– „Jeżeli podmiot nie wybudza się, należy powtórzyć odliczanie, bardziej rozkazującym tonem i wymawiając zero, klasnąć głośno w ręce".
Ponownie odliczają, klaszczą w dłonie i tym razem „podatny na hipnozę" brat otwiera oczy.
Westchnienie ulgi.
– Co czułeś? – pyta hipnotyzerka.
– Nic. Niczego nie pamiętam, ale to było raczej przyjemne uczucie. Co się działo?
Mina Raoula Razorbaka wyraża powątpiewanie. Ja z kolei uważam, że Nathalie Kim istotnie ma w sobie coś wyjątkowego. Przyglądam się uważniej historii jej duszy. W poprzednim wcieleniu Koreanka była tancerką z Bali. Utonęła.
Jeszcze wcześniej miała wiele wcieleń artystycznych: grała na tam-tamie na Wybrzeżu Kości Słoniowej, była maltańskim malarzem miniaturzystą, rzeźbiarzem drewnianych figurek na Wyspie Wielkanocnej. Jako człowiek, nigdy nie bardzo wierzyłem w teorię reinkarnacji. Dziwili mnie ci wszyscy ludzie, którzy widzieli się w roli bohaterów książek historycznych: przywódców wojskowych, badaczy, artystów, gwiazd, kurtyzan czy księży. Biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze w 1900 roku 95 procent populacji ludzkiej zajmowało się pracą na roli, mogło się to wydawać co najmniej osobliwe.
Stwierdzam, że każde z wcieleń Nathalie Kim spędza stosunkowo dużo czasu w Czyśćcu.
– Dlaczego jej reinkarnacja trwa aż tak długo?
Raoul stara się wyjaśnić:
– Niektóre dusze są niecierpliwe i przepychają się przez tłum zmarłych, by jak najszybciej stanąć przed sądem. Inne, jak już miałeś okazję zauważyć, czekają spokojnie w kolejce.
Rzeczywiście, przypominam sobie, że w pomarańczowej krainie natknąłem się na dusze poruszające się nonszalanckim krokiem, nieśpiesznie, w stronę miejsca, gdzie będzie odbywał się ich sąd.
– Niektórym pokonanie tej trasy zajmuje całe wieki. Inni, gdy ich życie dobiega końca, hop! Pędzą czym prędzej na ring, próbując zwyciężyć w walce o jak najszybsze opuszczenie kręgu reinkarnacji. Poprzednie życie Nathalie Kim zapewne doświadczyło ją boleśnie. Z przyjemnością więc odetchnęła sobie nieco, nim ponownie przyjęła ludzką powłokę.
Raoul wyjaśnia, że Nathalie miała już sto trzynaście wcieleń, jednak zaledwie osiem z nich można było uznać za interesujące.
– Co sprawia, że dane życie można uznać za „interesujące"? I co dzieje się w tych „nieinteresujących"?
– Nic specjalnego, prawdę mówiąc. Rodzi się, bierze ślub, rodzi dzieci, znajduje przyjemną pracę i umiera w łóżku po ukończeniu osiemdziesięciu lat. To zmarnowane życie, bez misji, bez konkretnego celu, bez większych przeszkód do pokonania.
– Takie istnienia są naprawdę niepotrzebne?
Raoul kręci przecząco głową. Uważa, że te łagodne życiorysy służą do tego, by wypocząć pomiędzy dwoma „ważnymi" żywotami. Niektórzy męczennicy, niedocenieni artyści, ludzie walczący o sprawy skazane na niepowodzenie docierają do Raju tak zmęczeni, że błagają o spokojną reinkarnację.
– Moja Nathalie zaznała stu pięciu istnień wypoczynkowych i ośmiu interesujących, lecz prawdopodobnie trudnych do zniesienia.
Zauważam, że gdyby zgromadzić w muzeum wszystkie dzieła jej autorstwa, można byłoby zapełnić wiele sal.
– Dlaczego wciąż jeszcze nie uwolniła się z kręgu reinkarnacji?
– Niemal osiągnęła już ten cel – mówi Raoul. – Lecz jej zachowanie nigdy nie było wystarczająco uduchowione, by pozwolić jej pokonać ostatni etap.
– Na czym polegał jej problem?
– Na braku miłości. Dusza Nathalie jest zbyt wrażliwa. Czy była kobietą, czy też mężczyzną, nigdy nie miała pełnego zaufania do swoich partnerów. Nigdy nie zdołała zatracić się w miłości, zresztą zazwyczaj okazywało się, że słusznie. Jednak unikanie owych „błędów" sprawiło, że nie poznała, czym jest kochanie całym sercem.
