– Idźcie spokojnie! – powiedział Magnus. – A gdy zobaczycie, że droga jest otwarta, biegnijcie co sił w nogach na drugą stronę.
Knechci nie spodziewali się oporu. Kiedy już wyciągali ręce, by pochwycić kobiety, dosięgły ich silne ciosy bezlitosnego i prędkiego niczym błyskawica miecza. Powstało zamieszanie. Żołnierze odwrócili się w stronę, skąd padały uderzenia, ale Magnus był na to przygotowany. Uchodźcy zgodnie z poleceniem swego obrońcy wykorzystali daną im szansę. Kiedy knechci rzucili się na dzielnego Norwega, uciekli na drugi brzeg, rozproszeni w grupkach po kilka osób. Napastnicy zorientowali się, o co chodzi, gdy było już za późno. Nieszczęśnicy zostali uratowani.
Miecz Magnusa śmigał w powietrzu, a knechci musieli się sporo natrudzić, by uniknąć jego morderczych uderzeń. Młody szlachcic z całą świadomością dopuścił, by wzięła nad nim górę ciemna strona jego duszy. Upojony walką wykrzykiwał zuchwale:
– Prowadźcie mnie do swego króla! Co to, chowa się za waszymi plecami? Czyżby zabrakło mu odwagi? Prowadźcie mnie do niego! A jak nie, to sam utoruję sobie drogę!
Jego miecz ciął ze świstem, a oczy pałały ogniem.
Nie chronił go pancerz, ale mimo to nawet nie próbował cofnąć się przed spadającymi nań ciosami…
Kiedy Endre z Marią i jej bratem wyruszyli, by go odnaleźć, ujrzeli ścieżkę utworzoną z ciał zabitych knechtów. Na końcu tej ścieżki leżał Magnus Maar.
Endre ostrożnie uniósł jego głowę. Magnus jeszcze żył i zobaczyli, że się uśmiecha. Twarz wyrażała głęboki spokój.
– Dlaczego to zrobiłeś, Magnusie? – szepnął ze smutkiem Endre. – Mogliśmy zacząć wszystko od nowa. Być po prostu sobą!
Magnus z wysiłkiem potrząsnął głową.
– Nie ja. Pragnąłem zasiąść na tronie i nigdy nie zadowoliłbym się szarym, zwykłym życiem. Teraz już wiem, dlaczego tak wielu królów wpada w obłęd. Władza i lęk przed jej utratą zatruwa im umysł. Nieprawdaż, Alexandrze?
Następca tronu posłał mu smutny uśmiech.
– Mnie nie dane było poznać smaku władzy i może dobrze, że tak się stało.
Delikatnie otarł pot z czoła umierającego. Nic więcej nie mogli uczynić.
Magnus odetchnął głęboko.
– Chciałem dobrze… – rzekł.
– Musiałeś zmagać się z tyloma przeciwnościami tkwiącymi w tobie samym – powiedział Endre miękko.
Magnus popatrzył na niego ze zdziwieniem.
– Czyżbyś mi wybaczył?
– Nie muszę ci nic wybaczać. Ani ja, ani Maria. Bo oboje bardzo cię kochamy. Kiedyś ci to już mówiłem, nic się nie zmieniło.
Magnus popatrzył na nich uważnie. Maria pokiwała głową, uśmiechając się z powagą.
– Dziękuję – szepnął i zamknął oczy.
Kiedy dotarli do Norwegii, książę Alexander – na życzenie Marii – zmienił trasę. W orszaku jechały dodatkowe sanie, wiozące trumnę. W końcu lutego dotarli do niewielkiej osady nad jeziorem Mjøsa. Powrócili w rodzinne strony Magnusa i Endrego, do miejsca, gdzie również Maria spędziła kilka lat swego życia.
Krąg się zamknął.
Ruiny pałacu von Litzena zostały zrównane z ziemią i póki co nie zbudowano w tym miejscu nic nowego. Matka Magnusa umarła i dwór Solstad stał pusty. Krążyły plotki, że Christian II zamierza przekazać dwór na własność jakiemuś Duńczykowi.
Minęły dwa lata od dnia, w którym spoglądaliśmy na osadę ze wzgórza i zastanawialiśmy się, czy kiedyś jeszcze ją zobaczymy, pomyślał Endre. Wróciliśmy do domu, ale nie o takim powrocie Magnusa marzyliśmy.
Książę nie mógł zatrzymać się na dłużej, więc już następnego dnia w niewielkim kościółku zebrała się niemal cała osada, aby towarzyszyć Magnusowi w jego ostatniej drodze.
