– Major Nefrytow ze Służby Bezpieczeństwa – warknął głos w telefonie. –
Wydział Z, jak zabobony.
– A to się doskonale składa, bo chciałbym coś zgłosić. Ktoś porwał mojego przyjaciela. Sądząc z pozostawionych śladów, dokonała tego liczna grupa napastników. Zważywszy na fakt, że mój kumpel jest głównym ślusarzem narzędziowym na Druciance, a jego zniknięcie zagraża ciągłości produkcji o charakterze strategicznym, mamy do czynienia z celowym działaniem antypaństwowym, podjętym przez organizację terrorystyczną, której działania i motywacja są ewidentnie antysocjalistyczne.
– Aleś ty wyszczekany – westchnął major. – Przejdźmy do rzeczy. Twój kumpel jest w naszych rękach. Zasadniczo Wydział Z powołano, żeby tępić takich jak wy, ale tym razem gotowi jesteśmy pójść na ustępstwa. Jeśli się postaracie...
– Czego od nas oczekujecie? – Igor tytanicznym wysiłkiem woli stłumił w sobie zimną wściekłość.
– Współpracy w pewnej sprawie. W zamian oferujemy wolność waszego przyjaciela i na znak dobrej woli miesiąc pełnego zawieszenia broni.
– Co mielibyśmy zrobić? – westchnął ciężko.
– Pod wycieraczką leży koperta z instrukcjami. Za trzy dni zadzwonię i chcę usłyszeć, co zdziałaliście. Lepiej, żeby raport był zadowalający, bo jeśli nie... –
roześmiał się i przerwał połączenie.
– Do diabła – zaklął Igor, odkładając słuchawkę na widełki.
Wyszedł na korytarz. Po chwili wrócił z grubą kopertą pełną jakichś papierzysk.
Wywalił je na stół i przez chwilę oboje przeglądali je w skupieniu.
– Czy ich już do końca porąbało? – zdumiała się Gosia. – Jak niby mamy się za
to zabrać? Przecież... Ojciec mówił zawsze, że to oni są od brudnej roboty. Mają agenturę, pewnie ćwierć miliona kapusiów poutykanych, gdzie się da! Do tego pięćdziesiąt tysięcy etatowych funkcjonariuszy, wydział mokrej roboty, milicja na jedno skinienie wystawia oddziały ZOMO...
– Najwyraźniej walka z żywą mumią musi pozostać jedną z pilnie strzeżonych tajemnic ustroju – westchnął. – Nie mogą o to zapytać agentury, bo tym samym przyznaliby,
że
dzieje
się
coś,
co
podważa
prawdziwość
tezy
o
materialistyczno–ateistycznej koncepcji świata... Sprytnie to wymyślili. Jeden zabobon zlikwiduje drugi, a oni mają czyste ręce.
– To co robimy?
– Masz tu dwa tysiączki i kartę. Idź na Rembertowską. Tam jest wypożyczalnia wideo. Weź wszystkie horrory o mumiach, jakie mają, musimy się naukowo przygotować. A ja zobaczę, co Marek ma na ten temat w swojej biblioteczce.
Gosia wróciła pół godziny później.
– Jak łupy? – zapytał Igor.
– Zdobyłaś coś ciekawego?
– Kuso – westchnęła.
– Był tylko jeden film: Przeklęta królowa . Widziałam go kiedyś, puszczali w kinie nocnym. Tylko że to niezupełnie o tym... Bo tam jak otworzyli grobowiec, to dusza złej faraonicy wyleciała i się wcieliła w dziewczynę egiptologa...
– Dobre i to. A ja znalazłem książkę o starożytnym Egipcie. – Wskazał leżący na biurku tomik. – Nie tylko piramidy Kazimierza Michałowskiego. Trzeba doczytać. A tak w ogóle, kompletnie nie podoba mi się ten durny układ z ubecją.
– Dlaczego?
– Pomyśl sama. Mamy im namierzyć mumię jakiegoś nieszczęśnika. Co zrobią, gdy go im wystawimy? Upitolą mu głowę albo wykończą w inny sposób.
– No, głupio, faktycznie. Ale jeśli go nie znajdziemy, to załatwią Marka... –
zauważyła.
– Nie znasz Marka tak dobrze jak ja. To prawdziwy twardy przedwojenny robociarz. Nigdy by się na to nie zgodził. Zawsze twierdził, że nie wolno ratować człowieka, poświęcając kogoś innego.
– Czyli trzeba to przeprowadzić jakoś tak, żeby wilk był syty i owca cała...
