Gosia siedziała przy biurku, stukając w klawisze maszyny do pisania. Igor zdejmował właśnie zdjęcia, które suszyły się na sznurku rozciągniętym w poprzek pomieszczenia.
– Wreszcie wstałeś – burknęła dziewczyna. – Najwyższa pora, już wpół do pierwszej...
– Co...?
– Ano, drogi szpiegusiu za dychę, postanowiliśmy wyręczyć cię w robocie i piszemy za ciebie donos – powiedział Igor życzliwie. – Sam rozumiesz, gdybyś sam się do tego zabrał, mogłyby wyniknąć różne problemy i nieprzyjemności... A tak podpiszesz tylko, zaniesiesz gdzie trzeba i gotowe.
– Ale ja...
– Podpiszesz i zaniesiesz majorowi – powtórzył wampir, szczerząc kły. – I od dziś możesz się uważać za przewerbowanego.
– Przewer... co? – wychrypiał Radek.
– Jesteś naszą wtyczką w Wydziale Z ubecji – wyjaśniła mu siostra pogodnie. –
Masz nas z wyprzedzeniem informować o wszystkim, co knują, a wszelkie raporty będziesz najpierw uzgadniał z nami.
– Co wy sobie wyobrażacie!? – ryknął. – Wy... wy... wy... zabobony. Ja was...
– Dzieciaku – westchnął Igor.
– Albo robisz, co każemy, albo twój przełożony dowie się, co robiłeś wczoraj wieczorem.
– A co niby robiłem? – zapytał głupio chłopak.
– Pokaż mu – westchnęła Gosia.
Wampir komunista uśmiechnął się wrednie.
– Ano zerknijmy na nasze materiały...
Odczepił pierwsze zdjęcie. Radek popatrzył na nie zmartwiały. Widać było wyraźnie, jak tańczy ze Ślicznotką. Tylko że, khm... Dziewczyna była trochę rozebrana. Nie zdjęła ani zegarka z ręki, ani naszyjnika, ani bransoletki z kostki
nogi... Za to reszta...
– Każdemu wolno tańczyć nawet z zupełnie nagą dziewczyną... – bąknął.
– A wampiry oficjalnie nie istnieją...
– Ślicznotka to nie wampir. Rzeczywiście taniec to nic złego, ale partia potępia udział w orgiach.
– Nazywają to rozkładem moralnym i burżuazyjnym stylem życia – tłumaczyła jego siostra. – Mamusia oczywiście dałaby ci za to dodatkowo po łbie, ale nie będę kablować, biedaczka ma dość innych problemów.
– Tu jest jeszcze jedno. – komunista podał mu kolejną odbitkę. Radek gwałtownie wciągnął powietrze.
– Jak śmieliście ją fotografować w takiej chwili, wy bydlaki! – wybuchnął. – Że o sobie nie wspomnę!
– Pozwoliła. – Igor wzruszył ramionami. – Ona nawet nie wie, czym jest wstyd.
To Mawka.
– Kto?
– Istota taka, z ukraińskich legend – wyjaśniła Radkowi siostra. – Są nieziemsko piękne i uwielbiają tańczyć. No i, co ciekawe, żywią się energią wysysaną z chłopaków w trakcie stosunków seksualnych. A każde zbliżenie na parę godzin pozbawia mężczyznę rozumu. To nasza tajna broń na takich jak ty ubeckich obszczymurków.
– Nic na mnie nie macie! – jęknął.
– Hmmm... A może jednak coś? – Igor odczepił kolejną fotkę.
Radek wziął ją do ręki i tym razem szczęka opadła mu z trzaskiem. Na zdjęciu widniał agent W–871. Leżał nagi na stole, a Radek przysysał usta do jego szyi.
– Ja... ja... ja... – wykrztusił student.
– Możesz się tłumaczyć, że to skutek zaćmienia umysłu wynikający z przypadkowego uprawiania seksu. A z prawnego punktu widzenia to współudział w wysysaniu krwi urzędnika państwowego. – Siostrzyczka wyszczerzyła ząbki w uśmiechu. – Karalne to nie jest. Może twojemu szefowi by się to nawet spodobało, strasznie ich nie lubi. Ale sam wiesz, że ZUS nie zapomina i nie wybacza nigdy. I ma naprawdę niezłych speców od mokrej roboty. Na nas oczywiście trochę za ciency, ale ciebie poszatkują jak kapustę.
– A jaka jakość fotografii, czysta żyleta. Naprawdę świetnie mi wyszło – chwalił
się Igor. – Zeissowska optyka!
