Arkadij Strugacki - Poniedziałek zaczyna się w sobotę

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Poniedziałek zaczyna się w sobotę» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1970, Издательство: Iskry, Жанр: Юмористическая фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Poniedziałek zaczyna się w sobotę: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Poniedziałek zaczyna się w sobotę»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Młody programista w czasie urlopu spotyka w lesie dwóch sympatycznych naukowców, którzy proponują mu pracę w swojej placówce w pobliskim miasteczku. Wizyta w tajemniczym Instytucie Badań Czarów i Magii staje się początkiem wypadków, które przeczą logice. Ich kulminacją jest niezwykła podróż do świata wyobrażeń, która odbywa się w kierunku odwrotnym do osi czasu…

Poniedziałek zaczyna się w sobotę — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Poniedziałek zaczyna się w sobotę», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Nic podobnego. O, Roman już idzie. Wszystko w porządku. Garbonosy Roman podszedł do nas, wziął mnie za rękę.

— No, załatwione. Chodźmy.

— Wie pan, to jakoś nie wypada — powiedziałem. — Ostatecznie ona nie ma obowiązku…

— Ma obowiązek, ma — odpowiedział Roman.

Okrążyliśmy dąb i stanęliśmy przed gankiem z drugiej strony domu. Roman pchnął obite dermatyną drzwi, znaleźliśmy się w przedpokoju dużym i czystym, ale marnie oświetlonym. Stara czekała z założonymi na brzuchu rękami, wargi miała zaciśnięte. Na nasz widok zahuczała mściwym basem:

— A pokwitowanko trzeba od ręki!… Tak i tak: otrzymałem to i to od takiej a takiej, która zdała wyżej wymienione niżej podpisanemu. …

Roman zawył z cicha, po czym weszliśmy do przydzielonego mi pokoju. Było to chłodne pomieszczenie z jednym oknem zasłoniętym perkalową firanką. Roman powiedział do mnie napiętym głosem:

— Niech pan się rozgości i czuje się jak w domu.

Z przedpokoju natychmiast dobiegło natrętne pytanie starej:

— A on na pewno zębem nie cmyka?

Roman warknął nie odwracając głowy:

— Nie cmyka! Mówiłem, że nie ma zębów.

— No to chodźmy napisać pokwitowanko…

Roman podniósł brwi, zatoczył oczami, wyszczerzył zęby i potrząsnął głową, ale mimo to poszedł. Rozejrzałem się po pokoju. Mebli było niewiele. Pod oknem masywny stół nakryty starą wyszarzałą serwetą z frędzlami oraz kulawy taboret. Przy bierwionowej ścianie szeroka kanapa, przy drugiej, oklejonej różnej maści tapetą — wieszak z jakimiś starymi łachami (waciaki, wyliniałe kożuchy, podarte czapki). Pośrodku duży rosyjski piec, jaśniejący świeżym wapnem, w rogu — lustro w oblazłej ramie. Podłoga była czysto wyszorowana i zasłana pasiastymi chodnikami.

Zza ściany dolatywał dwugłosy trajkot — stara grzmiała na jednej nucie, głos Romana podnosił się i opadał. „Serweta numer inwentarzowy dwieście czterdzieści pięć…” — „Pani pewnie wpisze każdą deskę z podłogi!…” — „Stół do posiłków…” — „A piec też wpisany?!…” — „Porządek musi być… Kanapa…”

Podszedłem do okna i odsunąłem firankę. Całą przestrzeń za oknem przesłaniał dąb. Zacząłem mu się przyglądać. Było to bez wątpienia bardzo wiekowe drzewo. Kora na nim była szara i jakaś martwa, monstrualne korzenie, wystające z ziemi, pokryte czerwonym i białym porostem. „Jeszcze dąb proszę wpisać!” — powiedział za ścianą Roman. Na parapecie leżała gruba zatłuszczona książka, przewróciłem bezmyślnie kilka kartek, po czym odszedłem od okna i usiadłem na kanapie. Natychmiast ogarnęła mnie senność. Pomyślałem, że przez czternaście godzin prowadziłem dziś samochód, że chyba nie warto było tak się spieszyć, że bolą mnie plecy i w głowie mam zamęt, że ostatecznie gwiżdżę na tę starą nudziarę, byle się to wszystko prędzej skończyło i bylebym mógł położyć się i zasnąć.