Rozumiem teraz lepiej pesymizm mojego przyjaciela: jego klientki nie blokuje głupota, lecz wręcz przeciwnie: zdrowy rozsądek!
Wracamy, żeby spojrzeć, co się dzieje w ambasadzie Korei w Limie. Dzieci jedzą właśnie podwieczorek. Najstarszy chłopiec uwielbia ciasto cytrynowe, młodszy – krem czekoladowy, a Nathalie – „pływającą wyspę".
PRZEPIS NA „PŁYWAJĄCĄ WYSPĘ": Zaczynamy od żółtego i słodkiego oceanu, po którym będzie pływać nasza wyspa: krem angielski.
Zagotować mleko. Oddzielić białka z sześciu jajek. Żółtka ubić z 60 g cukru. Dodać ciepłe mleko. Wymieszać. Zagęścić krem na wolnym ogniu, cały czas mieszając. Nie gotować.
Ocean gotowy. Pora na wyspę – białą górę lodową.
Białka ubić z 80 g cukru i szczyptą soli.
Gotować 20 min w kąpieli wodnej. Ostudzić. Wlać krem do naczynia, a następnie delikatnie ułożyć na nim białą masę. Podawać na zimno.
Edmund Wells,
Encyklopedia wiedzy względnej i absolutnej , tom IV
Raoul Razorbak nadal jest przekonany, że Nathalie Kim niczym nie różni się od innych klientów. Wpada jednak na nowy pomysł, który ma przyczynić się do przełomu w naszej sprawie.
– Chodź ze mną.
Podlatujemy ramię w ramię w kierunku południowo-wschodnim. Na jednym z pagórków dostrzegamy grupę aniołów, otaczających ciasnym kręgiem pewnego osobnika – przypominają fanów zgromadzonych wokół ulubionego piosenkarza. Artysta jest wyraźnie przepełniony energią i mówi, żywo gestykulując…
Freddy Meyer!
Stary, niewidomy rabin nie zmienił się ani trochę! Niski, pulchny, łysy, z nosem jak kartofel, na którym osadzone są ciemne okulary – z tym że tutaj jego kalectwo nie ma już żadnego znaczenia. W świecie aniołów niewidomy anioł widzi tyle samo, co każdy inny.
Raoul trąca mnie łokciem. Niepotrzebnie, przecież pamiętam. Z Freddym każda wyprawa badawcza, odkrywcza czy śledcza nie mogła być lepiej przeprowadzona. Był najdokładniejszym, najbardziej entuzjastycznie nastawionym, najbardziej perfekcyjnym bohaterem epoki tanatonautycznej. To on wpadł na pomysł, by splatać razem srebrne nitki, zapewniając tym samym większe bezpieczeństwo lotów grupowych. Freddy wymyślił też pierwsze strategie wojen ektoplazmowych. Wyprawa w jego towarzystwie dostarczała zawsze niezapomnianych emocji.
Zajmujemy miejsce wśród gromadki widzów i słuchamy naszego przyjaciela, który opowiada… dowcip.
– To historia alpinisty, który spada w głęboką przepaść, lecz udaje mu się jedną ręką uchwycić gałęzi. „Na pomoc! Ratunku! Czy ktoś mnie uratuje?" – wrzeszczy zrozpaczony. Pojawia się przed nim anioł i mówi: „Jestem twoim aniołem stróżem. Zaufaj mi. Ocalę cię". Alpinista zastanawia się przez chwilę, wreszcie mówi: „Hm… a nie ma nikogo innego?".
Anioły parskają śmiechem. Ja także. To typowo anielskie poczucie humoru. Muszę się dostosować.
Tak się cieszę ze spotkania z dawnym kompanem. Kto twierdził, że w Raju jest nudno? Freddy nas ocali. Daję mu znak. Dostrzega nas i podbiega.
– Michael! Raoul!
Ściskamy się serdecznie.
Powracają wspomnienia: pierwsze spotkania, wspólne majsterkowanie, pierwsze fotele startowe, pierwsze wyprawy do Raju, wojny ektoplazmowe przeciwko Nizarytom.
– Pozwólcie, że wam przedstawię moich nowych kumpli! – mówi Freddy.
Otacza nas oddział świetlistych istot, wśród których rozpoznaję wiele znanych twarzy: Groucho Marx, Oscar Wilde, Wolfgang Amadeusz Mozart, Buster Keaton, Arystofanes, Rabelais…
– Zwą nas rajskimi komikami. Przed pojawieniem się tutaj nie miałem pojęcia, że Mozart był takim żartownisiem. Zawsze ma w zanadrzu jakąś wesołą historyjkę. Nie mylić z Beethovenem – ten był raczej mrukiem.
Читать дальше