– Nie wolno dopuścić do tego, żeby wyprzedzili nas Amerykanie lub Japończycy. Coś takiego już się wydarzyło w lotnictwie – wściekał się prezydent. – Bracia Wright twierdzili, że skonstruowali pierwszy samolot, podczas gdy wszyscy doskonale wiemy, że pierwszym, który zbudował latającą maszynę, był Clément Ader! Start wam się udał znakomicie, ale uważajcie, bo na pewno znajdą się tacy, którzy będą twierdzić, że wyprzedzili was w eksploracji zaświatów.
Po naszym triumfie w Pałacu Kongresowym, w obecności licznie zgromadzonej publiczności, z trudem mogłem sobie wyobrazić, że jakaś nieznana zagraniczna ekipa mogłaby nas pozbawić prymatu w badaniach.
Zaprotestowałem.
– To my jesteśmy w posiadaniu ściśle określonej formuły chemicznej boostera, to my mamy „mistrza", którego przedstawiliśmy już światu, to my wymyśliliśmy słownictwo w dziedzinie podróży między dwoma światami. Nasze historyczne dokonania są bezsporne, a nasza przewaga tak duża, że pozostali potrzebować będą sporo czasu, żeby nas dogonić.
Lucinder wzniósł ręce do nieba.
– Tylko tak myślicie! Podczas gdy nasi deputowani obcinają środki budżetowe, uniwersytety amerykańskie przeznaczają ogromne kwoty dla naukowców. I oni na pewno nie będą pracowali gdzieś w podziemiach więzienia! Z fotelem dentystycznym, który bardziej zasługuje na to, żeby znaleźć się w muzeum niż w laboratorium badawczym! Nie! Oni będą pławić się w luksusie, mając do dyspozycji najnowocześniejszy sprzęt na świecie! Zresztą my także wrzucimy wyższy bieg. Widzę tylko jeden sposób na to, żeby zaspokoić wasze potrzeby: profesorze Razorbak, doktorze Pinson, pani Ballus i panie Kerboz, od tej chwili podlegacie bezpośrednio prezydentowi. Mianuję was wysokimi urzędnikami państwowymi.
Ale minę będzie miał Conrad, jak mu o tym powiem.
– Doskonale. Będziemy więc mogli ulepszyć laboratorium – ucieszył się Raoul.
Lucinder przerwał mu:
– O nie, Razorbak, koniec z chałupnictwem! Teraz chodzi o międzynarodową rywalizację. Nasz kraj musi zająć należne mu miejsce w świecie. Co więcej, nie mamy już żadnych powodów, żeby się ukrywać. Wręcz przeciwnie, teraz trzeba działać w pełnym świetle. Zbudujemy więc nowy tanatodrom, nowocześniejszy i o znacznie większej powierzchni. Trzeba stworzyć miejsce, które przejdzie do historii. Nowy Łuk Triumfalny. Łuk Triumfalny zdobywców krainy śmierci.
Jak wielu polityków Lucinder upajał się własnymi słowami. Jednocześnie znajdował przyjemność w rozbudzaniu entuzjazmu w grupie, którą uważał za swoją. Stanowiliśmy teraz jego elitarny oddział, osobiste komando eksploratorów gotowych na wszystko, żeby pomóc mu wejść do Historii.
A jednak nasze ambicje nie były wcale takie same. O ile on bowiem myślał o nieśmiertelności, o tyle my byliśmy żądni przygód i pragnęliśmy zgłębić tajemnicę tak starą jak sama ludzkość.
Odźwierny ze złotym łańcuchem na szyi otworzył głośno drzwi. Audiencja dobiegła końca. Inne sprawy czekały na prezydenta. Czas już najwyższy wynosić się.
– Nasze służby specjalne będą mnie informowały na bieżąco o postępach naszych przeciwników – powiedział, a zamiast pożegnania dodał: – Szanowna pani, panowie, bądźcie ufni i do dzieła!
„Życie przyzwyczaja nas do śmierci poprzez sen.
Życie ostrzega nas poprzez sen o tym, że istnieje też inne życie".
Eliphas Levi
Fragment rozprawy Śmierć, ta nieznajoma Francisa Razorbaka
Po burzliwych przejściach w Pałacu Kongresowym spędziłem cały tydzień w mieszkaniu. Stwierdziłem, że samotność jest łatwiejsza do zniesienia w euforii aniżeli w poczuciu klęski, ale mimo wszystko cierpiałem z jej powodu. Ostatecznie czego właściwie się spodziewałem? Całych tabunów fanów, którzy wyczekiwaliby na mnie pod domem? Wciąż byłem Michaelem Pinsonem, człowiekiem samotnym, i czy moje zdjęcie ukazało się w prasie, czy nie, wciąż pozostawałem człowiekiem samotnym.
