Na stoliku obok leżała kserokopia kilku kartek Necronomiconu , akurat tych poświęconych przemianie w zwierzęta.
– Ekstrakt pozyskany z istoty, w którą chcemy się zmienić... – mruknął, po raz setny odczytując łacińskie formułki zapisane fonetycznie cyrylicą.
Pociągnął z kubka obrzydliwej zawiesiny.
Odnosił wrażenie, że pijawka spogląda z wyrzutem. Wprawdzie nie miała oczu, ale wręcz fizycznie czuł świdrujący wzrok.
– Wybacz, że zmieliłem twojego kumpla w mikserze – powiedział. – Prawdziwa nauka wymaga poświęceń, a od niektórych jednostek wymaga nawet poświęcenia własnego życia... – Wzniósł natchnione spojrzenie ku sufitowi.
W tym momencie zdał sobie sprawę z tego, że pijawka uszu nie ma, więc pewnie go nie słyszy, ale postanowił ten fakt olać. Stworzenie przestało się gapić i podjęło monotonny taniec pomiędzy wodorostami.
– Jesteś śliczna. – Wampir posłał jej całusa.
– I to ja cię stworzyłem! – wypiął dumnie chuderlawą pierś.
– Razem zmienimy świat. Już niebawem!
Pijawka konsekwentnie go ignorowała. Pływała po akwarium nerwowo, coraz bardziej głodna i zła.
– Tak, wiem – westchnął.
– Kratka w odpływie wanny. Wymyślili duractwo i moje biedne robalki nie mogą się pożywić. Ale nic się nie martw. Dzięki ofierze twojego kumpla niebawem zbadam osobiście ten problem.
Zamieszał w kubku i dopił ekstrakt do końca. Pociągnął dla odmiany solidny łyk kawy zbożowej. Fusy na dnie układały się w dziwne wzory.
– Coś jakby powierzchnia księżyca... – mruknął. Z zamyślenia wyrwało go stukanie do drzwi.
– Kto tam? – zapytał, przekręcając klucz w zamku.
– Z gazowni.
To dziwne, przecież tu nie ma gazu!? – zdążył pomyśleć, nim kopnięte butem skrzydło rąbnęło go w czoło.
Runął na wznak. Do wnętrza wpadło czterech osiłków. Wszyscy ubrani byli w mundury. Na ich piersiach połyskiwały srebrem okazałe krucyfiksy. Czerwone berety na głowie nie pozostawiały wątpliwości. Komandosi... Dwaj wycelowali w zaskoczonego wampira kuszokołkownice.
– Jeden fałszywy ruch i zrobimy z ciebie sito – warknął ich dowódca, przekraczając próg.
– Sławomir Boćko zwany Profesorem? – sprawdził tożsamość.
– To ja – wykrztusił wampir.
– No i doskonale! Żywy lub – tu puścił oko – martwy, idziesz z nami.
– Ale ja nic nie zrobiłem – jęknął Profesor.
– Jestem tu zameldowany, mam pracę, nie łamię żadnych przepisów! Nawet akt zgonu posiadam!
– A to?
– Jeden z żołnierzy wskazał lufą akwarium.
– Przeprowadza pan nielegalne eksperymenty hodowlane, grożące straszliwym skażeniem biologicznym naszych wód powierzchniowych.
– W żadnym razie powierzchniowych – zaperzył się wampir.
– Chciałem to wpuścić do kanalizacji!
– Ja bym to raczej podciągnął pod chałupniczą produkcję broni masowego rażenia – zadumał się drugi.
– Tak czy inaczej, jesteś zatrzymany. A teraz grzecznie, bo posmakujesz wody święconej i osikowego kołka. Łapy przed siebie!
Posłusznie wyciągnął dłonie. Sprawnie założyli mu kaftan bezpieczeństwa.
Zawiązali rękawy na plecach. Na głowę naciągnęli worek i gdzieś powlekli... Potem długo jechał furgonetką. Wreszcie zaprowadzono go do budynku, zawieziono windą, szedł długim, wilgotnym korytarzem i koniec końców znalazł się u celu. Posadzono go na krześle i zdjęto worek z głowy.
Wampir rozejrzał się nerwowo. Znajdował się w niewielkim, bezosobowym pokoju biurowym. W pomieszczeniu cuchnęło stęchlizną, papierosami i przetrawionym alkoholem. Jeden z kątów zajmowała metalowa szafka na akta, za biurkiem z laminowanej płyty paździerzowej siedział otyły mężczyzna w mundurze.
