– Wasia – rzekła bez tchu. Radość, jaką odczuła na jego widok, zdumiała ją samą. Tak jakby nie widzieli się od wielu dni. – Wasia, muszę ci to powiedzieć! Zrozumiałam, że byłam niemądra. Wybacz mi, jeśli możesz.
Zeskoczył z konia i zsadził ją z siodła, po czym poklepał zwierzęta i puścił je swobodnie.
Usiedli na zboczu, gdzie wśród zeszłorocznej trawy kiełkowała młoda wiosenna zieleń.
– O czym ty mówisz, maleńka? – spytał, kiedy usadowili się wygodnie.
– Ja… och, nie to takie głupie! Albo tak, powiem ci. Zrozumiałam, że można czuć pożądanie wobec człowieka, który tak naprawdę nic dla nas nie znaczy.
– Co masz na myśli? – zdziwił się, rzucając jej posępne spojrzenie.
– Że nie jestem już zazdrosna o kobiety, które kiedyś trzymałeś w ramionach. Byłam dziecinna sądząc, że one coś dla ciebie znaczyły, że dzieliły z tobą myśli, duszę, której ja nigdy nie posiądę. Że czułeś wobec nich oddanie. Teraz już wiem, że było inaczej.
Jego nozdrza drgnęły niebezpiecznie, groźnie.
– A skąd się tego dowiedziałaś? Czy to Dima?
– Wiesz, że jesteśmy z Dimą tylko przyjaciółmi, to znaczy on…
– Zakochał się w tobie? Owszem, wiem o tym – przerwał jej Wasia.
– Nie tak bardzo – wtrąciła pośpiesznie Lisa. – Po prostu jest trochę zauroczony. Spytał, czy mógłby mnie pocałować…
– Co? – krzyknął Wasia purpurowy ze złości.
– Nie czepiaj się drobiazgów! – zdenerwowała się Lisa. – To nie miało żadnego znaczenia. Pozwoliłam, by pocałował mnie w policzek. To było takie uroczyste pożegnanie przed wrotami zamku, nim się rozstaliśmy.
– Aha! I co potem?
– Wasia! Przestań patrzeć na mnie z taką złością, bo nie odważę się ci powiedzieć reszty. Potem pocałował mnie leciuteńko… w usta.
Dostrzegła, że Wasia z pasją wyrywa kępy traw z korzeniami.
– I wtedy… rozumiesz… – Umilkła. – Mimo że Dima nic dla mnie nie znaczy, ani teraz, ani nigdy, przeszedł mnie dreszcz. Wtedy zrozumiałam, że ciało i uczucia nie zawsze idą w parze. Ciało może reagować nawet wtedy, kiedy serce wcale tego nie chce…
Wasia dyszał gwałtownie.
– Ty… – zaczął.
– Rozumiem więc już teraz, że mogłeś być z różnymi kobietami, nic do nich nie czując – dodała Lisa szybko. – Wybacz mi, że byłam tak strasznie zazdrosna. Wiedz jednak, że pozbyłam się tego upokarzającego uczucia raz na zawsze!
Na twarzy Wasyla malowała się rozpacz.
– On mógł cię pocałować, a ja nie! Do czego ty zmierzasz, Liso? Chcesz mnie doprowadzić do szaleństwa. Jak możesz?
– Ależ, Wasia, czy naprawdę nie rozumiesz, co ci powiedziałam? Właśnie dlatego, że Dima nic dla mnie nie znaczy, uważam, że to było zupełnie nieistotne. A przecież pomogło mi zrozumieć, jak bardzo byłam wobec ciebie niesprawiedliwa.
– To ty nie rozumiesz, o czym mówisz! – zawołał. – Nie możesz porównywać tego, co zrobiłaś, z tym, co wyczyniałem, kiedy cię nie było. Pamiętaj, sądziłem, że zginęłaś, że nie istniejesz. Tymczasem ja żyję i przez cały czas jestem blisko ciebie. Gotów jestem dla ciebie umrzeć, a ty całujesz mojego najlepszego przyjaciela! Uważasz, że to w porządku?
Lisa ukryła twarz w dłoniach.
– Och, Wasia, kochany. Czy wolałbyś, bym to ukryła przed tobą?
– Nie, ale nie powinnaś mu na to pozwolić. Złapię drania! – zagroził i nim Lisa zdążyła go powstrzymać, pobiegł po konia.
Mając jeszcze świeżo w pamięci śmierć Fiedii, Lisa krzyknęła przestraszona:
– Wasia! Na miłość boską, zastanów się, co robisz!
Ale on nie słuchał. Dopiero gdy już miał wskoczyć na siodło, jakoś się opamiętał. Lisa wstrzymała oddech.
