „Popol Vuh czyli Księga "Wspólnoty"… To jakiś podręcznik dla czarowników?
Wyrwałem mu z rąk cenną książkę.
– To święta księga ludu Kicze z cywilizacji Majów w Meksyku – rzuciłem mu w twarz.
– Aha! A to? „I Ching, Księga Przemian"… I jeszcze „Bar-do Thos-grol, Księga Umarłych". No i „Ramajana". Słuchaj no, wszystko tu jest. Brakuje ci już tylko „Kamasutry"!
– Conrad, jeśli przyszedłeś tutaj, żeby mnie prowokować, to zjeżdżaj, zanim ci dam w łeb! Idź i szpanuj tą swoją forsą, samochodami i kobitkami, ale zostaw mnie w spokoju!
– W cmentarnym spokoju! – zanucił Conrad.
Rzuciłem się na niego z wyciągniętą już ręką, lecz matka stanęła między nami.
– Nie mów takim tonem do brata. On zawsze spełniał moje oczekiwania. Ożenił się, dał mi wnuki. Nie ma sobie nic do zarzucenia! On nie zgrywa ważniaka tak jak ty, bo wystąpiłeś w telewizji.
Naprawdę chyba należałoby sobie wyrwać włosy nożem do ostryg! Oddychałem głęboko, żeby odzyskać spokój.
– Jeżeli przyszliście tu po to, żeby się ze mną drażnić, to wolę, żebyście już sobie poszli. Baliście się, że mogę być szczęśliwy? Chcieliście mi popsuć przyjemność?
Matka zauważyła, że zgodnie z moim zwyczajem rozpiąłem guzik przy kołnierzyku koszuli, żeby czuć się trochę swobodniej, i zgodnie ze swoim zwyczajem pospieszyła, aby go zapiąć, szczypiąc mnie przy tym w szyję. Wykorzystała moment, w którym się dusiłem, by znowu przejąć inicjatywę.
– Jak śmiesz się do mnie odzywać takim tonem? – oburzyła się. – Zawsze cię popieraliśmy. Nawet gdy spędzałeś czas na wałęsaniu się po cmentarzach w towarzystwie tego Razorbaka, też nie robiłam ci żadnych wyrzutów, chociaż znam przecież wiele matek, które nie pozwoliłyby swoim dzieciom przebywać w towarzystwie wariata.
– Raoul nie jest wariatem!
– Ale jest trochę dziwny, przyznasz chyba…
– O mnie mowa?
W najbliższym czasie będę musiał pomyśleć o założeniu solidnych zamków w drzwiach. Wchodzi się tu jak do knajpy.
Zamki, judasz, dzwonek i wtedy będzie wreszcie intymnie!
A tymczasem jeśli nawet Raoul usłyszał niemiłe teksty wypowiadane przez moją matkę, to trudno! On też nie powinien był się zjawiać tak znienacka.
– Cześć, Raoul – przywitałem go chłodno.
– Ależ tak, profesorze Razorbak – powiedział mój brat z szacunkiem w głosie – właśnie rozmawialiśmy o panu. Sądzimy, że ponieważ jesteście teraz bogaci i sławni, potrzebny wam będzie doradca finansowy, który czuwałby nad waszymi sprawami. Ostatecznie we trójkę z tą dziewczyną tworzycie coś jakby grupę rockową. Potrzebujecie impresaria, kogoś, kto zajmie się waszym wizerunkiem, kontraktami, które…
Spodziewałem się, że Raoul od razu spławi tego wesołka. Ale wcale nie, słuchał go z dużą uwagą.
– To twój brat? – zapytał.
– Tak – przyznałem żałośnie.
– A ja jestem jego matką! – zapiała dumnie moja rodzicielka.
Raoul położył rękę na podbródku.
– Ten twój brat ma niezłe pomysły – przyznał. – To fakt, że trzeba będzie teraz zarządzać bardzo precyzyjnie nowym tanatodromem.
Conrad nadymał się coraz bardziej, opisując szczegółowo swoje plany:
– No właśnie. Pomyślałem, że byłoby ciekawie otworzyć sklepik z pamiątkami tuż obok nowego tanatodromu. Można by tam sprzedawać T-shirty takie jak ten.
„Umieranie to nasz zawód" napisane było na podkoszulku, który wyciągnął z kieszeni.
Byłem załamany. A Raoul wcale nie. Przyjrzał się ciuchowi.
– Świetny pomysł! Nie kurczy się w praniu?
– Nie. Kolory gwarantowane, sama sprawdzałam – powiedziała moja matka.
Raoul miałby frymarczyć naszymi świętymi planami z handlarzami w świątyni? Nie mogłem tego pojąć.
– Ale…
Nakazał mi milczenie.
– Twój brat ma rację, Michael. Sklepik pozwoli ludziom lepiej zrozumieć, czym się zajmujemy, oraz wzmocni nasz wizerunek w oczach opinii publicznej.
– A ja będę waszym rzecznikiem prasowym! – wykrzyknęła moja kochana mamusia. – I dzięki temu będę mogła częściej widywać mojego Michaela. Będę też mogła się nim lepiej zajmować.
Przecierałem ze zdumienia oczy. Nie, to nie był sen. Zaczęliśmy od tego, by przeniknąć tajemnicę śmierci, a więc chcieliśmy zmienić życie, świat, ludzkość… A teraz zastanawiamy się nad tym, jak zorganizować otwarcie sklepiku pod nazwą „Pamiątki fanatyczne". W cudownych czasach żyjemy! Pewnie gdyby Jezus Chrystus powrócił na ziemię, także byłby zmuszony rozpowszechniać przesłanie „Będziesz miłował bliźniego swego", drukując tekst na fioletowych podkoszulkach. Albo: „Szczęśliwi ubodzy w duchu, albowiem ich jest królestwo niebieskie" wypisane na białych bluzach, 70% bawełny, 30% akrylu, prać w letniej wodzie. Conrad doskonale by w tym wyglądał.
Tak samo wyobraziłem sobie Laoziego, którego można by rozreklamować dzięki sklepikowi z gadżetami. „Ten kto wie, nie mówi. Ten kto mówi, nie wie". Na przykład mogłoby się to pojawić na odjazdowych kostiumach bikini!
W każdym razie skoro Raoul, mój przyjaciel profesor Raoul Razorbak, nie miał nic przeciwko temu, jakim prawem ja miałbym się im sprzeciwiać?
Brat otworzy sklep, będzie zamawiał jakieś łachy i całą tę tandetę na Tajwanie, a matka stanie za ladą.
Wzruszyłem tylko ramionami, mówiąc sobie, że śmieszność jeszcze nikogo nie zabiła.
– A kiedy mi przedstawisz tę swoją pielęgniarkę? – zapytała matka, zupełnie jakby chciała mnie dobić.
89 – MITOLOGIA AUSTRALIJSKA
W mitologii australijskich Aborygenów pojawia się Numbakulla, „Zawsze istniejący", który powstał z nicości. Numbakulla jest istotą przybyłą znikąd, która nagle wyłania się z nagiej ziemi. Kieruje się na północ, a góry, rzeki, także rośliny i zwierzęta wyrastają na jego drodze.
Читать дальше