- Tak jest.
*
Dróżnik wyciągnął flaszkę spirytusu i słoik z kompotem. Rozrobił zręcznie i polał do szklanek. Są takie godziny, kiedy trzeba się napić dla uspokojenia nerwów. Składy ratunkowe właśnie odeszły, na torowisku uwijali się ubecy.
- Gadają o tym od dawna - powiedział zawiadowca stacji. - Ten pociąg widywano i tu, i na Pomorzu, ponoć nawet - rozejrzał się nerwowo - po tamtej stronie granicy, na Kresach.
- Wygląda zawsze tak samo? - zapytał dróżnik. - Jak wtedy, przed wojną?
- Nie wiem, byłem wtedy mały i mieszkałem daleko. Ale z tego, co słyszałem, tak. Lokomotywa z portretem marszałka, przyozdobiona kirem i dodatkowymi lampami, kilka wagonów osobowych, wreszcie platforma z przeszkloną trumną...
- Wszystko się zgadza. - Igor pyknął fajeczką. - Widziałem go, pracowałem wtedy na warszawsko-wiedeńskiej. Tylko trumna była nakryta kirem, jak go wieźli.
- A teraz ta trumna jest odsłonięta, ale pusta. Pytałem kolegów. Nikt nie wie dlaczego - powiedział zawiadowca. - Może marszałek siedzi w lokomotywie? Zastanawia mnie, czemu zamiast spoczywać w spokoju, tłucze się po nocach? Otuchy chce nam dodać, czy może karę odbywa?
- Karę? Za co niby? - zdziwił się jego podwładny.
- No, co nieco miał za uszami. - Wpatrzył się w iskry spadające do popielnika. - Zaginięcie generała Zagórskiego, uwięzienie i śmierć generała Rozwadowskiego... Może jeszcze coś. Ponoć i pociągi w młodości rabował, tak mi się o uszy obiło, że jak go mieli chować w Krakowie, na Wawelu, to się metropolita czy prymas oburzył, że bandyty w takim miejscu nie pozwoli położyć.
- Ale jakoś w końcu to załatwili.
Igor nic nie mówił. Zakutany w pikowaną kołdrę sączył mocny, słodki napój.
Przypomniał sobie tamten dzień na stacji w Bezdanach. Nieduży drewniany budyneczek wyglądał normalnie. A jednak, widząc tę stacyjkę, młody palacz poczuł ukłucie niepokoju. Coś było nie tak, coś się nie zgadzało. Dopiero wiele miesięcy później zrozumiał, co spowodowało jego podświadomy niepokój.
Zazwyczaj odgłos nadjeżdżającego pociągu wywabiał siedzących w poczekalni podróżnych. Tym razem peron był zupełnie pusty. Maszynista zatrzymał pociąg ktoś wysiadł. I nagle gdzieś na końcu składu, przy wagonach pocztowych, huknęły strzały. Kolejarz szarpnął przepustnicę, dał jednak za dużo pary na cylindry. Koła zabuksowały, zaczęły ślizgać się na torze. Igor z szuflą w ręce pobiegł w stronę wózka. Czuł, że za chwilę będzie potrzeba dużo węgla. Trzasnęły otwierane szarpnięciem drzwiczki kabiny.
- Zatrzymaj pociąg, bo zastrzelę!
Młody palacz odwrócił się na pięcie i zamachnął łopatą. Dwa strzały zlały się w jeden. Kula trafiła Igora w udo, siła uderzenia rzuciła w tył, na węgiel. Maszynista ranny w biodro osunął się po ściance kabiny. Napastnik zręcznie nad nim przeskoczył i szarpnął rączkę hamulca. Koła zgrzytnęły ogłuszająco.
Nieoczekiwanie parowóz zatrząsł się, jakby na coś wpadł. Gdzieś z tyłu dobiegł huk eksplozji, a po chwili drugi i stukot zderzających się wagonów. Typek z pistoletem stał nad kolejarzami. Miał straszne oczy, podobne do wilczych ślepi. Czyjeś buty załomotały po metalowych stopniach i w kabinie pojawił się drugi zamachowiec.
- Były jakieś problemy? - Obrzucił obu rannych chmurnym spojrzeniem.
- Trochę. Wyrywni byli, zwłaszcza ten łopaciarz, ale kulka każdego szybko uspokoi. Dobić?
Igor znowu spojrzał mu w oczy. Wzrok napastnika był twardy, bezlitosny, wyprany z ludzkich uczuć.
- Zostaw, wykonywali swoją robotę, a my swoją - burknął przybyły. - Wystarczy trupów na dzisiaj.
- Tak jest! - ten pierwszy podporządkował się natychmiast.
Wsunął broń do skórzanej kabury przy pasku.
- Ci dwaj nie będą nam już przeszkadzać. Idziemy.
