Piotrowski zamyślił się głęboko. Nie, nie uda się. Strzelec wyborowy musiałby trafić z ogromną precyzją w niewidoczny z zewnątrz cel umieszczony w poruszającym się szybko obiekcie. Poza tym ile czasu pociąg będzie jechać, zanim ciśnienie spadnie poniżej poziomu roboczego? A jeśli mimo takiego uszkodzenia maszyna zrobi jeszcze kilka kilometrów? Załoga pryśnie i szukaj wiatru w polu.
Polać tory oliwą na podjeździe pod górkę. Przy takiej szybkości to niewiele da, zresztą nawet gdyby pociąg wpadł w poślizg, maszynista po prostu zrzuci na szyny trochę piasku i najprawdopodobniej odzyska przyczepność. Zresztą na pewno są i inne sposoby znane kolejarzom. Przecież radzą sobie zimą z oblodzeniem...
Major otarł pot z czoła. Problemy, które się przed nim piętrzyły, były zaiste potworne. Przez okno zauważył Agatę. Znowu moczyła w miednicy jakieś ubrania. Głupia koza, honorna, jakby nie rozumiała, że czasy tej ich burżuazyjnej moralności już się skończyły. A do tego jej przyszywanego dziadka trza się będzie dobrać. Wujaszek Igor - tak go tu wszyscy nazywają, a to nawet brzmi idiotycznie! Może to i protegowany dyrektora Karwicza, może i ma ordery, ale przecież na każdego są sposoby. Ostatecznie stuknąć w łeb czymś ciężkim, a potem zakopać w lesie.
Tak, koza. Coś dobijało mu się do podświadomości. Jakaś książka czytana w dzieciństwie, coś podróżniczego. O polowaniu na tygrysy w Indiach, czy może o lwach w Afryce? Drzewo, pod nim przywiązana, rozpaczliwie becząca koza... Na drzewie biały imperialista, kolonizator, gnębiciel ludów kolorowych, podły wyzyskiwacz rodem z kolebki kapitalizmu, niszczyciel dzikiej przyrody, uzbrojony w sztucer czatuje w zasadzce.
Lenin pisał, że od wrogów trzeba uczyć się chytrości, przebiegłości i bezwzględności. Dobry rewolucjonista powinien przyswajać sobie takie cechy, by potem użyć ich wobec przeciwników rewolucji. A zatem uczmy się od imperialistów. Kierujący pociągiem nie mieli żadnych oporów przed zmasakrowaniem tych, którzy usiłowali ich pochwycić. Czy równie bezwzględni będą, widząc dziewuszkę przywiązaną do szyn? Tę ciekawą koncepcję trzeba będzie sprawdzić.
*
Major podjechał na motorze do przejazdu. Koło torów ktoś wbił w ziemię niewielki drewniany krzyż. Znicz przed nim jeszcze płonął. Piotrowski zadeptał płomyk butem, potem wyrwał krzyż i połamawszy ze złością, cisnął w krzaki. Co za ciemnota! Ślady katastrofy sprzed kilku dni usunięto, tyko na poboczu tu i ówdzie poniewierały się kawałki tłucznia z rozbitej ciężarówki. Niestarannie widać pozbierali...
Miejsce nie było złe, ale by jego plan mógł się powieść, należało je odpowiednio przygotować. Obok torowiska leżały dwa stare drewniane podkłady. Prawdopodobnie kilka lat temu prowadzono tu prace remontowe, a nikomu nie chciało się wywieźć tych zniszczonych. I bardzo dobrze. Piotrowski lubił, gdy wszystko układało się po jego myśli.
Wyjął z teczki calówkę i małą łopatkę. Starannie zmierzył szerokość i grubość belki, po czym zaczął wybierać tłuczeń spomiędzy szyn. Wkopawszy się na głębokość około siedemdziesięciu centymetrów, wyjął z kosza motoru miskę, dużą papierową torbę z cementem oraz pięć butelek wody. Rozrobił zaprawę i starannie wygładził ścianki otworu. Teraz trzeba było poczekać, aż dobrze zwiąże. Usiadł w przyczepce, wydobywszy z cholewy buta gazetę. Oddał się lekturze. Wreszcie uznał, że minęło wystarczająco dużo czasu. Dźwignął stary podkład i ostrożnie opuścił końcem do przygotowanej dziury.
Jak na obstalunek zrobione, ocenił swoje dzieło.
Pomiędzy torami wznosił się ku niebu dwumetrowy pal. W czasie akcji wystarczy dodatkowo przyblokować go kilkoma kamieniami. Piotrowski wyjął belkę i położył tam, gdzie leżała wcześniej. Zapakował resztę gratów na motor i zadowolony z siebie pomknął w kierunku stacji wodnej.
