Hodował koty w przyświątynnej fermie. Gdy któryś zdechł, kapłan go mumifikował i sprzedawał pielgrzymom.
– Po co? – studentka z warkoczem wytrzeszczyła oczy.
– Oj, nie czytało się zadanych lektur – zgromił ją. – Jako wota. Kto chciał się pomodlić, kupował sobie takiego kotka i stawiał w przybytku, żeby bogini popatrzyła na niego przychylnym okiem. W tym okresie Egipt był już podbity przez Rzymian.
Kapłanowi się to niezbyt podobało, więc w swojej świątyni zawiązał spisek przeciw Neronowi. Spiskowcy zbierali się na kociej farmie, tankowali wino palmowe i kombinowali, jak by tu zaszkodzić Rzymianom. Do spisku wciągnęli księżniczkę Merit–Amon, należącą do bocznej linii rodu, z którego wywodziła się słynna
Kleopatra. Dziewczyna też lubiła koty, a kapłan miał zawsze kilkaset. Jak to się mówi, krew nie woda, więc Hefi zabujał się w dziewczynie. Zdaje się, i bogini mu sprzyjała, bo księżniczka odwzajemniła uczucie. Naturalnie wywiad Nerona dowiedział się o wszystkim, to znaczy o spisku, a nie o romansie, i aby podciąć buntownikom skrzydełka, wprowadzono zakaz tej formy kultu. Ferma została zburzona, koty rozgoniono, a za kapłanem i jego ukochaną wystosowano listy gończe. Oczywiście cwani Rzymianie nie pisali w nich, że młodzi są spiskowcami, tylko przedstawili ich jako odrażających oprawców zwierzątek. Niby że aby przyspieszyć produkcję wotów, dusili koty. Do tego wynajęty arcykapłan sporządził
ekspertyzę teologiczną, z której wynikało, że mordowanie ulubionych zwierząt bogini jest szczególnie paskudną profanacją.
– I co na to kapłan Hefi? – zainteresował się student w okularach.
– Wiedział, że władzy państwowej nie ma co fikać, a na pokonanie siły rażenia oficjalnej rzymskiej propagandy brakowało mu skrybów i papirusu. Postanowił
przeczekać kilkaset lat, aż sprawa przyschnie. Dlatego kazał zmumifikować siebie i dziewczynę. Wierzył, że ożyją, gdy ich mumii dotknie ręka arystokratki.
– Ręka arystokratki? – Jedna z dziewcząt protekcjonalnie poklepała zwłoki kapłana. – Mój dziadek był nieślubnym synem hrabiego i baletnicy, czy to się liczy?
– Proszę nie dotykać bezcennego eksponatu! – syknął Olszakowski.
– To wolno tylko magistrom! A teraz obejrzymy sobie ślepe wrota mastaby. –
nakrył sarkofag grubą szybą i poprowadził studentów w inny kąt magazynu.
Nad ranem sarkofag lekko zadrżał. Starożytne dechy zaskrzypiały. Poczerniała, wyschnięta dłoń uniosła się i zaraz bezwładnie opadła w dół. Kapłan budził się powoli. Ziewnął tak rozdzierająco, że mało brakowało, a odpadłaby mu szczęka.
Uchylił z wysiłkiem wysuszone powieki. Na szczęście szklane oczy, które wstawiono mumii podczas balsamowania, zachowały przejrzystość i przejęły funkcję brakujących źrenic.
– Gdzie ja jestem? – mruknął, rozglądając się wokół. – To chyba nie jest sąd Ozyrysa... Zatem ktoś mnie przywrócił do życia. Wybiła godzina zemsty na Rzymianach!
Próbował usiąść i nieoczekiwanie walnął głową w szybę. W pierwszej chwili w ogóle nie zrozumiał, co się stało. Wyciągnął rękę i z niedowierzaniem dotknął
przeszkody.
– A niech mnie! – westchnął, obmacując taflę.
– Szkło! Jaka przejrzystość! Jakie rozmiary. – Wręcz nie mógł uwierzyć w to, co widzi. – Talent srebra, co najmniej... – oszacował wartość skarbu. – A gdyby po cichu spylić Fenicjanom... Byłaby kasa na remont dachu świątyni i na nowy rydwan dla arcykapłana, i dla mnie też oczywiście coś by skapnęło.
Wstrzymując z wrażenia oddech, popchnął delikatnie. Szyba uniosła się lekko.
Zaczepił krawędź palcami, ostrożnie przesunął w bok i opuścił na podłogę. Na myśl o tym, ile musiałby zapłacić, gdyby ją rozbił, poczuł mrowienie na karku.
