– Musimy zawrócić – szepnął Magnus. – Widzicie tę spaloną zagrodę? Spróbujmy ją obejść dookoła.
Z niezwykłą ostrożnością prześliznęli się obok jeszcze dymiących zgliszcz. Ocalało kilka budynków gospodarczych, a kiedy przemykali się obok jednego z nich, drzwi się nagle otworzyły i wytoczyło się kilku duńskich knechtów. Zaspani, jakby dopiero co zbudzili się z drzemki, rozprostowywali kości.
Uciekinierzy padli na ziemię w nadziei, że nie zostaną dostrzeżeni, ale było już za późno. Duńczyk krzyknął głośno i rzucił się ku nim. Ruszyli biegiem ku zamkowi, drogę jednak zagrodziła im rzeka o stromych brzegach. Zaczęli biec wzdłuż brzegu, koło uszu przelatywały im ze świstem strzały.
– Nie uda nam się! – rozpaczała Maria.
– Mają nad nami przewagę! Musimy uciekać! – wołał Magnus.
Kolejni żołnierze wzmocnili pościg. Od trojga przyjaciół co prawda dzieliła ich dość znaczna przestrzeń, ale strzały mogą razić na sporą odległość. Zmęczona Maria co chwila wplątywała się w spódnice i potykała.
Dopadli jednak mostu.
– Uciekaj do lasu! – krzyknął Magnus do dziewczyny.
Posłuchała go.
– Endre, nie poradzimy sobie – rzekł Magnus drżącym głosem. – Jedyne co możemy, to zatrzymać ich tu przy moście.
– Rozumiem – skinął głową przyjaciel. – Mam kuszę i pięć strzał. Biegnij za Marią!
Magnus wahał się przez chwilę, a potem położył dłoń na ramieniu przyjaciela.
– Endre…
Endre spokojnie naciągnął kuszę i nie patrząc na Magnusa powiedział:
– Chcę prosić tylko o jedno, Magnusie! Bądź dla niej dobry!
– Przecież jestem, wiesz o tym. I Endre… Nie powinienem… Ale tu chodzi o wielką sprawę!
– Tak, Magnusie – przerwał mu przyjaciel i dodał: – Pozdrów ją ode mnie i powiedz, że… Nie, zresztą to już nie ma znaczenia.
Magnus spuścił wzrok.
– Może właśnie tak będzie najlepiej, Endre? – szepnął i wycofał się do lasu.
– Gdzie Endre? – spytała go Maria, gdy ją odnalazł.
~ Zaraz nas dogoni. Pospiesz się, nie mamy dużo czasu.
Maria odwróciła się w milczeniu. Magnus chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.
Endre stanął przy moście i napiął kuszę. Drżały mu ręce, usiłował uspokoić oddech, ale bez powodzenia.
Zacisnął wargi, widząc żołnierzy zbliżających się wzdłuż przeciwległego brzegu. Może miną mostek, pomyślał. Daremnie się jednak łudził, żołnierze doskonale wiedzieli, dokąd skierowali się uciekinierzy.
Ziemia była twarda, zlodowaciała. Utworzyły się jednak kałuże, a w koleinach zebrała się mazista breja.
Na mostek wbiegł pierwszy Duńczyk, ale zaraz chwycił się za pierś, w którą wbiła się wypuszczona przez Endrego strzała, i ze stłumionym krzykiem runął do rzeki. Endre pośpiesznie naciągnął kuszę.
Żołnierze stanęli, a potem rozproszyli się po drugiej stronie. Tuż przy głowie Endrego przeleciała ze świstem strzała.
Strzelają do mnie jak do tarczy! Powinienem się wycofać do lasu, pomyślał. Jestem dla nich idealnym celem. Póki są po drugiej stronie rzeki, mogą mnie jedynie trafić strzałą, a przecież wcześniej czy później ich strzały się skończą.
O ile wcześniej nie wyczerpie się zapas moich…
Powoli się cofał, bacznie obserwując ruchy wrogów. Śnieg zacinał mu w oczy, ale sylwetki żołnierzy wyraźnie rysowały się na tle szarobiałego tła. Kolejny Duńczyk ruszył do przodu, zaraz jednak zatrzymała go strzała z kuszy Endrego.
W odpowiedzi posypał się w jego stronę grad strzał. Endre nie miał na sobie pancerza, więc rzucił się na ziemię. Żeby jednak naciągnąć kuszę, musiał się trochę unieść.
Wtedy strzała trafiła go w ramię. Szybko ją wyciągnął, ale lewą rękę miał unieruchomioną i nie mógł dłużej osłaniać przyjaciół. Nie oglądając się za siebie, popędził w stronę lasu.
