– Daleko zajdziesz w pisarstwie – twierdzi.
Następnie rozpina moją koszulę.
– Lubię być pierwsza. Będę pierwszą, prawda?
– Ja… to znaczy… to zależy, o co chodzi… Hm… jeśli… – bełkoczę.
Ręka panny Lysebeth porusza się po moim ciele z krępującą powolnością.
– Czytałeś już teksty erotyczne Jeana de La Fontaine?
– Hm… nie… A warto?
Zamiast usłyszeć odpowiedź, czuję, że jej ręka dociera w bardzo wrażliwe miejsce. Nie protestuję, zaskoczony tą inicjatywą i osobliwością całej sytuacji. Niczym małe, myszkujące zwierzątko prawa dłoń panny Lysebeth wyzwala moje ciało z pętających je ubrań, podczas gdy lewa ręka siłuje się z przeróżnymi gumkami, tkaninami i guzikami jej własnego stroju.
Potem następuje chwila całkowitej paniki, nieopanowanego strachu, który stopniowo ustąpił pewności siebie, a w końcu żywemu zainteresowaniu dla tekstów Jeana de La Fontaine, które być może zbyt pochopnie ominąłem.
Zacząłem pić. Im więcej piję, tym bardziej nienawidzę Zachodu. Pewnego dnia rozpęta się wojna między nami i bogatymi krajami zachodnimi. Nie mogę się doczekać, kiedy to nastąpi. Za każdym razem, gdy ktoś mi dokucza, za każdym razem, gdy rozgniatam jakąś pluskwę, za każdym razem, gdy narzuca mi się kolejne ograniczenia, powtarzam sobie, że to wszystko wina Francji, Anglii i Stanów Zjednoczonych.
W jakiejś porzuconej przez kogoś gazecie przeczytałem artykuł o młodej Amerykance – Venus Sheridan – dokładnie w moim wieku, top modelce i miliarderce. Myślę sobie, że gdy podbijemy te wszystkie dekadenckie kraje, pokażę jej, do czego zdolny jest silny, pracowity słowiański chłopak, w porównaniu z otaczającymi ją tam z pewnością głupkami.
Nocą obserwuję gwiazdy przez okno. Jedną z nich musi być planeta Wenus. W marzeniach kocham się z obrazem mojej amerykańskiej gwiazdy. Wiem, że pewnego dnia spotkam ją, istotę z krwi i kości. A wtedy…
„Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Venus".
Cała armia nieproszonych gości, przyjaciół mojej mamy, opanowała salon. Za nic w świecie nie wyjdę ze swojego pokoju. Wczoraj dostałam pierwszą miesiączkę. Myśląc, że zrobi mi tym przyjemność, mama powiedziała, że „wreszcie stałam się prawdziwą kobietą" i że będę teraz mogła „poznać, czym jest miłość mężczyzny".
Nienawidzę swojego ciała. Całymi dniami przesiaduję w swoim pokoju, nie pozwalam nikomu mnie odwiedzać i próbować pocieszyć.
Jednak zew reflektorów jest silniejszy. Przekonuję samą siebie, że trzeba jakoś żyć i iść naprzód.
Koniec z dziecięcymi ubrankami. Jestem teraz nastolatką, młodą gwiazdą, której wszyscy pożądają. Kręcę reklamę jakiegoś napoju gazowanego. Scenariusz wymaga, żebym wyrwała puszkę z rąk pewnego młodzieńca i wypiła jej zawartość przed nim, prowokując go.
Wieczorami, w domu, rodzice nadal się kłócą: teraz już otwarcie się nienawidzą. Wojna została wypowiedziana. Pojęłam w końcu, że „forsa" to pieniądze i że im więcej ich zarabiam, tym bardziej rodzice się kłócą. A przecież te wszystkie dolary nie należą ani do mamy, ani do taty, tylko do mnie.
Mam nadzieję, że nie tkną ich, tylko będą trzymać na koncie w oczekiwaniu na dzień, w którym będę mogła z nich skorzystać.
Wiem już, na co wydam mój skarb. Kupię sobie biżuterię i zaplanuję kolejne operacje plastyczne (na przykład dołek w podbródku – myślę, że byłoby mi z nim do twarzy – Ambrosio na pewno zrobiłby z tego małe arcydzieło).
Chwilowo najbardziej potrzebuję korków do uszu. Co wieczór wrzaski. Co wieczór tata albo mama wykrzykują: „Gdyby nie mała, dawno by mnie tu nie było!".