Zamiast epitafium na moim nagrobku wyobraziłem sobie następujący napis: „Tu spoczywa Michael Pinson, prosty i samotny jak wszyscy na świecie".
Pocieszałem się, popijając białe porto i poświęcając całe godziny na ponowną lekturę starych ksiąg mitologicznych.
Znużony przyciężkimi niejednokrotnie tekstami, brałem do ręki na chybił trafił jakieś kolorowe czasopisma. We wszystkich aż roiło się od artykułów o szczęśliwym życiu pięknych uśmiechniętych aktorów, którzy pobierają się i zdradzają tak, jak ja strzelam palcami. Na każdej stronie widniało obsceniczne zdjęcie jakiejś pary promieniejącej szczęściem zaraz po ślubie albo po narodzinach dziecka. Gryzipiórki zapewniały czytelników, że są oni genialni, niepowtarzalni, uprzywilejowani, a mimo to skromni, rozluźnieni i bezustannie przemili. Wspierali walkę z chorobą Heinego-Medina, adoptowali dzieci z Trzeciego Świata, mówili o miłości jako o jedynej niemożliwej do zastąpienia wartości, przedstawiali swoich nowych przyjaciół, również rzecz jasna niezwykłych, genialnych i niepowtarzalnych. Wszyscy tanatonauci byli teraz szczęśliwi. Félix stał się prawdziwą gwiazdą. Raoul odnalazł drogę do ojca, prezydent Lucinder zyskał sławę, Amandine wierzyła, że może uratować ludzkość. A ja?
A ja nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Nie było nikogo, z kim mógłbym porozmawiać, nikogo, komu mógłbym zwierzyć się ze swoich trosk i radości.
I znowu miałem ochotę wyć do księżyca jak kojot na pustyni. Auuuuuu! Przestawałem, gdy tylko sąsiedzi dawali o sobie znać. Mocno rozbity wewnętrznie zmuszałem się do tego, by czytać artykuły o szczęśliwym życiu aktorów, artystów, polityków.
Należało się jakoś zebrać w sobie. Byłem zbyt niecierpliwy.
Godzina 10. 30. Dokładnie w tym momencie nie byłem w stanie się powstrzymać, by nie wypowiedzieć życzenia. Pragnąłem być otoczony ludźmi, z którymi mógłbym rozmawiać.
– Cześć! Jak leci?
O rany, to moja matka i brat przyszli do mnie w odwiedziny. Od razu rzucili się na mnie.
– Mój mały, mój malutki, jestem z ciebie taka dumna. Zawsze wiedziałam, że ci się uda! Matka zawsze to wyczuwa…
– Brawo, braciszku, no, tym razem, trzeba przyznać, dałeś naprawdę czadu!
Zajęli od razu całą kanapę, zupełnie jakby byli u siebie, a brat położył natychmiast łapę na tym, co mi zostało jeszcze z białego porto.
Po chwili Conrad postanowił mnie poinformować, jak powinienem dbać o swoje interesy finansowe, i oświadczył, że od tej pory powinienem zarządzać nimi, korzystając z usług doświadczonego doradcy. Matka podkreśliła, że dzięki świeżo zdobytej reputacji z pewnością będę mógł się ożenić z jakąś ładną aktorką albo spadkobierczynią dużej fortuny. Już wycięła dla mnie artykuły z kolorowych pism na temat uroczych młodych osóbek, które mogłyby mi się spodobać.
– Wszystkie kobiety padną do twoich stóp – oświadczyła, patrząc zachłannym wzrokiem.
– Tyle że… ja już mam taką znajomą – powiedziałem na wszelki wypadek, próbując się za wszelką cenę uchronić przed uciążliwą troskliwością z jej strony.
Słysząc to, moja matka się oburzyła.
– Co? Jak to? – krzyknęła. – Masz dziewczynę i ukrywasz to przed swoją matką?
– Chodzi o to, że…
– Domyślam się, o kogo chodzi – rzeki radośnie Conrad. – Przyjaciółką Michaela jest ta pielęgniarka! Fantastyczna dziewuszka o blond włosach, ciemnoniebieskich oczach, która stała tuż obok ciebie na scenie w Pałacu Kongresowym! Moje gratulacje, braciszku, przypomina Grace Kelly, ale jest jeszcze ładniejsza. A jednak to zabawne, bo kiedy widziałem, jak rzuciła się w ramiona waszego królika doświadczalnego, pomyślałem, że to raczej w nim jest zakochana!
Читать дальше