– Największy problem był zawsze ze zrobieniem fotografii wampira – wyjaśniła Gosia. – Sole srebra jako materiał światłoczuły nie wchodzą w grę. Ale w tym przypadku ta ciekawa właściwość kliszy działa na naszą korzyść. Dlatego właśnie na fotkach wyjdziesz na jedynego sprawcę.
Radek łkał jak dziecko, a łzy rozbijały się o parkiet podłogi.
– No już, nie becz. – wampir komunista stanął obok i przyjacielsko objął go ramieniem. Następnie podreptał do kredensu, pogrzebał w środku, zabrzęczało szkło. Podsunął chłopakowi pod nos musztardówkę z radzieckim koniakiem.
– Weź się w garść. Jesteś wśród przyjaciół. Pracuj lojalnie, a nikt się o niczym nie dowie.
Był ponury jesienny wieczór.
W magazynie na drugim piętrze Muzeum Narodowego grupa studentów archeologii zebrała się na ćwiczenia. Za oknami szumiały drzewa parku, po niebie sunęły burzowe chmury. Do scenerii niczym z horroru pasował temat zajęć. Dziś omawiali staroegipskie obyczaje funeralne...
– Pamiętacie państwo moje wykłady na temat mumii – perorował doktor Olszakowski. – Rozróżniamy cztery rodzaje mumii egipskich. Czy ktoś umie je wymienić?
– Po pierwsze naturalne. Powstały samoistnie, gdy nie podejmowano żadnych zabiegów mających umożliwienie przetrwania ciała, a jedynie grzebano zwłoki w sypkim piasku, który wyciągał z nich wilgoć – zaczął wyliczać rozczochrany student w okularach. – Trzy kolejne typy mumii różnią się długością procesu balsamowania i starannością konserwacji narządów wewnętrznych. W najtańszym wariancie trawiono je olejem cedrowym, w najdroższym stosowano całą masę rozmaitych zabiegów...
– Doskonale. A zatem mamy tu jedyną w kraju i jedną z nielicznych na świecie
mumię egipską zakonserwowaną sposobem piątym.
– Nie mówił pan o tym na wykładach – zdziwiła się studentka z jasnym warkoczem.
– Zatem opowiem o nim teraz.
Ujął dłoń mumii i ostrożnie ciągnąc, rozprostował powoli całe ramię. Studenci zaszemrali zaskoczeni.
– Jak państwo widzicie, tkanki, mimo że znacznie odwodnione, zachowały pewną elastyczność. Badania próbek wykazują, iż do krwioobiegu tego mężczyzny przetoczono zamiast krwi niezidentyfikowaną substancję pochodzenia roślinnego, która poprzez naczynia włosowate przesyciła całe ciało, a tężejąc, zamieniła się w coś na kształt lateksu.
– Jak zdołano tak dokładnie spuścić krew i wprowadzić na jej miejsce płyn konserwujący?
– zapytała inna ze studentek.
– Wydaje mi się, choć znajomi lekarze nie potwierdzili tej teorii, że można to było zrobić jedynie „na żywca”. Serce musiało bić przez cały czas. Wykonano nacięcia na nadgarstkach i piętach, żeby krew mogła uchodzić, a przez rurkę wbitą w aortę wprowadzano tę zagadkową substancję.
– Serce by nie wytrzymało. Zresztą mózg z pewnością obumarł szybko z braku tlenu i krążenie definitywnie ustało... – zaprotestował student w okularach.
– Przypuszczam, że resztkę preparatu tłoczono, uciskając rytmicznie klatkę piersiową jak przy zabiegach reanimacyjnych – dowodził profesor.
– W każdym razie „świat naukowy” jak do tej pory ignoruje moje odkrycie.
Niestety, na moją niekorzyść działają tu głupie stereotypy. Mumifikacja za życia była motywem zbyt często wykorzystywanym przez dziewiętnastowiecznych autorów powieści brukowych. Teraz, z lęku przed kompromitacją, moi uczeni koledzy nie chcą podjąć się jakichkolwiek badań.
– To z pewnością bolało – zauważyła jedna z dziewcząt. – Czy wiadomo, kim był i dlaczego zdecydował się na tak okropny zabieg? Bo chyba nie zrobiono mu tego za karę?
– Miał na imię Hefi i był kapłanem bogini miłości Bastet – powiedział doktor Olszakowski.
– Zachowała się na jego temat spora ilość papirusów z okresu rzymskiego.
Читать дальше