Fiodor Dostojewski - Skrzywdzeni i poniżeni
Здесь есть возможность читать онлайн «Fiodor Dostojewski - Skrzywdzeni i poniżeni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Русская классическая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Skrzywdzeni i poniżeni
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Skrzywdzeni i poniżeni: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Skrzywdzeni i poniżeni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Skrzywdzeni i poniżeni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Skrzywdzeni i poniżeni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Ależ pocałuj mnie, ojcze, okrutny człowieku, w twarz, w usta, jak mama całuje! — wykrzyknęła Natasza słabym i pełnym radosnych łez głosem.
— W oczka też! I w oczka! Pamiętasz, jak dawniej? — powtórzył starzec po długim, słodkim uścisku z córką. — O, Nataszo! Czy myśmy ci się kiedy śnili? Bo tyś mi się śniła prawie co noc i co noc do mnie przychodziłaś, a ja płakałem nad tobą; raz przyszłaś jako malutka, pamiętasz, jak wtedy, kiedy miałaś dziesięć lat i dopiero co zaczęłaś się uczyć gry na fortepianie — przyszłaś w króciutkiej sukience, ślicznych trzewiczkach, z czerwonymi rączkami... miała wtedy ręce takie czerwoniutkie, pamiętasz, Annuszka? Przyszłaś do mnie, siadłaś na kolana i objęłaś mnie... I ty niedobra, niedobra dziewczyno, ty mogłaś myśleć, że cię przekląłem, że cię nie przyjmę, kiedy przyjdziesz!... Czy ty wiesz, że często chodziłem do ciebie, matka nie wiedziała, nikt nie wiedział: to stoję pod twoimi oknami, to znów czekam; nieraz pół dnia czekałem na chodniku przed twoją bramą. A nuż wyjdziesz, żebym choć z daleka mógł na ciebie popatrzeć! Wieczorami często paliła się w oknie świeca; ile razy chodziłem wieczorem, by chociaż świecę twoją w oknie zobaczyć, ujrzeć chociaż twój cień, pobłogosławić cię na noc. A ty, czyś mnie na noc błogosławiła? Czy twoje serduszko wyczuło, że jestem tuż pod oknem? O, ile razy w zimie, późnym wieczorem, wchodziłem na twoje schody nocą i stałem w ciemnej sieni, wsłuchując się, czy aby przez drzwi nie usłyszę twego głosiku! Czy się nie roześmiejesz? Przekląłem? Przecież tego wieczora do ciebie szedłem, chciałem ci przebaczyć, ale wróciłem od samych drzwi... O, Nataszo!
Wstał, uniósł ją z fotela i mocno, mocno przycisnął do serca.
— Jest znowu tutaj, w moim sercu! — zawołał. — O, dzięki Ci, Boże, za wszystko, za wszystko, i za Twój gniew, i za Twą łaskę!... I za słońce Twe, które zajaśniało teraz po tej burzy nad nami. Dziękuję Ci za tę chwilę! O, choć poniżeni, choć skrzywdzeni, lecz jesteśmy znowu razem i niech teraz triumfują ci dumni i pyszni, którzy nas skrzywdzili i poniżyli... Niech rzucą w nas kamieniem. Nie bój się, Nataszo! Pójdziemy razem, ręka w rękę, i ja im powiem: to jest moja droga, moja ukochana córka, to moja niewinna córka, którą wyście skrzywdzili i poniżyli, lecz którą ja kocham i którą błogosławię na wieki wieków!...
— Wania, Wania!... — powiedziała Natasza słabym głosem, wyciągając do mnie rękę z objęć ojca.
O, nie zapomnę nigdy, że w owej chwili przypomniała sobie o mnie i że mnie przywołała.
— A gdzie Nelly? — zapytał starzec oglądając się.
— Ach, gdzie ona? — zawołała staruszka — kochanie moje! Opuściliśmy ją tak nagle.
Lecz w pokoju jej nie było. Ukradkiem prześliznęła się do sypialni. Wszyscy tam poszli. Nelly stalą w kącie za drzwiami i trwożnie przed nami się chowała.
— Nelly, co się z tobą dzieje, moje dziecko! — wykrzyknął starzec chcąc ją wziąć w objęcia. Lecz ona jakoś dziwnie popatrzyła na niego...
— Mamusia, gdzie mamusia? — powiedziała nieprzytomnie — gdzie, gdzie moja mamusia? — krzyknęła raz jeszcze, wyciągając ku nam drżące ręce i nagle straszny, przeraźliwy krzyk wydobył się z jej piersi, skurcz wykrzywił jej twarz i upadła na podłogę w strasznym ataku...