Stał bez ruchu; jej wydawało się, że trwa to wieczność całą. Wreszcie odwrócił się i powoli, ciągnąc nogę za nogą, wrócił.
Podszedł do niej i rzekł:
– Liso, nie potrafię już więcej znieść. Masz rację, niszczymy się nawzajem.
– Tak, twoje doświadczenie i moja naiwność nie pasują do siebie. Ja nie wiem, jak postępować z ludźmi, ty zaś spotkałeś ich zbyt wielu. Chcę zasnąć, uciec od tego wszystkiego!
– I ja. Pójdę i upiję się.
– Nie, Wasial
– Nie obawiaj się – rzucił z goryczą. – Nie mówiłem poważnie. Dziś w nocy przyrzekłem sobie, że z tym koniec. Bez względu na to, czy zostaniesz ze mną, czy nie. Potrafię stanąć na własnych nogach. Ale, Liso, jestem śmiertelnie zmęczony i rozczarowany. Byłaś dla mnie symbolem niewinności i taka miałaś pozostać.
Rażąca niesprawiedliwość Wasyla doprowadziła Lisę do pasji.
– Mówisz tak, jakbyś sam był całkiem niewinny. A ile razy całowałeś kobiety?
– Tylko raz! – powiedział, a z jego wąskich oczu wyzierała gorycz. – Jeden jedyny raz i wiesz dobrze, kiedy to było. Nigdy więcej nie pocałowałem innej, by nie zbrukać swoich warg.
– Czyżby? – spytała z ironią.
Zarumienił się.
– Możesz myśleć, co ci się podoba o mnie i o moim życiu, ale to, co ci teraz mówię, jest prawdą. Dla mnie pocałunek jest dowodem miłości, prawdziwej miłości, a tej nie rozdaję na prawo i lewo.
– Chyba nie chcesz mi wmówić, że…
– Tak, Liso. Można posiąść kobietę, nie całując jej. Jeśli tylko jest się dostatecznie dzikim i prymitywnym.
Lisa, całkiem już tracąc panowanie nad sobą, krzyknęła:
– Odejdź ode mnie, ty nędzniku, okrutniku, morderco! Idź sobie!
– Powiem Dimie, że przejmuje odpowiedzialność za ciebie – rzucił i odszedł w stronę, koni.
Lisa ciągle jeszcze stała w tym samym miejscu, gdy nagle wzgórze zaroiło się od Tatarów.
– Wasia, uważaj!
Wasyl pośpiesznie odwrócił się, a w jego oczach odmalował się strach.
– Lisa!
Zaczęli biec ku sobie, ale drogę przecięli im szybcy niczym błyskawice Tatarzy, którzy parli na nich, chcąc zmusić, by kierowali się ku plaży.
– Lisa! – krzyknął znów Wasia. – Uciekaj!
Żadne z nich jednak nie myślało tylko o tym, by ratować własną skórę. Spychani coraz niżej ku brzegowi morskiemu, próbowali dotrzeć do siebie, ale Tatarzy do tego nie dopuścili.
– Wasyl! – wołała Lisa zrozpaczona.
Biegła przed siebie co sił w nogach. Zbocze umykało jej spod stóp. Morze migotało w słońcu i oślepiało ją swym blaskiem.
Tatarzy dopadli Wasyla. Nie miał żadnych szans.
– Ratuj się, Liso! – prosił. – Uciekaj!
Ale Lisa nie słuchała go. Bez wahania podbiegła do ukochanego i rzuciła mu się na szyję.
– Liso, dlaczego to zrobiłaś? – mówił z rozpaczą w głosie. – Mogłaś próbować, może zdołałabyś im umknąć!
Tatarzy otaczali ich coraz ciaśniejszym kręgiem.
Przytuliła głowę do piersi Wasyla i powiedziała ze smutkiem:
– Na cóż mi wolność, gdy ty jesteś w niewoli? Co mi po życiu, gdybyś ty zginął?
Wasyl stał bez ruchu i szeptał cicho:
– Moja najdroższa!
Związano im z tyłu ręce i powiedziono wzdłuż plaży. Ze wszystkich stron otaczali ich jadący konno Tatarzy.
– A więc krąg się zamyka – mówiła Lisa powoli. – Znów znaleźliśmy się w punkcie wyjścia.
– Jak to?
– Spotkałam cię w obozie tatarskim, gdzie omal nie zakatowano cię na śmierć. Teraz też nas to czeka, prawda?
– Tak.
– Wasia, co oni z nami zrobią?
– Wolę o tym nie myśleć. Niestety, nie jesteś już małą dziewczynką i zapewne tym razem nie oddadzą cię chanowi czy emirowi. Wydobędą z ciebie plany wojenne, możesz być pewna.
Читать дальше