Gdy przebrzmiały ostatnie tony psalmu odśpiewanego przez chór chłopięcy, pastor odsunął się na bok, ustępując miejsca księciu Alexandrowi, który powoli podszedł do trumny.
Wszyscy obecni wstrzymali na moment oddech. Maria ściskała dłoń Endrego, a jej chusteczka z szydełkową koronką była całkiem mokra.
Książę ujął oburącz tarczę rodową Maarów i uniósł ją w górę, by wszyscy mogli zobaczyć czarny łeb kuny na niebieskim polu. Potem z całej siły uderzył o jeden z filarów pod chórem i tarcza z trzaskiem pękła na pół. Przez kościół przeszło echo odbite od sklepienia. Wygasł ród Maarów…
Maria rozdygotana wsłuchiwała się w głuchy dźwięk. Wbiła paznokcie w dłoń Endrego, a on objął ją ramieniem i trzymał mocno aż do końca przejmującej ceremonii. Trumna została spuszczona do podziemnej krypty, zamknięta i zamurowana na wieki. Nikt więcej nie miał już spocząć w rodowym grobowcu Maarów…
Przed kościołem czekały sanie, które miały zabrać księcia wraz ze świtą w dalszą drogę. Na otwartym dziedzińcu zgromadzili się tłumnie mieszkańcy osady.
Endre poprowadził Marię na bok z dala od innych.
– Co będziesz teraz robił, Endre?
Popatrzył na nią z czułością. Miała czerwone i zapuchnięte od płaczu oczy, błyszczący nos, ale jemu wydawała się piękniejsza niż kiedykolwiek. Starał się zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół jej twarzy.
– Wrócę do moich zwykłych obowiązków. W domu potrzebują mnie teraz, długo mnie nie było, a wielu z moich braci trafiło do niewoli po napadzie na pałac.
– Czy pewien jesteś, że nie chcesz towarzyszyć nam w dalszej podróży?
– Nie mógłbym. Kiedyś przyrzekłem sobie, że będę ci służył, póki zechcesz mieć mnie w pobliżu, ale po tym, co się stało między nami, po prostu nie mogę. Ale co będzie z tobą, Mario?
– Zamieszkam u ciotki Izabelli, muszę się z tym pogodzić. Alexander twierdzi, że mój ojciec, kiedy tylko znajdzie stałe miejsce zamieszkania, ściągnie mnie do siebie. Powiedz, czy nie przejmiesz po Magnusie roli przywódcy w walce o niepodległość?
– Nie jestem ulepiony z odpowiednio szlachetnej gliny – uśmiechnął się Endre. – Ale kiedy zjawi się człowiek silniejszy niż Magnus, wtedy przyłączę się do niego. Myślę, że niedługo Norwegia wyzwoli się spod panowania duńskiego.
Zamilkli.
– Wracaj, Mario! Musimy ruszać! – rozległ się głos Alexandra.
– Żegnaj, Endre! I dziękuję za wszystko – powiedziała, podając mu rękę.
– Żegnaj, Mario! Nigdy cię nie zapomnę.
Dziewczyna nagle straciła panowanie nad sobą i zapytała przez łzy:
– Czy naprawdę nie ma dla nas żadnej szansy?
– Nie zapominaj, że należymy do dwóch różnych światów – rzekł, potrząsając smutno głową.
– Ale ja jestem jeszcze młoda, Endre. Przede mną długie, przeraźliwie długie życie bez ciebie! – wykrzyknęła z rozpaczą i pełnym goryczy głosem dodała: – Księstwa upadają, minął czas rycerzy, świat wokół nas się zmienia. Tymczasem my nie możemy być razem, ponieważ uchodzę za kogoś lepszego. A czy ktoś w ogóle może być lepszy od ciebie, Endre? Nikt!
Uśmiechnął się lekko.
– Dziękuję, Mario! Chcę, byś wiedziała, że nigdy się nie ożenię. W moim sercu jest miejsce tylko dla ciebie. Zegnaj, ukochana!
Rozszlochała się i uścisnęła mocno jego dłoń, a potem odwróciła się i pobiegła do brata.
Endre odprowadzał wzrokiem orszak książęcy, póki było to możliwe.
– Żegnaj, księżniczko z Brandenburgii – wyszeptał. – Moja mała księżniczko…
Kobieca przebiegłość nie zna jednak granic. Zrazu Maria siedziała w saniach jak skamieniała, przytłoczona smutkiem, ale wnet na jej twarzy pojawił się wyraz skupienia, jakby się nad czymś zastanawiała. Powoli rozpromieniała się, aż w końcu niecierpliwie zaczęła wyglądać kresu podróży. Wiedziała już, że teraz powinna tylko poczekać na odpowiedni moment…
Читать дальше