— No — rzekł Roman stając na progu. — Formalnościom stało się zadość. — Rozprostował powalane atramentem palce. — Paluchy mi zdrętwiały od tej pisaniny… Niech pan się kładzie. My sobie pójdziemy, a pan niech spokojnie śpi. Co pan robi jutro?

— Czekam — odpowiedziałem apatycznie.

— Gdzie?

— Tu. I koło poczty.

— Jutro pan chyba nie wyjeżdża?

— Jutro… wątpię… Raczej pojutrze.

— Wobec tego jeszcze się zobaczymy. Nasza miłość dopiero się zaczyna — uśmiechnął się, machnął dłonią na pożegnanie i wyszedł. Pomyślałem leniwie, że wypadałoby odprowadzić go, pożegnać się z Wołodią — i położyłem się. Niemal równocześnie weszła do pokoju babka. Wstałem. Dłuższą chwilę przyglądała mi się badawczo.

— Boję się, dobrodzieju, że będziesz cmykać zębem — powiedziała zaniepokojona.

— Nie będę cmykać — zapewniłem znużonym tonem. — Będę spał.

— Ano kładź się, kładź się i śpij… Daj tylko pieniądze i śpij… Sięgnąłem do kieszeni po portfel.

— Ile jestem winien?

Stara utkwiła oczy w suficie.

— Za pokój niech już będzie rubel… Pół rubla za pościel, bo jest moja, nie państwowa. Za dwie noce wypada trzy ruble… A ile hojną rączką dorzucisz za kłopot, tego już nie wiem.

Podałem jej pięć rubli.

— Na razie dorzucę rubla. A później zobaczymy.

Pochwyciła żywo pieniądze i oddaliła się, mrucząc coś o reszcie. Nie było jej dosyć długo, chciałem już machnąć ręką na tę resztę i na pościel, gdy wróciła i wysypała na stół garść brudnych miedziaków.

— Masz tu resztę, dobrodzieju — powiedziała. — Akurat rubelek, możesz nie przeliczać.

— Nie będę przeliczał. A co z pościelą?

— Zaraz przygotuję. Wyjdź na dwór, pospaceruj trochę, a ja przez ten czas przygotuję.

Wyszedłem, sięgając do kieszeni po papierosy. Słońce wreszcie zaszło, zapadła biała noc, gdzieś niedaleko szczekały psy. Usiadłem pod dębem na wrośniętej w ziemię ławeczce, zapaliłem papierosa i patrzyłem na blade bezgwiezdne niebo. Nie wiadomo skąd zjawił się kot, spojrzał na mnie fosforyzującymi oczami, po czym zwinnie wdrapał się na dąb i zniknął w ciemnym listowiu. Zapomniałem o nim natychmiast i drgnąłem, gdy zaczął się naraz wiercić gdzieś w górze. Na moją głowę posypały się jakieś śmieci. „Żeby cię…” — powiedziałem głośno i zacząłem się otrzepywać. Byłem okropnie senny. Z domu wyszła stara i nie zauważywszy mnie podreptała do studni. Domyśliłem się, że posłanie już gotowe, i wróciłem do pokoju.

Nieznośna baba posłała mi na podłodze. No, tego już trochę za wiele — pomyślałem, zamknąłem drzwi na zasuwę, potem przeniosłem pościel na kanapę i zacząłem się rozbierać. Przez okno sączyła się szara poświata, kot na dębie wiercił się z głośnym szelestem. Potrząsnąłem głową, wytrzepując resztki śmieci z włosów. Dziwne to były śmieci, bardzo dziwne — grube i suche łuski rybie. Będzie kłuło w nocy — zdążyłem jeszcze pomyśleć, po czym zwaliłem się na poduszkę i natychmiast zasnąłem.