– Gdzie ja jestem? – rozejrzał się wokół.
– Przecież to nie jest mój grobowiec! Skład rupieci w jakiejś świątyni? Czemu to wszystko takie zdezelowane?
W pomieszczeniu dostrzegł trochę egipskich sprzętów. Były potwornie zniszczone.
Kolory kompletnie
wyblakły,
metale
zaśniedziały,
drewno
popękało,
wysychając... Spróbował wstać z sarkofagu, jednak nie udało się. Nogi w kolanach kiepsko się zginały.
– Gdzie moi pomocnicy?! – zawołał.
– Wyraźnie przecież napisałem w instrukcji, że przy budzeniu ma być obecny przeszkolony personel! Nawet zrobiłem w fenickim banku lokatę na ten cel.
Potrzebuję przecież wody i oliwy, żeby odwrócić proces mumifikacji i odzyskać sprawność ciała... No i gdzie jest arystokratka, która mnie obudziła? I czemu nikt mnie nie odwinął? – Szarpnął za resztki bandaży.
Klnąc pod nosem, zginał nogę w kolanie, aż wreszcie zdołał rozćwiczyć zesztywniałe ścięgna. Wstał niepewnie.
Popatrzył na swój sarkofag.
– Farba cała się łuszczy... Albo ten grubas Sinuhe dał jakąś tandetę, albo musiało minąć naprawdę dużo czasu – mruknął.
– Dwieście lat, może nawet trzysta. I bandaże straszliwie zetlały. I amulety ktoś ukradł. – Pomacał się po szyi, ale znalazł tylko resztki sparciałego rzemyka.
– I sygnet po tacie gdzieś zniknął. – spojrzał na palce.
Przespacerował się po pomieszczeniu. Owijające go paski tkaniny darły się jak pajęczyna i spadały na podłogę. Za oknem niebo robiło się coraz jaśniejsze, świtało.
Hefi otworzył pierwszą z brzegu szafkę. W pudełku leżała garść skarabeuszy.
– Tania tandeta dla biedoty – ocenił.
– Ciekawe, po co ktoś zgromadził ten szmelc... I gdzie ja w ogóle jestem? Te szafy otwierają się jak rzymskie. Agenci namierzyli mój grób, wyrabowali, wywieźli mumię za morze, potem wpakowali do jakiegoś magazynu i zapomnieli? Bzdura!
Rzymskie służby o niczym nie zapominają. A jakby jednak zapomniały, to mają kartoteki na papirusie i kopie w ważniejszych garnizonach.
Natknął się na zlew. Obok stał czajnik elektryczny, w którym pracownicy gotowali sobie wodę na herbatę.
– Dzban jakiś dziwaczny?
Zajrzał do środka, powąchał i wychłeptał całą zawartość. Długą chwilę stał
nieruchomo, czekając, aż substancja w jego żyłach trochę się rozpuści. Zaczerpnął
powietrza. Płuca podjęły pracę. Po kilku minutach prób i błędów zdołał odkręcić kurek i napić się kranówy.
– Nieźle – mruknął. – Całkiem jak w Pompejach.
Sześć litrów później poczuł, że organizm funkcjonuje już całkiem znośnie. Tylko zewnętrzne warstwy ciała wysuszone były na wiór. Ale tu potrzeba było kilku litrów oliwy. Podszedł do okna. Kolejne ogromne tafle idealnego szkła nie zrobiły już na
nim takiego wrażenia. Spojrzał przez okno.
– Gdzie ja jestem? – szepnął, widząc drzewa gubiące liście. – To przecież nie jest Egipt! Rzym też nie, przecież bywałem w imperium. To roślinność z dalekiej Północy. Co to się porobiło? Jakieś europejskie dzikusy wywlekły moją mumię z grobowca i wywiozły Set wie dokąd!
Biadał przez chwilę, a potem się otrząsnął.
– Dobra, weź się w garść, Hefi – przykazał sobie.
– Jesteś przywódcą wielkiego spisku. Najlepszym konspiratorem w historii Egiptu. Poradzisz sobie z takimi drobiazgami.
W tym momencie drzwi skrzypnęły rozdzierająco. Nocny stróż wpadł do pomieszczenia z pistoletem w jednej dłoni i milicyjną pałą w drugiej.
– Co tu się, do cholery...
Hefi odwrócił się w jego stronę. Wachman na widok ożywionej mumii przez chwilę stał niczym słup soli, a potem padł zemdlony. Kapłan podszedł do niego.
Читать дальше