- Z opałem powinniśmy się wyrobić - stwierdził minister od węgla. - Kopalnie miały nieco przestojów spowodowanych strajkami, ale wszystko jest już pod kontrolą. Zresztą towarzysze z ZSRR nie tylko obniżyli nam kontyngent, ale nawet zawrócili z granicy parę tysięcy ton. W razie czego trochę nam pożyczą... Na procent.
- Tylko że ten ich węgiel się nie pali - mruknął ktoś.
Generał poderwał głowę - niestety, za późno. Wszyscy siedzieli z kamiennymi twarzami.
Starzeję się, pomyślał. Refleks już nie ten...
- W razie czego niedobory węgla uzupełnimy drewnem - zauważył dyrektor lasów państwowych.
Pierwszy sekretarz popatrzył na nich ponuro.
- O węgiel i drewno się nie martwię - powiedział spokojnie, choć złowieszczo. - Naród przywykł już do przejściowych trudności. Gorzej, towarzysze, ma się sprawa z mięsem.
Minister odpowiedzialny za mięso zrobił się lekko zielony na twarzy.
- Sytuacja jest w zasadzie pod kontrolą, towarzyszu generale. Niedobory oczywiście wystąpią, ale będą one minimalne. To znaczy tak małe, jak się dało... W zasadzie niezauważalne.
- Doprawdy? - Szkła ciemnych okularów błysnęły złowrogo. - A ile konkretnie zabraknie?
- Mniej więcej... no, z tysiąc ton szynki. Pozostały asortyment... Tu braki są nieco większe, ale biorąc pod uwagę...
- Gówno - syknął generał. - Mówcie po ludzku, że zabraknie szynki dla miliona polskich rodzin. Wiecie, jaka jest sytuacja. Ekstrema z Solidarności tylko czeka, by nam skoczyć do gardeł, a taki niedobór wywoła natychmiastowy bunt.
- Solidarność poskromimy - mruknął minister spraw wewnętrznych. - Koperty z instrukcjami mam już gotowe w sejfie.
- Wiem - przerwał mu pierwszy sekretarz. - Tylko niewiele nam to da, jeśli dojdzie do buntu mas... A dojdzie do niego przez tego człowieka! - Wskazał ministra.
-Ja...
- Wy, towarzyszu, ukrywaliście faktyczny stan rzeczy!!! - ryknął generał. - To jest zdrada!
Minister wziął głęboki oddech.
- Nieprawda. Składałem raporty na bieżąco w sekretariacie i w zeszłym tygodniu zaproponowałem rozwiązanie...
- Ten stek bzdur nazywacie rozwiązaniem!?
- Jeśli pozwolicie, towarzyszu generale, towarzysz Malinowski byłby w stanie zreferować to dokładniej... Czeka obok.
Dygnitarz zawahał się chwilę.
- Wezwijcie - zezwolił łaskawie.
Towarzysz Malinowski miał może dwadzieścia pięć lat. Generałowi spodobał się na pierwszy rzut oka. Widać było, że bystry i ideowy chłopak.
- Mówcie - rozkazał.
- Towarzysze, rozwiązaniem naszych problemów jest mielona szynka.
Minister od propagandy poskrobał się po głowie.
- Nie da rady - powiedział. - Rozumiem, że można dać papieru toaletowego do kiełbasy, ale nie więcej niż trzydzieści pięć procent, potem następuje skokowe pogorszenie walorów smakowych. Poza tym żeby robić szynkę, trzeba mieć szynkę. A my jej nie mamy...
- A ty skąd wiesz, ile papieru można dodać? - oburzył się minister gospodarki. - To przecież ściśle strzeżona tajemnica państwowa!
- Mam własny pion badawczy, przecież muszę wiedzieć, czemu ludzie narzekają na wędliny - odgryzł się dygnitarz.
- Masz pion badawczy? To go sobie zlikwiduj. Kiełbasą zajmuję się ja!
- Dosyć! - warknął generał. - Kontynuujcie - zwrócił się do gościa.
- Jak zrobić mieloną szynkę? Skorzystajmy z doświadczeń radzieckich.
- A skąd wiecie, jak się to robi u nich?
- Studiowałem w Moskwie technologię żywności - wyjaśnił Malinowski. - A że miałem oczy szeroko otwarte, to podczas praktyk w ich tajnych zakładach co nieco proszków do kieszeni odsypałem...
- Proszków? - podchwycił generał.
Tak, zdecydowanie łebski chłopak. Gdyby było więcej takich...
- Tak. Bierzemy mięso. Może być właściwie dowolne, byle nie zaśmiardło. Wrzucamy na wirówkę i rozbijamy na włókna. Potem trafia do kadzi z barwnikiem, kadzi ze środkiem zapachowym i ekstraktem smakowym, potem jeszcze odrobina soli i żelatyny i po sprasowaniu szynka trafia do puszek.
- Radziecka mielona szynka jest gówno warta - zauważył minister poczty. - Próbowałem tej wyjmowanej z paczek.