Trzeciej eksplozji towarzyszył donośny łoskot padających drzwi sejfu. Obaj rabusie wyskoczyli z lokomotywy. Gdzieś zarżał koń. Igor podczołgał się z trudem do drzwi i wyjrzał ostrożnie. Ostatni wagon, pocztowy, został rozbity dynamitem. Kilkunastu ludzi wyrzucało z dymiącego jeszcze wraku worki banknotów. Inni pospiesznie ładowali je do dwu dorożek. Podróżni rozbiegli się na wszystkie strony w panice. Tu i ówdzie na poboczu torów leżały zwłoki konwojentów i przypadkowych ofiar wymiany ognia. Igor popełzł do przodu i sięgnął ręką, by pociągnąć za wajchę. Niestety, była zbyt wysoko, a on nie zdołał podźwignąć się z ziemi. Zresztą i tak było już za późno...
Wtedy, przeszło pół wieku temu, sytuacja była jasna. Banda rabusiów napadła na pociąg. Obsługę lokomotywy przesłuchano, ale sąd uznał, że maszynista i jego pomocnik zrobili wszystko, co mogli, dla odparcia przestępców.
Osąd wydarzeń skomplikował się później. Minęło kilkanaście lat. Nastała wolna Polska. Człowiek z rewolwerem został wojewodą, a jego mniej krwiożerczy kompan - naczelnikiem odrodzonego państwa. Zaś napad na pociąg urósł do rangi wspaniałej akcji ekspropriacyjnej.
*
Piotrowski odebrał od gońca teczkę. Zaniósł ją do swojego pokoju i położywszy na stole, dłuższą chwilę przyglądał jej się w zadumie. Rozkazy? Raczej nie. Wreszcie z westchnieniem złamał pieczęcie. Wewnątrz było kilkanaście stron maszynopisu oraz parę rysunków i trzy fotografie.
Raporty z trzech innych zasadzek. Generał przysłał mu je zapewne, aby przeanalizował niepowodzenia towarzyszy. Wczytał się w pierwszy, noszący datę sprzed sześciu lat. Powiatowa agenda UB ze Starachowic zaalarmowana pojawieniem się zagadkowego składu nie wykazała się wielką finezją. Po nieudanej próbie zatrzymania pod semaforem pociąg widmo został przez nich ostrzelany z broni ręcznej, rzucono ponadto w jego kierunku granat. Granat odbił się od burty, a jego wybuch położył trupem czterech spośród sześciu uczestników zasadzki.
Kolejny raport, opatrzony datą sprzed dwu lat. Tym razem pociąg pojawił się na linii kolejki otwockiej, zmierzając w stronę Warszawy. Podjęto próbę zatrzymania go poprzez przestawienie zwrotnicy na ślepy tor. Skład nadszedł jednak z tak dużą szybkością, że urządzenie automatycznie przeskoczyło na pierwotne ustawienie.
Trzeci, opisujący pułapkę zastawioną na przedpolu Poznania. Tym razem zdemontowano częściowo torowisko, usuwając dwudziestometrowy odcinek szyn. Naszykowano dwie rusznice przeciwpancerne. Lecz pociąg, choć zaledwie kilkanaście minut wcześniej zaobserwowano go z posterunku na pobliskiej stacyjce, nie pojawił się.
- Zasrana reakcja bawi się z nami w kotka i myszkę - mruknął major. - Kolejowa hołota. Trzeba wylać z roboty wszystkich, którzy zaczęli pracę przed wojną, i problemy się skończą.
Ugryzł się w język. Na kolei pracowało ze sto pięćdziesiąt tysięcy ludzi. Dwie trzecie zaczęło służbę jeszcze za sanacji. Trzeba by lat na wyszkolenie takiej masy pracowników. Zlikwidować zwalnianych też się nie da. A jak zapewnić im tyle miejsc pracy? Za co wypłacać pensje?
Spojrzał ze złością na drewnianą ścianę pokoju. Pociąg to nie szpilka. Musi czerpać wodę na stacjach, uzupełniać zapasy węgla i gazu lub karbidu do latarni. Musi ładować akumulatory. Musi gdzieś przeczekiwać dni...
Wyjął z walizki maszynę do pisania i wkręciwszy w nią kartkę papieru, zaczął stukać w klawisze:
Konspekt raportu, część I: Założenia.
1) Zaopatrzenie w materiały pędne. Lokomotywa tej wielkości każdorazowo wymaga zasilenia kilkoma tonami węgla. Potrzebuje też smaru.
Przerwał pracę. Ile to może być kilka ton węgla? Metr sześcienny? Dwa? Pięć? Do diabła, codziennie w tym kraju sypie się do kotłów parowozów setki ton. Jeśli kolejarze odsypią sobie tygodniowo po kilkaset kilo, nikt tego nawet nie zauważy. Podobnie ze smarem. Kradnąc systematycznie niewielkie ilości, reakcjoniści są w stanie zgromadzić go naprawdę dużo.
Читать дальше