- Współpracowników - warknął generał. - Konfidentów i szpiegów to mają imperialiści.
- Tak jest. Zeznania z grubsza się pokrywają. Na przedzie składu znajduje się parowóz, za nim prawdopodobnie osiem do dziesięciu wagonów, w tym platforma, a na niej laweta z trumną.
- Trumną...
- Tak to wygląda. Skrzynia prawdopodobnie z żelaznych płaskowników, o typowym kształcie, przeszklona. Pusta. Z przodu na lokomotywie znajduje się dużych rozmiarów portret Piłsudskiego, ponad nim przedwojenny orzeł w koronie. Portret jest przybrany kirem, iluminowany. Analiza porównawcza wskazuje, że pociąg jest identyczny z tym, który w 1934 roku przewiózł zwłoki Piłsudskiego z uroczystości pogrzebowych w Warszawie do Krakowa. Do tej pory pojawienie się takiego składu odnotowano kilkakrotnie w różnych miejscach kraju, a nawet - Piotrowski zniżył głos - podobno poza jego granicami.
- I co o tym sądzicie? - Generał patrzył na podwładnego spokojnie, ale badawczo.
- Możliwość jest w zasadzie jedna. Na kolei działa jakaś faszystowska organizacja, która chce w ten sposób siać ferment w społeczeństwie... Ja w każdym razie w duchy nie wierzę.
- To bardzo dobrze, towarzyszu Piotrowski. - Uśmiechnął się drapieżnie. - Wasze zadanie będzie proste. Macie wyeliminować ten problem. Wszelkimi możliwymi metodami.
- Tak jest. To znaczy jak?! - Major wytrzeszczył oczy. - Pojawia się to tu, to tam, namierzenie go będzie potwornie trudne. Oczywiście dołożę wszelkich starań, by to zadanie wykonać, ale...
- Widzicie, zajmujemy się już od jakiegoś czasu tą sprawą. W ruchu pociągu można dostrzec pewną prawidłowość - powiedział generał, klepiąc parę teczek raportów leżących przed nim na biurku. - Przede wszystkim nie sposób przewidzieć, gdzie się pojawi, jednak zaobserwowany zawsze wraca na raz przebytą trasę jeszcze dwukrotnie.
- Po jakim czasie?
- Różnie. Zazwyczaj zdarzenia dzieli od kilku do kilkunastu dni. To oznacza, że działania spiskowców charakteryzują się pewną powtarzalnością, którą możemy obrócić na naszą korzyść.
- Tak jest.
- Parowóz potrzebuje nie tylko węgla. To w zasadzie jedyne w tej okolicy miejsce, gdzie ci dranie mogą brać wodę. - Generał stuknął palcem w mapę.
- Niekoniecznie. - Piotrowski wskazał ołówkiem kilka strumieni w pobliżu torów. - Mogą się zatrzymać na przykład tu, na moście, i czerpać choćby wiadrem.
- Nie żartujcie, towarzyszu, całej nocy byłoby mało, żeby napełnić zbiornik. Zresztą kto ma siłę tak zasuwać?
- To ile tego potrzebują? - zdziwił się ubek. - Więcej niż beczkę?
- Z tego, co udało mi się ustalić, piętnaście metrów sześciennych na sto kilometrów trasy. Czyli, lekko licząc, tysiąc wiader. Nie wykluczajmy od razu waszej hipotezy. - Generał zakreślił kółko. - Musieliby wozić ze sobą solidną strażacką motopompę, ale kto wie. Na razie trzeba się będzie przyjrzeć temu towarzystwu. - Puknął w widniejące na mapie zabudowania. - Pomyślcie też o urządzeniu zasadzki.
- Tak jest.
- Poprzednio pociąg widziano na tej linii. Pojawił się tu i tu... - Mazał wiecznym piórem po sztabówce.
- Pierwsza obserwacja z ostatniej serii nastąpiła w tym punkcie. Czekamy na kolejne incydenty. Co się tu właściwie znajduje?
- To rezerwowa baza paliwowa dla lokomotyw spalinowych. A tuż obok jest gospodarstwo pomocnicze i duży magazyn rezerw strategicznych naszego urzędu.
- Czyli widziano go na przestrzeni około czterdziestu kilometrów. A stacja wodna była jakby na końcu jego trasy?
- Tak. Wiecie, jakie możliwości wam to daje?
- Jeśli pociąg pojawi się ponownie i minie naszego obserwatora ukrytego w pobliżu torów czterdzieści kilometrów od punktu zaopatrzenia w wodę, będę miał czas na przygotowanie zasadzki. A raczej na uruchomienie wcześniej przygotowanej - zreflektował się Piotrowski.
