– Możesz być spokojna. Zrobię wszystko, żeby był szczęśliwy.
Miklos pożegnał się także. Na dziedzińcu pałacowym czekał na nich powóz. Na widok odkrytego pojazdu zaprzężonego w cztery wspaniałe konie Gizela aż krzyknęła z zachwytu. Był cały w girlandach kwiatów. Konie miały na karkach kolorowe wieńce i opaski z róż. Spojrzała na Miklosa z uśmiechem wdzięczności.
– Czy można sobie wyobrazić coś bardziej fantastycznego?
– Starałem się, moja śliczna, stworzyć dla ciebie właściwe tło.
Wsiedli do powozu, ucieszeni, że udało im się wymknąć w sekrecie przed wszystkimi, gdy nagle otoczyli ich goście, którzy wybiegli, by ich pożegnać. Cyganie zagrali radosną melodię, a nowożeńcy zostali obsypani płatkami róż i ziarnem. W końcu ruszyli żegnani wiwatami i okrzykami.
Podekscytowane dzieci biegły jeszcze koło powozu, dopóki konie nie przyśpieszyły biegu i nie zostawiły je w tyle.
Gizela roześmiała się lekko.
– Nie bardzo nam się udało wyjście po kryjomu. W każdym razie ogromnie mi się podobało.
– Nie chciałem przeszkadzać gościom – odparł. – Przynajmniej uniknęliśmy całowania się ze wszystkimi moimi kuzynami, a tego z pewnością oczekiwali.
Gdy znowu się roześmiała, dodał:
– Jest tylko jedna osoba, którą chciałbym pocałować i nie zgadniesz, kto to jest!
– Och, Miklos, czy my naprawdę jesteśmy zaślubieni?
– Upewnię cię w tym, moje kochanie, gdy przybędziemy na miejsce.
Mówiąc to, zdjął jej długie białe rękawiczki i ucałował, jak kiedyś, palec po palcu.
Poczuł, że drży i jest podniecona.
– Drżysz, moja piękna żono, ale dopiero kiedy będziemy całkiem sami, zobaczysz, jakie drżenie w tobie wywołam.
Oczywiście w czasie długiej podróży do miejsca, gdzie mieli spędzić pierwsze dni miodowego miesiąca, nie byli sami. Mieszkańcy posiadłości Esterhazych ustawili się wzdłuż drogi, aby im pomachać, wiwatować, rzucać kwiaty na powóz i śpiewać.
Kilka razy musieli się zatrzymać, by przyjąć gratulacje od zarządcy wioski, a Miklos wypijał wtedy szklankę wina z miejscowych winnic.
W końcu dotarli do domu, który należał do Miklosa. Spełniał rolę letniej rezydencji, gdy pałac zdawał się za gorący i zbyt dostojny albo kiedy on lub inni członkowie rodziny pragnęli swobodnie odpocząć w samotności.
Gizela uznała ten dom za wymarzone gniazdko dla nich dwojga; chciałaby stale mieszkać tu z Miklosem.
Zbudowany z białego kamienia przypominał grecką świątynię. Stał nad wielkim jeziorem. Skarpę spadającą w dół do samego brzegu wody porastały azalie w rozmaitych kolorach.
Było tak pięknie, że Gizela zatrzymała się u wejścia. Miklos radził, aby teraz, kiedy byli już sami, zdjęła wianek i welon. Jej sypialnia znajdowała się na parterze, a okna wychodziły na ogród i jezioro. Miała ochotę w nim popływać i zastanawiała się, czy Miklos jej na to pozwoli.
Zapewne etykieta nie zezwala księżnej Esterhazy czynić tego, co robiła niegdyś Gizela jeżdżąc z ojcem nad morza i jeziora. A przecież tak lubiła zanurzać się w zimnej wodzie.
Pokojówki pomogły jej zdjąć wianek i welon i spiąć włosy.
W sypialni stało szerokie łoże pod draperiami z jedwabiu w kolorze nieba. Na podłodze leżały puszyste dywany z białego futra, sufit zdobiły tłuściutkie amorki, na ścianach wisiały obrazy.
Pokój przeznaczony do miłości.
Tutaj będziemy sami we dwoje – pomyślała i zaczerwieniła się na samą myśl.
Obok w saloniku, a raczej w imponującym salonie czekał na nią Miklos.
Podbiegła do niego, a on chwycił ją w ramiona. Nie całował jednak.
– Nie miałem dzisiaj okazji, aby ci powiedzieć, jak pięknie wyglądałaś.
– Trochę się… boję – wyszeptała.
– Boisz się?