– Nie mam pojęcia w jaki sposób. – Zacisnął wargi. – Ty oglądaj, ja czytam, potem podzielimy się zdobytymi informacjami. A gdybyś coś przypadkiem wymyśliła...
– Sure!
Godzinę później ze złością zatrzasnął książkę. Podszedł do regału i wstawił ją na miejsce.
– Pozycja bardzo ciekawa, ale jak na złość prawie nic o mumiach – oznajmił
Gosi. – Jak ten film?
– Głównie o mumiach, ale jak na złość nic użytecznego – westchnęła.
Kapłan i pan Michał siedli sobie w parku na tyłach Muzeum Wojska Polskiego.
Nad miastem zapadał już wieczorny zmrok. Hefi wydobył z zagranicznej walizki litrową butelkę oliwy, a staruszek półlitrową butlę whisky. Równocześnie odkręcili nakrętki.
– Za spotkanie! – Stuknęli się flaszkami i pociągnęli.
Dziadek przełknął jeden ostrożny łyk alkoholu, zakąsił duńską szynką z puszki.
Hefi od razu wytrąbił całą butlę oliwy i bez zagryzania sięgnął do torby po kolejną.
Godzinę później z zadowoleniem obejrzał się w lusterku. Wyglądał już niemal zupełnie normalnie. Skóra, elastyczna jak u żywego człowieka, przybrała miły odcień kawy z mlekiem. Mięśnie zaczęły pracować tak, jak powinny. Wszystkie stawy działały bez zarzutu. Z przyjemnością stwierdził, że nawet serce znów zaczęło bić. Tylko oczy ze szkła i obsydianu wyglądały trochę dziwnie, ale skoro widział
przez nie równie dobrze jak przez normalne, nie było o co się na balsamistów boczyć.
– Hmm... – Jego towarzysz popatrzył nieufnie najpierw na opróżnioną do połowy butelkę, potem na kapłana. – Jest takie przysłowie, że nie ma brzydkich kobiet, tylko za mało gorzały, ale przecież nie jestem homoseksualistą, a widzę, że ta oliwa dała efekt co najmniej wstrząsający... W dodatku cała moja wiedza nie pozwala mi zrozumieć, co tu się dzieje. Ta przemiana jest nieomal magiczna...
– Tak naprawdę to jestem ożywioną egipską mumią – przyznał się kapłan. –
Mumią specjalnego rodzaju, rzecz jasna, bo te zwykłe nie ożywają. Oliwa pomogła mi odzyskać sprawność i normalny wygląd.
– Oszukałeś mnie pan!
– No skąd?
– Mówiłeś pan, że jesteś w opozycji! I że należysz pan do tajnej organizacji! –
zachmurzył się pan Michał.
– Oczywiście, że jestem. I należę. No, może należałem. Planowałem poderwać mój naród do walki przeciw okupacji Rzymian. Lochy rzymskiej bezpieki też zaliczyłem. Powiedziałem prawdę, tylko nie całą.
– Hmm... I faktycznie ten numer ze sklepem był znany już dwa tysiące lat temu?
– Nawet wcześniej – zapewnił kapłan. – To najbardziej oklepany chwyt w historii prowokacji. Od razu też przewąchałem, co za ziółka z pańskich podkomendnych.
Zachowywali się zupełnie jak wtyczki od Nerona u nas...
– Najwyraźniej ubecy i ich agenci w każdej epoce są identyczni... Wstali z ławki i ruszyli w stronę dworca Warszawa Ochota.
– No cóż, do domu wrócić nie mogę – dumał stary. – Wsiadam w kolejkę podmiejską. Pojadę na wieś do brata. Jedź ze mną.
– Do brata odradzam. Tam na pewno zaczną poszukiwania. Zawsze tak robią. Od tysięcy lat.
– To gdzie ja się podzieję? – Konspirator zwolnił kroku.
– U kochanki.
– Nie mam kochanki. I nie miałem od czterdziestu lat, chociaż w młodości byłem niezłym ogierem. U nas na wsi... Ech, te zdrowe wiejskie dziewuchy i upojne noce na sianku w stodołach... – Uśmiechnął się do swych wspomnień. – Ale było i minęło. Osiem krzyżyków na karku!
– Bogini Bastet nam pomoże. – Kapłan zaczepił wzrokiem przechodzącą długonogą dziewczynę.
– Jestem katolikiem!
– W takim razie nie pomoże – zgodził się kapłan i pociągnął z butelki jeszcze łyk oliwy. Dziewczyna posłała Egipcjaninowi zalotne spojrzenie.
Читать дальше