– A twoi klienci? – dopytuję się.
Freddy wzrusza ramionami. Nie ma już zapału do swojej anielskiej pracy. Nie zajmuje się już duszami. Ma dość ludzi. Ratować ich? Stracił wiarę, że to możliwe. Podobnie jak Raoul, jest przekonany, że wspomożenie ewolucji ludzkich dusz jest zadaniem ponad siły nawet najzdolniejszych aniołów.
Arystofanes twierdzi, że na sześć tysięcy pięćset dwudziestu siedmiu klientów ani jeden nie osiągnął sukcesu. Buster Keaton narzeka, że przydzielano mu jedynie Lapończyków przygnębionych brakiem słońca. Oscar Wilde odpowiada, że to nic w porównaniu z jego Hindusami, wśród których nietrudno o teściowe podpalające sari synowych, by uzyskać odszkodowanie. Groucho Marx jakoś sobie radzi z Czerwonymi Khmerami, załatwiającymi porachunki w walkach w dżungli.
Rabelais wznosi ręce w górę, wspominając dzieciaki ze slumsów w Sao Paulo, wąchające klej od rana do wieczora, których średnia długość życia wynosi czternaście lat.
Mogłoby się wydawać, że najbardziej dramatyczne przypadki przydziela się komikom.
– To zbyt trudne. Większość z nas w końcu się poddaje. Nie da się pomóc ludziom.
Podnoszę argument Edmunda Wellsa:
– A jednak sama nasza obecność tutaj jest dowodem na to, że da się opuścić krąg reinkarnacji. Jeśli nam się udało, inni też muszą być do tego zdolni.
– Być może z ludźmi jest tak samo jak ze spermatozoidami – stwierdza Raoul. – Zaledwie jeden na trzydzieści milionów dostaje się do jajeczka. Jeśli o mnie chodzi, to nie mam cierpliwości, by przetestować trzydzieści milionów dusz w oczekiwaniu na pozwolenie przekroczenia Szmaragdowych Wrót.
Mój przyjaciel jest wyraźnie uradowany, że nie on jeden chce dać za wygraną. Freddy Meyer jest po jego stronie. On również nie może znieść opieki nad duszami – porzuca je więc i pozostawia samym sobie. Stracił wszelką ambicję. Ma zamiar spędzić resztę swojej egzystencji, bawiąc się w najlepsze i zapominając o świecie śmiertelników. Stracił wiarę w ludzkość. Wierzy już tylko w humor.
Co takiego sprawiło, że wesoły alzacki rabin zmienił się w rozczarowaną świetlistą istotę?
– Holokaust – szepcze. – Ludobójstwo dokonane na Żydach podczas II wojny światowej.
Pochyla głowę złamany.
– Stąd wszystko widzi się dokładniej. Wszystko się rozumie. Ma się dostęp do wszystkich informacji. Dzisiaj już wiem to, czego nie mogłem przeczytać na Ziemi. To przekracza wszelkie wyobrażenie.
– Ja…
– Nie, ty nie wiesz. Kolejki przed komorami gazowymi, dzieci wyrywane z objęć matek, rzucane o ściany pieców krematoryjnych, doświadczenia medyczne na żywych istotach ludzkich… Trzeba znaleźć się tutaj, by zobaczyć to i pojąć. Nie umiem oderwać się od tych wizji.
Staram się znaleźć jakieś wytłumaczenie:
– Może te wszystkie potworności wydarzyły się dlatego, że anioły przestały interesować się swoją pracą, tak jak ty teraz.
Freddy jednak nie słucha. Kładzie mi rękę na ramieniu i zaczyna się śmiać.
– Nie chcę już nic więcej wiedzieć. Chcę tylko się śmiać, śmiać i śmiać… Upijać się śmiechem i dowcipami aż do końca świata! Śmiejmy się i zapominajmy!
Jakże się zmienił, mój drogi Freddy. Czyżby humor mógł uzależniać? Klaszcze w dłonie.
– Cóż, atmosfera robi się tu jakaś ponura. Szybko, dowcip potrzebny od zaraz. DOWCIP! – domaga się były rabin tanatonauta.
Nie jest łatwo cokolwiek powiedzieć po tych wszystkich wspomnieniach, mimo to Oscar Wilde podejmuje się rozwiać opary przygnębiających opowieści Freddy'ego.
– To historia o Jezusie, który podróżuje ze swoją Matką. Docierają do niewielkiej osady. Jezus zauważa cudzołożnicę oraz tłum szykujący się, by ją ukamienować. Jezus staje w obronie kobiety, mówiąc: „Ten, który jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień". Wszyscy zebrani, poruszeni, odkładają swoje kamienie. Jezus już ma uwolnić kobietę, gdy nagle olbrzymia cegła trafia w nieszczęsną cudzołożnicę. Jezus odwraca się i mówi: „Mamo, nie uważasz, że tym razem lekko przesadziłaś?".