*
Wujaszek Igor usiadł na schodkach przed sklepikiem i wolno pił wodę ze szklanki. Zaschło mu w gardle, a tutejsza lemoniada o smaku rozmoczonych landrynek tylko potęgowała pragnienie. Zakupy już zrobił, pora powędrować na kwaterę.
- Nie ciężko panu tak dreptać od stacji? - zapytała sklepowa. - Toż to ze cztery kilometry w jedną stronę. W pańskim wieku...
- Cóż robić. - Wzruszył ramionami. - Raz na parę dni gazetkę trzeba przecież kupić. A i wśród ludzi dawno nie bywałem, ot, przyjemność plotek posłuchać.
Trafił w słaby punkt kobiety. Uwielbiała plotkować, a miejscowi, niestety, nie bardzo chcieli z nią gadać. Czasy też jakby nie sprzyjały powtarzaniu zasłyszanych wiadomości.
- Mam do sprzedania rower po ojcu - powiedziała. - Może panu by podpasował.
Igor zamyślił się.
- Stał na strychu jeszcze od wojny - dodała. - Gdzie nam tam w głowie teraz takie sporty?
- Można obejrzeć?
- Pan pozwoli od podwórza.
Wytoczyła rower z komórki. Igor popatrzył nań z zainteresowaniem. Ładna kierownica z bakelitowymi rączkami, skórzane siodełko, poczerniałe wprawdzie ze starości, ale ciągle w dobrym stanie. Mechanizm wyglądał na straszliwie brudny, jednak już na pierwszy rzut oka Igor poznał, że to tylko gruba warstwa kurzu przylgnęła do towotu. Obejrzał koła. Dobre obręcze, kompozyt sklejony z kilkunastu warstewek różnych gatunków drewna.
- Przedwojenny Łucznik z zakładów zbrojeniowych w Radomiu - zidentyfikował. - Wersja cywilna. Te robione dla wojska miały metalowe koła. Tylko że po tylu latach ani dętki, ani opony nie nadają się do niczego. Trzeba by wymieniać, a gdzie teraz takie znaleźć?
- Syn skombinował nowe. No, prawie nowe - zreflektowała się. - Zagraniczne, Dunlopa. A dętki nasze.
- Ile pani ceni? - Wiedział, iż powinien się pokrygować, udając, że towar wcale go nie interesuje, należałoby potargować się następny kwadrans, ale nie miał na to ani sił, ani czasu.
Kobieta podała kwotę, od której ktoś bardziej wrażliwy mógłby zemdleć. On tylko się uśmiechnął.
- Droga pani. Porozmawiajmy poważnie. Wyłowił z kieszeni złotą carską dziesięciorublówkę.
Na widok kruszcu oczy kobiety zabłysły.
- Dołoży pani zapasowe dętki i pompkę, do tego przydałby mi się mały wiklinowy koszyk, przymocuję do bagażnika.
Sklepowa milczała przez chwilę. Wreszcie kiwnęła głową, pieczętując transakcję. Złoto to dobra lokata kapitału. Raz jest, raz go nie ma, syn się będzie żenił, „świnkę" można przetopić na dwie obrączki. Od biedy kruszcu wystarczy. A jak nie będzie się żenił, to można iść do dentysty, wstawić sobie dwa złote zęby, a reszta monety będzie na honorarium dla tego pazernego zębodłuba. Opłaca się, zwłaszcza że zdobyła ją za stary i zniszczony rower, który tylko niepotrzebnie zajmował miejsce na strychu.
Igor poprosił o szmatkę i odrobinę oliwy. W pół godziny oczyścił mechanizm, potem zmienił ogumienie i napompował koła. Nim skończył, zapadł mrok.
- Szkoda, że nie mam lampki do roweru - zmartwiła się sprzedawczyni. - Jak pan dojedzie po ciemku?
- Droga pani, nie z takimi problemami sobie w życiu radziłem.
*
Major pociągnął gorzałki. Spojrzał na swój złoty zegarek. Dochodziła jedenasta wieczorem. Przeciągnął się leniwie i odsunął skrypt. Pora iść spać. Wszystko już wymyślone, zaplanowane, gotowe. Teraz wystarczy uzbroić się w cierpliwość. Byle tylko znowu nie przyśniło mu się nic paskudnego.
W tym momencie zadzwonił telefon. Ubek złapał słuchawkę.
- Piotrowski, słucham - warknął.
- Towarzyszu, tu pierwszy posterunek, melduję: właśnie nas minęli! Idą bardzo szybko!
- Dziękuję.
Читать дальше