– Bo jestem szczęśliwa… jestem z tobą… i jesteśmy małżeństwem. Och, Miklosu, przypuśćmy, że obudzę się i stwierdzę, że mnie opuściłeś, że jestem sama i nigdy cię już nie zobaczę?
– Nie śnimy, kochanie – odparł. – Jesteśmy tu razem, więc nawet jeśli śnimy, to niech ten sen trwa.
– To pałac marzeń. Chcę patrzeć na zieleń i wodę. Mam ochotę popływać, oczywiście, jeżeli mi wolno…
– Pozwolę ci na wszystko, co zechcesz, dopóki trwać będzie nasza miłość.
– Kocham cię tak bardzo… Moja miłość jest jak muzyka, a wiesz, że ona wypełnia moje serce i cały wszechświat.
Mówiła z taką emocją, a w głosie jej brzmiała nuta takiej szczerości, że przyciągnął ją do siebie i całował tak długo, aż pokój zawirował dokoła niej i nieprawdopodobieństwem było już myśleć o czym innym, jak o nim, o jego ramionach i ustach…
Potem zdawało się Gizeli, iż minęło zaledwie kilka minut i służba oznajmiła, że obiad gotowy, ale mogło upłynąć dużo więcej czasu, zanim przeszli do białego pokoju po drugiej stronie hallu. I tutaj okna wychodziły na jezioro, a w niszach ściennych stały posągi.
Stół, podobnie jak wszystkie inne meble, ozdobiony był białymi kwiatami.
Ten wystrój zachwycił Gizelę.
Usiedli przy stole, ale teraz ku jej zdumieniu służba się nie pojawiła. Obsługiwał ją Miklos całując w przerwach między daniami.
Potrawy były przepyszne, ale nie byli głodni i po chwili przeszli do salonu, zabierając kieliszki. Na przemian wznosili toasty słynnym tokajem.
Potem okazało się, że mieli sobie bardzo dużo do powiedzenia, przedyskutowania i zaplanowania. W niektórych momentach słowa stawały się zbędne: spojrzenie oczu Miklosa było wystarczająco wymowne.
Gizela wiedziała, że potrafi czytać w jej myślach, i za to kochała go jeszcze bardziej. Było jednak coś, co ją jeszcze trapiło.
– Jesteś… zupełnie pewny, że twoja rodzina zaakceptowała mnie i papę?
– Zastanawiałem się, czy zadasz mi to pytanie. Mam już gotową odpowiedź, mój promyczku. Nie musisz się niczym martwić. Nikt ci nie będzie dokuczał.
Uśmiechnął się i dodał:
– Moja rodzina jest bardzo wymagająca i węgierska, ale jesteśmy po trosze kosmopolitami. Wielu moich kuzynów często jeździ do Anglii.
Zdziwiła się.
– Jeśli nie z innych powodów, to chociażby na polowanie, a cesarzowa Elżbieta, ze swoim zamiłowaniem do myślistwa, bywa tam tak często, że stała się niemal naszym ambasadorem w tym kraju.
Uśmiechnęła się.
– Powiedz mi, co mogą sądzić o papie.
– Znają Anglię i wiedzą, jak wysoka jest pozycja markiza. Spotykali twojego dziadka zarówno w Buckingham, jak i w Windsorze u królowej Wiktorii.
Odetchnęła z ulgą, jakby z barków spadło jej ostatnie zmartwienie.
– Poza tym – dodał z błyskiem w oczach – zauważyłem, że twój ojciec cieszył się ze swojej nowej roli markiza.
Roześmiała się.
– Pomyślałam tak samo. Ale nie przyznałby się do tego, że woli, gdy kłaniają mu się jako markizowi, a nie jako Paulowi Ferrarisowi.
– Świat jest dziwnie urządzony – stwierdził. – I możemy z tego się śmiać, ale, moja najdroższa, łatwiej jest płynąć z prądem niż pod prąd.
– Jednak byłeś gotów to dla mnie zrobić.
– Dla ciebie byłbym gotów poruszyć niebo i ziemię, ale dzisiaj w kaplicy dziękowałem Bogu z całego serca, że możesz być moją żoną, a ja nie muszę stale zwracać uwagi, żeby cię ktoś nie zranił.
– Och, kochanie… Nie chciałam, abyś się dla mnie poświęcał, ale czułam, że jestem zbyt słaba, by żyć bez ciebie, w ciągłym przygnębieniu i desperacji.
– Od chwili kiedy znieważyła cię ta świnia, wiedziałem, że muszę się tobą opiekować… Przedtem kochałem cię, ale nie zdawałem sobie sprawy, że miłość oprócz szczęścia niesie ze sobą odpowiedzialność.
Читать дальше