- Owszem - uśmiechnął się Malinowski. - Dlatego przez ostatnie pół roku ulepszałem ich technologię. Jeśli pozwolicie...
- Pozwolimy - mruknął generał.
Po chwili kelner wniósł półmisek z wędliną i widelce.
- Wy pierwsi. - Dygnitarz wbił wzrok w wynalazcę. Ten skosztował dwa plastry. Przekonawszy się, że szynka nie jest zatruta, pozostali zgromadzeni sięgnęli po sztućce.
- Smaku nie udało się precyzyjnie podrobić - mruknął minister spraw wewnętrznych.
- Ale zwykli ludzie od tak dawna nie mieli prawdziwej w ustach, że nie powinni się skapnąć - odparował Malinowski. - Oczywiście przydałby się jeszcze z rok na ulepszenie technologii, ale nie mamy czasu...
- Tak czy siak, żeby robić szynkę, trzeba mieć mięso - upierał się minister od propagandy.
- Oczywiście. Zebrałem kompletne dane. Towarzysze z ZSRR nie mogą nam tym razem pomóc. Sami przeżywają naturalne dla tego etapu rozwoju społeczeństwa przejściowe problemy z zaopatrzeniem. Towarzysze z innych bratnich krajów też nie bardzo. U nas sytuacja jest katastrofalna. W pegeerach poszło pod nóż wszystko, co się rusza, nawet stada zarodowe uszczupliliśmy. Chłopi mają oczywiście zapasy zwierząt, lecz jak im je skonfiskować?
- To da się zrobić - mruknął minister spraw wewnętrznych i z zadowoleniem zatarł owłosione kułaki.
- Nie da rady - warknął generał. - Wieś mimo ekscesów Solidarności ciągle jeszcze choć trochę nam sprzyja. Nie możemy stracić ostatniego bastionu społecznego poparcia. A zwierzyna w parkach narodowych?
- Przetrzebiona poniżej granicy odnawialności stad - wyjaśnił dyrektor od parków. - Zresztą pozyskanie dziczyzny na taką skalę jest niemożliwe.
- I co na to powiecie, towarzyszu Malinowski? - Generał zerknął na eksperta.
Odpowiedziało mu spojrzenie jasnych oczu, twarde i nieomal zuchwałe.
- Ten problem został już rozwiązany.
*
Stukanie do drzwi wyrwało mnie z płytkiej drzemki. Spojrzałem na zegarek. Siódma trzydzieści. Zakląłem w duchu. Zaspałem. O tej porze nie warto już iść na bazar, o sklepach nie wspominając.
Stukanie się powtórzyło. Powlokłem się do drzwi i nieufnie spojrzałem przez wizjer. Listonosz. A może... Może przyszła paczka od brata ze Szwecji? Prawdziwa kawa, prawdziwa herbata, prawdziwe papierosy, które na bazarze można wymienić na tuszonkę w puszce! Otworzyłem i przyozdobiłem twarz radosnym uśmiechem. Niestety, listonosz trzymał w dłoni tylko kopertę.
- Pan Olszakowski? Dowodzik proszę, telegram za pokwitowaniem do rąk własnych.
Pokazałem dokument i podpisałem machinalnie. Zaraz też zatrzasnąłem drzwi, z klatki schodowej wiało arktycznym chłodem. Rozerwałem kopertę.
Proszę zgłosić sie dziś STOP O dziesiątej w ministerstwie GOSPODARKI STOP WYDZIAŁ ZAOPATRZENIA strategicznego STOP tow STOP Malinowski STOP
- O kurde - mruknąłem wkurzony.
Z Malinowskim chodziłem do liceum. Szuja, lizus, kujon i donosiciel. Jako szesnastolatek wstąpił do Partii, potem studiował w Moskwie technologię żywności. Pokazywali go czasem w telewizji, był rządowym ekspertem od czegoś tam. Po prawdzie komputer to on mi załatwił. Nie ma rady, trzeba iść...
*
Mróz nieco zelżał, ale i tak do przystanku autobusowego musiałem iść przekopem przez zaspy. Nasze osiedle dostało szóstą kategorię odśnieżania, a właściwie zostało zdegradowane do szóstej, bo w zeszłym roku mieliśmy czwartą. Widać wyprowadził się ktoś ważny. Do centrum miasta dojechałem bez większych przygód. Budynek ministerstwa, otoczony bunkrami i zasiekami, znalem nieźle - to tutaj załatwiałem przydział łopat na letnie wykopaliska. Pokazałem telegram strażnikowi, zaraz też wydano mi przepustkę i skierowano na drugie piętro. Malinowski przyjął mnie w swoim gabinecie. Nieźle się tu urządził. Gruby dywan, tylko trochę zeżarty przez mole, biurko skonfiskowane w jakimś muzeum, na półce obowiązkowy komplet dzieł klasyków od Marksa po Jaruzelskiego.
Читать дальше