ROZDZIAŁ 2

Opustoszały dom zamienił się w legowisko lisów i borsuków, dlatego mogą się tu zjawiać niesamowite upiory i wilkołaki.

A. Weda

W środku nocy obudziła mnie czyjaś rozmowa. Prowadziły ją dwie osoby ledwie dosłyszalnym szeptem. Głosy były bardzo podobne, tyle że jeden nieco zduszony i zachrypnięty, a drugi z nutą najwyższej irytacji.

— Przestań rzęzić — szeptał zirytowany. — Możesz przestać?

— Mogę — odpowiedział zduszony i zakasłał.

— Ciszej — syknął zirytowany.

— Chrypa — wyjaśnił zduszony. — Poranny koklusik palacza… — Znów zakasłał.

— Odejdź stąd — warknął zirytowany.

— Przecież on i tak śpi…

— Co to za jeden? Jakie licho go tu przyniosło?

— Skąd mogę wiedzieć?

— Przykre to… Po prostu fenomenalny pech.

Sąsiedzi znów nie śpią — pomyślałem w półśnie. Zdawało mi się, że jestem w domu. Mam sąsiadów, dwóch braci fizyków, którzy uwielbiają pracę nocną. Około drugiej kończą im się papierosy, a wtedy przyłażą do mego pokoju i zaczynają szperać, zawadzając o meble i klnąc pod nosem.

Chwyciłem poduszkę i cisnąłem w pustkę. Coś spadło z hałasem, po czym nastąpiła głucha cisza.

— Oddajcie poduszkę i jazda stąd — zawołałem. — Papierosy na stole. Dźwięk własnego głosu do reszty wyrwał mnie ze snu. Usiadłem. Żałośnie ujadały psy, stara chrapała groźnie za ścianą. Uprzytomniłem sobie wreszcie, gdzie się znajduję. W pokoju nie było nikogo. W szarawym półmroku zobaczyłem na podłodze moją poduszkę oraz gałgany, które spadły z wieszaka. Babka urwie mi głowę, pomyślałem zrywając się z kanapy. Podłoga była zimna, stanąłem więc na chodniku. Babka przestała chrapać. Zamarłem. Deski skrzypiały, coś chrzęściło i szurało po kątach. Babka gwizdnęła ogłuszająco i znów zaczęła chrapać. Podniosłem poduszkę i rzuciłem na kanapę. Łachy cuchnęły psami. Wieszak spadł z gwoździa i wisiał przekrzywiony. Poprawiłem go i pozbierałem łachy. Zaledwie powiesiłem ostatni kożuch, wieszak znów się urwał, szurnął po tapecie i zawisł na jednym gwoździu. Chrapanie ucichło nagle, a ja oblałem się zimnym potem. Gdzieś w pobliżu wrzasnął kogut. Łeb ci ukręcę, pomyślałem z nienawiścią. Stara za ścianą zaczęła się kręcić, sprężyny skrzypiały i trzeszczały. Czekałem, stojąc na jednej nodze. Na dworze ktoś powiedział szeptem: „Pora spać, zasiedzieliśmy się dzisiaj”. Głos był młody, kobiecy. „Oj tak, spać” — odezwał się drugi. Usłyszałem przeciągłe ziewnięcie. „Kąpać się nie będziesz?” — „Trochę za zimno. Chodźmy lulu”. Zrobiło się cicho. Babka chrapnęła potężnie, zamruczała coś, a ja ostrożnie stąpając wróciłem na kanapę. Rano wstanę wcześnie i doprowadzę wszystko do ładu…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Poniedziałek zaczyna się w sobotę»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Poniedziałek zaczyna się w sobotę» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Poniedziałek zaczyna się w sobotę»

Обсуждение, отзывы о книге «Poniedziałek zaczyna się w sobotę» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x