Obecność generała przytłaczała go, miał problem z zebraniem myśli, o ich formułowaniu nie wspominając.
- Dużo czasu. W zależności od tego, jaką szybkość rozwinie, od pięćdziesięciu do osiemdziesięciu minut.
- Mam próbować zatrzymać go na stacji wodnej? W razie wykolejenia albo walki z obsługą pociągu może ucierpieć infrastruktura, poza tym świadkowie są nam raczej zbędni - major odpowiedział sam sobie. - Może lepiej tu? - Pokazał niestrzeżony przejazd trzysta metrów dalej.
- Dobry pomysł - ocenił generał. - Zamieszkacie na stacji, są tam z pewnością pokoje służbowe i linia telefoniczna niezależna od sieci kolejowych. Na posterunku milicji ulokujemy naszych ludzi. W razie czego wystarczy jeden telefon i w ciągu dwudziestu minut będziecie mieć wsparcie. Weźcie motor, od stacji do przejazdu jest ścieżka, będziecie mogli szybko dotrzeć do miejsca zasadzki. Szczegóły techniczne pozostawiam wam.
- Tak jest.
- Jak się sprawnie uwiniecie, to premia będzie, a i awans nie jest wykluczony.
*
Skład zwolnił i wreszcie zatrzymał się ze zgrzytem.
- To tutaj. - Maszynista wskazał zabudowania.
- Dziękuję pięknie za podwiezienie. - Wujaszek Igor podniósł swój bagaż i po żelaznych stopniach podreptał w dół. - Od kilkunastu lat nie miałem okazji jechać w lokomotywie. Prawie zdążyłem zapomnieć, jaka to przyjemność.
Z trudem zeskoczył na wysypany tłuczniem nasyp. Zachwiał się, zaraz jednak odzyskał równowagę. Ramię pompy obróciło się ze zgrzytem i do kotła parowozu strumieniem popłynęła woda.
Stary rozejrzał się wokoło. Stacja wodna nie była duża. Prymitywna wieża ciśnień, stalowa kratownica z zardzewiałym zbiornikiem na wierzchu pamiętała chyba jeszcze cara. Obok wznosił się nieduży drewniany budynek postojowy dla parowozów oraz chałupa z nieco zapadniętym dachem. Kilkadziesiąt metrów dalej przy przejeździe bielała budka dróżnika. Były jeszcze zwrotnica i nitka zardzewiałych torów odchodząca łukiem na wschód. Ciepłe podmuchy jesiennego wiatru leniwie targały wiszącym na sznurze praniem.
Na widok nieoczekiwanego przybysza z budynku stacji wyszedł zawiadowca.
- Witam serdecznie. - Uścisnął dłoń Igora. - Dzwonili dziś rano, że pan przyjedzie. Mam na imię Marek.
- Igor.
- Kierownik jest na urlopie, wróci dopiero za dwa tygodnie. Oprowadzę pana po naszym małym gospodarstwie - zaproponował. - Zobaczy pan co i jak.
- Dziękuję.
- Agata! - zawołał.
Z wnętrza domu wyłoniła się nastoletnia dziewczyna w kretonowej sukience.
- To jest pan Igor, nasz nowy pracownik - wyjaśnił. - Weź jego bagaże i zamieć pokój, ten, gdzie kiedyś stały lampy. Szyby w oknach też przetrzyj, daj nową pościel i firankę. Półki w szafie i szuflady wyłóż papierem. I może postaw jakąś pelargonię na parapet, będzie przytulniej.
- Dobrze, tato. Jeśli mogę coś jeszcze dla pana...
- Dziękuję za troskę, nic więcej do szczęścia mi nie trzeba. - Igor podał jej swoją prawie pustą walizkę.
Panienka spiesznie znikła w budynku.
- Proszę za mną. - Marek wskazał ręką kierunek. Igor rozejrzał się. Podwójna nitka torów, ponad nimi pompa z ruchomym żurawiem hydrantu przesuwanym przy pomocy korby i przekładni. Dróżnik, chwilowo oddelegowany do tej pracy, właśnie skończył lać wodę. Skład towarowy, którym przyjechał stary, ruszał w dalszą drogę. Wagony stukały już na złączach szyn.
- To będzie pańskie zadanie. Gdy lokomotywa zatrzyma się przy czerwonym słupku, uruchamia pan...
- Dziękuję, znam procedurę.
- Pracował pan na kolei?
- Byłem maszynistą, jeszcze przed wojną. Wprawdzie to mnie wtedy nalewano, ale sam pan rozumie...
- Po imieniu, proszę.
Читать дальше