Te ich spory naprawdę zaczynają doprowadzać mnie do rozpaczy. Pewnego dnia wpadłam na pomysł, w jaki sposób przyciągnąć ich uwagę. Przestałam jeść.
Testuję tę metodę podczas wieczornego posiłku. Nie tykam żadnego z dań. Ich reakcja przekracza moje najśmielsze oczekiwania. Rozmawiają ze mną. Od bardzo dawna coś takiego nie miało miejsca. Mówią mi: „Musisz jeść". Odpowiadam: „Im modelka je mniej, tym lepiej". Mama protestuje. Tata krzyczy na mamę, że wpoiła mi te wszystkie idiotyczne pomysły. Kłótnia znów wisi w powietrzu, lecz spoglądam na nich i coś ich powstrzymuje. Ponownie nachylają się nade mną, chcąc mnie przekonać, bym przełknęła choć kilka kęsów.
Zgadzam się, lecz z dnia na dzień napięcie rośnie, gdyż coraz bardziej ograniczam sobie porcje.
Cieszę się. Znalazłam wreszcie sposób, by przejąć kontrolę nad rodzicami. Kiedy nie jem, przestają się kłócić, a na dodatek zaczynają się mną interesować.
Mam ich w garści!
Oczywiście niełatwo wyrzec się tej małej przyjemności, jaką jest jedzenie, ale gra jest warta świeczki. Zresztą im mniej jem, tym mniejszy odczuwam głód. Wszystko z korzyścią dla mojego ciała, które zaczyna przybierać dokładnie taką formę, jakiej wymaga się od top modelek. Staję się cieniutka jak patyczek. Wspaniale! Mogę oddziaływać na swoje ciało, nie odwołując się do chirurgii plastycznej.
Co więcej, odkąd niemal nie jem, zanikł mi okres. Dodatkowa korzyść. Dlaczego wcześniej nie wpadłam na ten prosty sposób?! Mogę jednocześnie kontrolować swoje ciało i rodziców.
Teraz, gdy zaczęli się mną interesować, nie chcę już nigdy więcej słyszeć ich kłótni.
Sadowię się nad brzegiem Jeziora Poczęć, pod rozłożystą turkusową sosną. Odwracam dłonie wnętrzem do góry i moje trzy kule powoli nadlatują. Dusze migoczą. Przyglądam się im uważnie pod różnymi kątami i podsumowuję ostatnie czternaście lat. Jacques nie uczy się dobrze, ale pisze opowiadania. Wypracowanie o papieżu przyniosło pożądany efekt, podsyłam mu więc w snach jeszcze bardziej oryginalne pomysły.
Venus jest powierzchowna, lecz zarabia na życie jako modelka. Chce, żeby jej rodzice przestali się kłócić… Hm… Namówię ich na rozwód.
Igor utknął w poprawczaku, lecz łatwo nawiązuje przyjaźnie i jest bardzo dojrzały jak na swój wiek. Zastosuję tu metodę „kuli bilardowej", oddziałując na jego otoczenie, by wydostać go w końcu z tego miejsca. Nadszedł czas, by zaczął spotykać się z innymi ludźmi.
Postać Edmunda Wellsa pojawia się przede mną.
– Jak tam twoi klienci?
Pokazuję mu moich podopiecznych, zadowolony, że nie spotkały ich jeszcze poważne problemy.
– Muszę cię jeszcze czegoś nauczyć – mówi mój instruktor. – Tych troje nie zostało ci powierzonych przypadkiem. Mają pewien związek z twoją własną naturą. Każda z tych dusz reprezentuje jedną z cech, nad którą sam powinieneś pracować. Suma osobowości trojga klientów rekonstruuje osobowość anioła. Igor plus Jacques plus Venus równa się Michael. Jesteś trójcą.
A więc o to chodzi! Pielęgnując moje trzy kule, oddaję się swego rodzaju superpsychoanalizie… Edmund Wells, zapewne przyzwyczajony do reakcji, jaką powoduje to wyznanie, bierze mnie za ramię.
– Czyż do tej pory się nie zorientowałeś, że sporo cię łączy z twoimi klientami? Tak jak Jacques – chciałeś pisać. Jak Igor – chciałeś być twardzielem. Jak Venus – chciałeś się podobać.
– A więc Jacques to moja wyobraźnia, Igor – moja odwaga, a Venus – uwodzicielstwo…
– Jacques to także twoja bojaźliwość, Igor – twoja brutalność i Venus – twój narcyzm. Klienci to twoje odkupienie… Mają sprawić, byś zdał sobie sprawę z tego, kim tak naprawdę byłeś.
Читать дальше