– Serdecznie witamy w naszej tajnej bazie. – Uśmiechnął się do więźnia.
– Dzień dobry – wymamrotał uczony, rozglądając się nerwowo na boki.
Betonowe ściany nosiły ślady szalunków. Stalowe drzwi pokryła kaszka korozji.
Pod sufitem czerniał dodatkowy nawiew powietrza. Bunkier jakiś? Godło państwowe i portret towarzysza Pierwszego zawieszono na sterczących z muru prętach zbrojeniowych. Część ściany zasłaniała zagadkowa kotara.
– Generał Nowak – przedstawił się wojskowy.
– Jestem dowódcą ściśle tajnego zespołu badawczego, testującego nowe środki techniczne, które w przyszłości wprowadzone zostaną na wyposażenie wojsk Układu Warszawskiego.
– Siepacze!? O Boże! – jęknął wampir.
– Tak. Tajna jednostka Siepacze. I czego cykorujesz? – parsknął generał. – To, co o nas opowiadają niektóre wampiry, to głównie plotki i insynuacje. Od dwudziestu lat żaden z was nie zginął w wyniku naszych testów. Wcześniej, przyznam, bywało różnie, ale okres błędów i wypaczeń nasza instytucja ma już dawno za sobą. Zresztą wtedy jeszcze tu nie pracowałem.
– Wpadłem jak śliwka w gówno – westchnął Profesor.
– Nie przesadzajmy! Nie ma już potrzeby testowania gazów bojowych ani toksyn na wampirach, bo po pierwsze konwencje międzynarodowe zabroniły ich stosowania, a po drugie wyniki poprzednich doświadczeń są poprawne i nie ma sensu powtarzania eksperymentów.
– W takim razie czego ode mnie chcecie?
– No cóż, wiele słyszeliśmy o panu, pańskich szerokich zainteresowaniach naukowych, żądzy wiedzy...
Chcielibyśmy zaproponować panu udział w pewnym prostym doświadczeniu.
– Jakim?
– Cieszę się, że się pan zgadza. – Generał posłał mu promienny uśmiech.
– Ale ja przecież...
– Oficjalnie i tak nie żyjesz – syknął.
– Możemy zrobić z tobą wszystko. Wracając zaś do naszej współpracy –
uśmiechnął się ponownie.
– Zaraz pozna pan szczegóły. Czytaliśmy pański artykuł zamieszczony przed wojną w „Przeglądzie Technicznym”. Ten, w którym polemizował pan z teoriami dotyczącymi oddziaływania siły Coriolisa na obiekty poruszające się po orbicie wokółziemskiej.
– Napisałem to tak dawno temu... – Profesor znów nerwowo strzelił spojrzeniem na boki.
– Od dziesięcioleci nie interesuję się astronomią!
– Za to astronautyką i owszem. Pańskie felietony w „Świecie Młodych”
wychowują całe pokolenie nastoletnich zapaleńców. Dlatego właśnie panu chcemy zaproponować udział w bardzo ciekawym doświadczeniu astronautycznym.
– Astronautycznym!? – Teraz naprawdę się przestraszył.
Generał odsunął zasłonkę. Za jego biurkiem znajdowało się okno. Przez nie widać było rozległą halę, w której technicy kończyli montować jakąś konstrukcję.
– Co to jest? – Wampirowi z wrażenia opadła szczęka.
– Rakieta kosmiczna – oświadczył Nowak ze śmiertelną powagą. – Na rozkaz towarzysza Pierwszego niebawem zagramy na nosie Ruskim.
– Proszę o dodatkowe wyjaśnienia...
– A co tu niby wyjaśniać? Sprawa prosta jak drut! Jako jedyny kraj kontrolowany przez Sowietów samodzielnie wystrzelimy człowieka w kosmos. A pan jest idealnym kandydatem.
– Z całą pewnością się nie nadaję! – zawył Profesor.
– Proszę spojrzeć pragmatycznie – tłumaczył cierpliwie generał. – Polska nie miała własnego programu rakietowego od lat. Od chwili, gdy na polecenie Moskwy wygaszono prace nad rakietą Meteor. Musieliśmy zacząć testy niemal dokładnie tam, gdzie skończyliśmy.
– Rakieta Meteor osiągnęła pułap około dziewięćdziesięciu kilometrów – bąknął
wampir. – To trochę za mało, żeby marzyć o lotach kosmicznych...
– A wy skąd wiecie o tym pułapie? – zachmurzył się generał Nowak. – To przecież najściślej strzeżona tajemnica państwowa!
Читать дальше