Wybuchy śmiechu zdają się nieco wymuszone.
– Całe szczęście, że nie ma w pobliżu Jezusa – mówi Buster Keaton poważnym tonem. – Bardzo nie lubi, gdy się żartuje z Jego Matki.
Groucho Marx ciągnie dalej:
– Pewien facet cały czas narzeka, że nie udaje mu się wygrać w lotto. Pojawia się przed nim anioł stróż i mówi: „Słuchaj, chętnie ci pomogę wygrać, ale… wypełnij chociaż jeden kupon!".
Wszyscy znają już ten dowcip, ale i tak pokładają się ze śmiechu.
Raoulowi i mnie jakoś nie udziela się ogólna wesołość, która wydaje się nienaturalna.
I wtedy właśnie pojawia się Marilyn Monroe. Rzuca się w objęcia Freddy'ego. Jako anioł wciąż ma ów charakterystyczny urok, tę magię, która uczyniła z Normy Jean Baker prawdziwą legendę. Uważam, że to niesprawiedliwe, iż gwiazdy zmarłe w kwiecie wieku tu w Raju są równie piękne jak na Ziemi, podczas gdy na tych, które odeszły po długiej starości, jak na przykład Louise Brooks albo Greta Garbo, czas odciska swoje piętno na wieczność.
– Nie muszę wam chyba przedstawiać tej pani – mówi rabin przekornie.
Freddy czule głaszcze Marilyn po plecach i gdybym nie wiedział, że wszyscy tu jesteśmy pozbawieni seksualności, zacząłbym ich podejrzewać o romans. Tak naprawdę tych dwoje bawi się, naśladując dawne gesty świadczące o intymności, choć ich palce nie natrafiają już na nic namacalnego. Zastanawiam się, co ta piękność widzi w małym, łysym i okrągłym jegomościu – jedyna odpowiedź, jaka przychodzi mi do głowy, to… humor. Marilyn dostarcza Freddy'emu wdzięku. W zamian on oferuje jej swój śmiech.
– Panno Monroe, niech mu pani wytłumaczy… – mówi Raoul.
– Przykro mi, Holokaust wywarł na mnie równie duży wpływ. Wie pan, przeszłam na judaizm przed poślubieniem Arthura Millera.
Chciałbym wypytać Marilyn o prawdziwe okoliczności jej śmierci, ale moment wydaje mi się nie najlepszy.
– Z początku – ciągnie Marilyn – Freddy schodził na Ziemię, na tereny byłych obozów koncentracyjnych i pomagał błądzącym tam wciąż duszom dostać się do Raju. W końcu dał sobie z tym spokój. Zbyt wielu śmiertelników doświadczyło zbyt ogromnego cierpienia, przy całkowitej obojętności niebios i pozostałych narodów. Gatunek zdolny do takich zbrodni nie jest godny ocalenia. Jeśli o mnie chodzi, to rozumiem Freddy'ego, zresztą sama też nie mam już ochoty robić czegokolwiek dla ludzi – ucina, a w jej głosie słychać źle skrywaną wściekłość.
– Zamiast tracić nadzieję, czy nie lepiej by było spróbować to zrozumieć? – sugeruje Raoul.
– Doskonale. A zatem pytam. Dlaczego te zbrodnie zostały popełnione bezkarnie? Pytam: dlaczego? Dlaczego? DLACZEGO? – krzyczy Freddy.
Chwila zmieszania. Wreszcie Raoul odpowiada:
– Ponieważ organizacja zaświatów jest o wiele bardziej złożona, niż nam się wydaje. Powinniśmy dowiedzieć się, kto decyduje tam w górze, kto zarządza krainą aniołów. Dopóki nie wyregulujemy kosmicznego zegara, Holokaust pozostanie tajemnicą, a nawet będzie istniała groźba, że się powtórzy! Zamiast zatracać się w bólu, lepiej by było, gdybyście pomogli nam rozgryźć tajemnicę „siódemek" i zapobiec kolejnym hekatombom.
Rabin Meyer pozostaje niewzruszony:
– Ludzkość nie jest zdolna do ewolucji. Ziemia dąży do autodestrukcji. Ludzie nie kochają się nawzajem. Nie życzą sobie dobrze. Co krok napotykamy na fanatyków, nacjonalistów, integrystów, ekstremistów… Nic się nie zmieniło. Nic tak naprawdę nie może się zmienić. Nietolerancja kole w oczy bardziej niż kiedykolwiek.
Читать дальше