Ale nie ubiegł daleko.
Kolejna strzała trafiła go w plecy. Stanął, z trudem łapiąc oddech.
– Panie Jezu – błagał – jeszcze nie, jeszcze nie teraz!
Upadł na kolana. Jęcząc z bólu usiłował wstać, ale pociemniało mu w oczach.
– Pomóż mi, pomóż! – błagał bezgłośnie. – Nie jestem w stanie dłużej pilnować mostu. Wybacz mi, Magnusie! Obyście tylko zdążyli!
Ugodziła go jeszcze jedna strzała.
Endre zacisnął zęby, na jego twarzy pojawił się grymas cierpienia.
– Mario – szepnął i runął twarzą na rozmokłe pole.
Gdybym tak mógł ujrzeć cię raz jeszcze, pomyślał. Dlaczego nie mogę się z tobą pożegnać?
Ale może Magnus ma rację? Tak chyba będzie najlepiej Nie mógłbym cię przestać kochać, Mario. A żyć w nie kończącej się tęsknocie…
Próbował jeszcze doczołgać się do lasu, ale mgła przed oczami stawała się coraz bardziej gęsta, a ciało coraz bardziej bezsilne.
– Chryste, zbaw mą grzeszną duszę – jęknął i zapadł się w wielką ciemność.
Ciało Endrego ze Svartjordet z wolna pokryła warstwa śniegu.
Książę Alexander z Brandenburgii uważnie przyjrzał się Magnusowi i uradował się, widząc młodzieńca o dumnym, śmiałym spojrzeniu. Co prawda w zachowaniu norweskiego szlachcica było coś, co wskazywało na jego niedojrzałość, ale z tego się przecież wyrasta.
Następca tronu z zainteresowaniem wysłuchał opowieści Marii. Zwrócił surową szczupłą twarz w stronę młodszej siostry, która nerwowo bawiła się frędzlami u obrusa.
Nagle zalała go fala braterskiej czułości. Biedactwo! Przeżyła tyle niezwykłych przygód, tyle się nacierpiała, choć jednocześnie dzięki temu bardzo wydoroślała. Serce mu się ścisnęło na myśl, że będzie musiał przekazać jej tak przykrą wiadomość teraz, gdy zdawało się, że nadszedł kres zmartwień. Może jednak poczeka na lepszy moment…
Maria, choć nic już jej nie zagrażało, nadal była niespokojna. Nieustannie zerkała ku drzwiom. Gdy słyszała za nimi jakiś ruch, twarz rozjaśniał jej uśmiech, który jednak szybko gasł. Wielokrotnie wymieniała imię swego drugiego przyjaciela, chłopskiego syna, i ubolewała, że nie ma go wraz z nimi w tym radosnym momencie.
Z relacji i z zachowania Marii wyczytać można było znacznie więcej, niż dziewczyna zdawała sobie z tego sprawę. Alexander bez trudu odgadł, kto spośród tej trójki był naprawdę bohaterem. Bo mimo że Magnus Maar sprawiał wrażenie człowieka o niezwykłej osobowości, to prawdziwe źródło siły tkwiło w Endrem.
Następca tronu szybko się też zorientował – choć nie padło na ten temat ani jedno słowo – że Magnus Maar zamierza prosić ich ojca o rękę Marii. Alexander westchnął. Zwykły szlachcic norweski, do tego skazany na banicję!
Magnus nie przedstawił jeszcze księciu swego wielkiego planu. Uważał, że jest na to za wcześnie. Wszak dopiero co przybyli do zamku.
Książę Alexander wstał z miejsca i powiedział:
– Wybaczcie, muszę opuścić was na chwilę. Porozmawiamy potem przy stole.
Gdy tylko zamknęły się drzwi, Maria powróciła do sprawy, która nie przestawała ją gnębić.
– Dlaczego Endre nie przychodzi? Mówiłeś, że nas dogoni!
– Kochana Mario, nie psuj nam tego wieczoru! – uspokajał Magnus dziewczynę, ujmując jej dłonie. – Pomyśl lepiej, gdzie jesteśmy. Dotarliśmy do celu, twój brat przyjął mnie serdecznie…
Jego oczy błyszczały z podniecenia, a umysł przepełniała tylko jedna myśl: Udało się!
– Ale Endrego nie ma z nami! Jakże mam się cieszyć, skoro go tu nie ma? Nie wiadomo, co się z nim stało! – Maria z trudem powstrzymywała łzy.
Читать дальше