– Boże, proszę cię, pozwól mi znaleźć go żywego.
Wspiął się po schodach na drugie piętro. Korytarz pokryty był krzyżującymi się pasmami krwi. W sypialni Smythe – Barnettów znalazł pułkownika. Leżał na wznak, ze wzrokiem wbitym w sufit i z wydartą krtanią. Wyglądał tak, jakby pod szyją miał zawiązany czerwony śliniaczek. Nigdzie nie zauważył śladu Helen Smythe-Barnett.
Drzwi do klatki schodowej wiodącej na poddasze upstrzone były krwawymi odciskami rąk. Ojciec Johna otworzył je, wziął głęboki oddech i powoli zaczął wchodzić na górę.
Pokój pełen był słonecznego światła. Naprzeciwko ujrzał dywanik będący kompletną wilczą skórą wraz z głową. Szczęki wilka były ciemne od zakrzepłej krwi, a futro było zmierzwione.
W jednym miejscu dywan wygarbiał się, kryjąc coś pod sobą. Ojciec Johna wahał się bardzo długo, w końcu ujął jego brzeg i podniósł.
Pod dywanem leżały na pół strawione szczątki chłopca.
Cliveden, Berkshire
Cliveden jest ogromnym wiktoriańskim domem, stojącym na wysokim wzgórzu, z którego widać Tamizę w okolicach Maidenhead. Dom należał niegdyś do rodziny Astor, a stał się znany w latach sześćdziesiątych XX wieku, kiedy to był miejscem schadzek brytyjskiego ministra wojny, Johna Profumo, z kobietą lekkich obyczajów, Christine Keeler. W 1942 roku dom ten, wraz z ogrodami i przyległymi lasami, został oddany National Trust przez drugiego wicehrabiego Astor. W 1954 roku jego syn, trzeci wicehrabia, dołączył do tej posiadłości Taplow Court Woods.
Obecnie Cliveden jest wiejskim hotelem. Można tam spędzić weekend, wędrując po wykładanych boazerią korytarzach i podziwiając rozmaite starocie, albo po prostu zjeść lunch i zejść ze wzgórza nad Tamizę, żeby go strawić (ostrzeżenie: powrót do domu po znacznej stromiźnie).
Można przez kilka godzin wyobrażać sobie, że jest się wicehrabią, że dysponuje się wszystkim, co życie ma do zaoferowania. Niektórzy jednak – jak wyniknie z tego opowiadania – chcą więcej, niż oferuje nam życie.
Zostawił ją siedzącą na słonecznym tarasie, pod kwitnącą wiśnią, której płatki miękko spadały wokół niej, jak konfetti w dniu jej ślubu – dawno temu.
Miała teraz siedemdziesiąt pięć lat, siwe włosy, zwiędłą szyję i oczy o barwie rozmokłych irysów. Ubierała się jednak elegancko, w sposób jaki David pamiętał od dzieciństwa. Nosiła naszyjniki z pereł i jedwabne suknie, i wciąż jeszcze była bardzo piękna.
Pamiętał, jak jego ojciec tańczył z nią i opowiadał, że była "królową Warszawy", najbardziej oszałamiającą kobietą, jaką wydała Polska, kraj słynący z pięknych kobiet.
"Nie ma kobiety, która mogłaby się równać z twoją matką, i nigdy takiej nie będzie" – powiedział jego ojciec w dniu swoich osiemdziesiątych pierwszych urodzin, kiedy spacerowali wzdłuż Tamizy, u stóp wysokiego wzgórza, na którym stał hotel Cliveden. Nad wodą latały ważki, słychać było okrzyki wioślarzy i radosne piski jakiejś dziewczyny. Trzy dni później jego ojciec umarł spokojnie we śnie.
Brązowe, zamszowe buty Davida zachrzęściły na żwirze. Bonny czekała w jego podniszczonym, niebieskim, otwartym MG, malując sobie wargi intensywnie różową szminką i przeglądając się w lusterku wstecznym samochodu. Bonny była jego drugą żoną – młodszą od niego o jedenaście lat – blondynką o dziecinnej twarzy, wesołą i totalnie różniącą się od Anny, jego pierwszej żony, która była brunetką, bardzo poważną i w jakiś sposób nędzną. Jego matka nie zaaprobowała Bonny. Mówiła o niej rzadko, stwierdzając, że jest całkowicie źle wychowana, gdyż odebrała rodzinie kochającego męża. Matka twierdziła, że małżeństwo jest święte, nawet wtedy, gdy zamienia się w piekło.