OSTATNIE WSPOMNIENIA
Połowa czerwca. Dzień gorący i duszny; pobyt w mieście jest niemożliwy: kurz, wapno, remonty, rozpalone kamienie, powietrze zatrute wyziewami... Lecz oto, o radości! — rozlega się gdzieś grzmot; niebo się chmurzy z wolna; powiał wiatr pędząc przed sobą kłęby miejskiego kurzu. Kilka ciężkich kropel spadło na ziemię, a potem, jak gdyby niebo się otworzyło, cała rzeka wody wylała się nad miastem. Gdy zaś po upływie pół godziny znów zajaśniało słońce, otworzyłem okno mojego pokoiku; zmęczoną piersią chciwie wdychałem świeże powietrze. W upojeniu chciałem już rzucić pióro i wszystkie moje sprawy, a nawet samego przedsiębiorcę, i biec do Ichmieniewów na Wasiliewską. Ale chociaż pokusa była wielka, zdołałem się przemóc i z jakąś furią zabrałem się znów do pisania: trzeba było kończyć, żeby tam nie wiem co! Przedsiębiorca każe, inaczej nie da pieniędzy. Na mnie tam czekają, lecz za to wieczorem będę wolny jak wiatr i dzisiejszy wieczór wynagrodzi mi ostatnie dwa dni i dwie noce, w ciągu których napisałem trzy i pół arkusza druku.
I oto wreszcie praca skończona, rzucam pióro i wstaję, odczuwam ból w plecach, w piersiach i zawrót głowy. Wiem, iż w tej chwili nerwy moje są rozstrojone do najwyższego stopnia, i wydaje mi się, że słyszę ostatnie słowa, wypowiedziane do mnie przez staruszka doktora: "Nie, niczyje zdrowie nie wytrzyma podobnego napięcia, to niemożliwe!" Ale jak dotychczas, zupełnie możliwe! W głowie mi się kręci; ledwie stoję na nogach, lecz radość, bezgraniczna radość napełnia mi serce. Skończyłem wreszcie moje opowiadanie, i przedsiębiorca, chociaż jestem mu jeszcze dużo winien, pomimo wszystko, zobaczywszy zdobycz w swych rękach, da mi coś niecoś — bodaj pięćdziesiąt rubli, a ja od dawna nie miałem w rękach takiej sumy! Wolność i pieniądze!... W zachwycie biorę kapelusz, rękopis pod pachę i pędzę na złamanie karku, by zastać w domu naszego nieocenionego Aleksandra Pietrowicza.
Zastaję go już na wychodnym. Również dopiero co ukończył pewną nie literacką, lecz za to bardzo zyskowną spekulację i odprawiwszy wreszcie jakiegoś czarnego Żydka, z którym dwie godziny z rzędu siedział w gabinecie, życzliwie podaje mi rękę i miękkim, miłym basikiem zapytuje mnie o zdrowie. Jest to bardzo dobry człowiek i bez żartów, wiele mu zawdzięczam. Co on winien, że przez całe życie był w literaturze tylko przedsiębiorcą? Wywąchał, że literatura potrzebuje przedsiębiorcy, i wywąchał w odpowiedniej chwili... Cześć mu za to i chwała, ma się rozumieć cześć i chwała, jaka należy się przedsiębiorcy.
Aleksander Pietrowicz dowiaduje się z przyjemnym uśmiechem, że opowiadanie jest skończone i że najważniejsza część następnego numeru miesięcznika jest w ten sposób zabezpieczona, i dziwi się, jak to ja mogłem cokolwiek ukończyć, i przy tym dowcipkuje arcysympatycznie. Potem idzie do swej żelaznej skrzyni, aby mi wydać przyobiecane pięćdziesiąt rubli, a tymczasem pokazuje mi inny, konkurencyjny miesięcznik i wskazuje na kilka wierszy w dziale krytyki, gdzie jest mowa o moim ostatnim opowiadaniu.
Patrzę: jest to artykuł "Korespondenta". Ani mi tam wymyślają, ani mnie chwalą, jestem bardzo zadowolony. Lecz "Korespondent" mówi, między innymi, iż od moich utworów w ogóle "czuć potem", to znaczy, iż do tego stopnia trudzę się nad nimi i pocę, tak je szlifuję i obrabiam, aż się robi mdło.
Śmiejemy się razem z przedsiębiorcą. Wyjaśniam mu, że moje ostatnie opowiadanie zostało napisane w ciągu dwóch nocy, a teraz w ciągu dwóch dni i dwóch nocy napisałem trzy i pół arkusza druku — gdyby o tym wiedział "Korespondent", wymawiający mi zbytnie gmeranie się i powolność w pracy!
— Ale pan jest sam sobie winien, Iwanie Pietrowiczu. Dlaczego pan się tak opóźnia, że w końcu musi pan pracować po nocach?
Naturalnie Aleksander Pietrowicz jest człowiekiem bardzo sympatycznym, chociaż ma słabość popisywania się swym bystrym sądem w sprawach literackich przed tymi właśnie, którzy, jak on sam podejrzewa, znają go na wylot. Ale ja nie mam ochoty rozmawiać z nim o literaturze, biorę pieniądze i wychodzę. Aleksander Pietrowicz jedzie na wyspy do swej willi i słysząc, że wybieram się na Wasiliewską, życzliwie ofiaruje się podwieźć mnie tam w swej karecie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Skrzywdzeni i poniżeni»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Skrzywdzeni i poniżeni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Skrzywdzeni i poniżeni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.