– Twój ojciec powiedziałby ci parę przykrych słów, Davidzie – oświadczyła urażona, patrząc na niego bez zmrużenia oka. Głowę miała przechyloną na jedną stronę, a jej palce pieściły diamentowy pierścionek zaręczynowy i obrączkę ślubną. – Twój ojciec mówił, że mężczyzna powinien być wierny kobiecie, i tylko jednej kobiecie.
– Ojciec cię kochał, mamo. Łatwo było mu tak mówić. Ja w ogóle nie kochałem Anny.
– Więc dlaczego się z nią ożeniłeś, po co miałeś z nią dzieci, a potem zadałeś jej takie cierpienia?
Tego David do tej pory nie wiedział. Annę poznał w college'u i po prostu się pobrali. To samo przydarzyło się tuzinowi jego przyjaciół. Po dwudziestu latach siedzieli w swoich hipotecznych domach na peryferiach, wyglądali przez okna i myśleli o tych wszystkich roześmianych, złotonogich dziewczynach, z którymi powinni byli się ożenić.
Wiedział natomiast, że kocha Bonny w sposób, w jaki nigdy nie kochał Anny. W Bonny po raz pierwszy ujrzał to samo, co ojciec zobaczył w jego matce. Ujmujący, niemal anielski wygląd, nieprzepartą kobiecość, miękkość skóry, połysk włosów. Mógł godzinami siedzieć i patrzeć, jak przy rysownicy maluje wzory tapet. Mógłby obserwować ją bezustannie… gdyby to zapewniało im utrzymanie.
– Jak się czuje? – spytała Bonny, kiedy David wsiadał do samochodu. Był wysoki i bardzo angielski w swoim rdzawym swetrze i sztruksowych spodniach. Po matce odziedziczył głęboko osadzone, polskie oczy i gładkie włosy, ale jego angielskość uwidaczniała się ponad wszelką wątpliwość w długiej, przystojnej twarzy, podobnej do twarzy ojca, i w zaciekłym uporze jeżdżenia najmniejszymi samochodami sportowymi, mimo że miał sto osiemdziesiąt siedem centymetrów wzrostu.
– Dobrze – powiedział, uruchamiając silnik. – Chciała wiedzieć, gdzie poszłaś.
– Mając nadzieję, że poszłam sobie na zawsze, jak sądzę?
Zatoczył szeroki łuk i pojechał wzdłuż długiej alei strzyżonych lip, od których wzięła się nazwa The Limes Retirement Home.
– Ona już nie chce, byśmy z sobą zerwali – rzekł David. – Wie, jaki jestem szczęśliwy.
– Może na tym właśnie polega problem. Może myśli, że im dłużej jesteśmy ze sobą, tym mniejsza szansa na powrót do Anny.
– Nie wróciłbym do Anny nawet za wszystkie wegetariańskie zapasy z lodówki Lindy McCartney. – Spojrzał na zegarek Jaeger-le-Coultre, należący kiedyś do jego ojca.
– Jeśli już mówimy o jedzeniu, to lepiej wracajmy. Obiecaliśmy wpaść do ciotki Rosemary.
– Jakże mogłabym zapomnieć?
– Przestań, Bonny. Wiem, że jest dziwna, ale od lat jest częścią rodziny.
– Nie mam nic przeciwko temu, póki jej nie zacznie cieknąć ślina.
– Nie bądź niegrzeczna.
Dojechali do bramy domu opieki, a potem skręcili na wschód, w kierunku autostrady i Londynu. Późnopopołudniowe słońce migotało za drzewami: wyglądali jak na filmie nakręconym przez Charliego Chaplina.
– Czy ciotka Rosemary odwiedza czasem twoją matkę?- zapytała Bonny.
David potrząsnął przecząco głową.
– Ciotka Rosemary nie jest moją prawdziwą ciotką. Była zawsze kimś w rodzaju sekretarki mojego ojca, chociaż nigdy nie widziałem, żeby wykonywała jakąkolwiek pracę. Prawdę mówiąc, nie wiem, kim ona jest. Przyszła do nas, kiedy miałem dwanaście albo trzynaście lat i już została… przynajmniej do chwili śmierci ojca. Potem jej stosunki z moją matką ochłodły.
– Twoja matka nie jest szczególnie wyrozumiałą osobą, prawda?
Przez jakiś czas jechali milcząc. Potem David powiedział:
– Czy wiesz, co mi dzisiaj pokazała?
– Poza ciągłą dezaprobatą?
David zignorował tę uwagę.
– Pokazała mi starą fotografię całej swojej rodziny: dziadka, babki, matki, ojca, trzech jej braci i jej samej, zrobioną przed Pałacem Wilanowskim w Warszawie. Wszyscy prezentowali się doskonale, oczywiście mówię to na podstawie fotografii.
Читать дальше